Zawsze młoda? Moja walka z własnym odbiciem i rodziną – szczera spowiedź kobiety, która nie potrafi zaakceptować swojej twarzy
– Znowu ci nie sprzedali wina? – zapytała mama, kiedy weszłam do kuchni z pustymi rękami i zaciśniętymi ustami.
– Nie. Powiedzieli, że muszę mieć dowód. – Oparłam się o blat i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Miałam już trzydzieści dwa lata, a wciąż traktowano mnie jak nastolatkę.
Mama spojrzała na mnie z tym swoim pobłażliwym uśmiechem. – No widzisz, powinnaś się cieszyć! Każda kobieta by chciała wyglądać tak młodo jak ty.
Zacisnęłam pięści. Ile razy jeszcze to usłyszę? Ile razy ktoś powie mi, że powinnam być wdzięczna za coś, co sprawia, że czuję się przezroczysta i niewidzialna?
Mój brat, Tomek, wszedł do kuchni z telefonem przy uchu. – Ola, mama mówiła, że wyglądasz jak licealistka. Może powinnaś spróbować pracy w szkole? – rzucił z kpiną.
– Bardzo śmieszne – syknęłam. – Może ty byś spróbował dorosnąć.
Wyszedł bez słowa, a ja zostałam sama z mamą i jej spojrzeniem pełnym troski, której nie chciałam.
Od dziecka słyszałam te same komentarze: „Jaka ty drobniutka!”, „Taka dziewczęca buzia!”, „Zazdroszczę ci tej młodości!”. W podstawówce to była zaleta – nauczyciele głaskali mnie po głowie, sąsiadki częstowały cukierkami. Ale potem przyszło liceum i pierwsze randki. Chłopcy wybierali dziewczyny, które wyglądały na starsze, bardziej kobiece. Ja byłam „fajną koleżanką”, „siostrzyczką”, „maskotką klasy”.
Na studiach próbowałam się zmienić. Malowałam się mocniej, nosiłam szpilki i czerwone usta. Ale kiedy na imprezie ktoś zapytał: „A ty tu z kim przyszłaś? Siostra kogoś?”, poczułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce.
Pracę w agencji reklamowej dostałam po trzech rozmowach kwalifikacyjnych. Szefowa, pani Iwona, spojrzała na moje CV i powiedziała: – Myślałam, że jesteś na praktykach. Ale skoro masz tyle doświadczenia…
Z czasem zaczęłam ukrywać swój wiek. Przestałam mówić o tym, ile mam lat. Unikałam zdjęć z młodości, bo wtedy różnica była jeszcze bardziej widoczna. W pracy wszyscy traktowali mnie jak stażystkę – nawet kiedy prowadziłam duże projekty. Klienci pytali: „A gdzie jest pani kierownik?”.
Najgorsze były rodzinne spotkania. Ciotka Basia zawsze zaczynała: – Ola, ty to się chyba nigdy nie zestarzejesz! Zdradź mi swój sekret!
A ja miałam ochotę krzyczeć: „To nie jest sekret! To przekleństwo!”
Z czasem zaczęłam unikać ludzi. Przestałam chodzić na imprezy firmowe, nie odbierałam telefonów od znajomych. Nawet z rodzicami rozmawiałam coraz rzadziej. Mama próbowała mnie wyciągnąć na zakupy albo do kina, ale zawsze kończyło się tym samym: ktoś pytał, czy jesteśmy siostrami.
Najbardziej bolało mnie to, że nikt nie widział mojego cierpienia. Każdy myślał, że jestem szczęściarą. A ja czułam się jak dziecko zamknięte w ciele dorosłej kobiety, której nikt nie traktuje poważnie.
Pewnego dnia Tomek przyszedł do mnie wieczorem. Usiadł na brzegu łóżka i powiedział:
– Ola… Przepraszam za te żarty. Wiem, że cię to boli.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Skąd wiesz?
– Słyszałem, jak płakałaś w łazience po ostatniej wigilii…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Po raz pierwszy ktoś zauważył mój ból.
– Nie chcę już tak żyć – wyszeptałam.
– To może czas coś zmienić? Może pogadasz z kimś… profesjonalnie?
Przez kilka dni myślałam o tej rozmowie. W końcu umówiłam się do psycholożki – pani Magdy. Bałam się tej wizyty bardziej niż matury.
– Co panią sprowadza? – zapytała cicho.
– Nienawidzę swojego wyglądu – odpowiedziałam bez namysłu.
– Dlaczego?
– Bo przez niego czuję się niewidzialna. Ludzie mnie nie szanują…
Rozmawiałyśmy długo. Pani Magda powiedziała coś, co zapadło mi w pamięć:
– Może warto spróbować zobaczyć siebie inaczej? Nie przez pryzmat tego, co mówią inni.
Zaczęłam powoli pracować nad sobą. Przestałam się malować na siłę i nosić ubrania, które miały mnie „postarzyć”. Zaczęłam chodzić na spacery bez makijażu. Patrzyłam w lustro i próbowałam zobaczyć siebie taką, jaka jestem – nie jaką chcieliby mnie widzieć inni.
Relacje z rodziną też zaczęły się zmieniać. Mama przestała komentować mój wygląd przy każdej okazji. Tomek częściej pytał, jak się czuję naprawdę.
Ale najtrudniejsze było zaakceptowanie siebie. Czasem nadal łapię się na tym, że unikam luster albo porównuję się do innych kobiet. Ale już wiem, że nie muszę być „dorosła” na siłę ani udawać kogoś innego.
Dziś patrzę na swoje odbicie i pytam siebie: czy naprawdę muszę być taka, jak chcą inni? Czy mogę być po prostu sobą?
A wy? Czy też czasem czujecie się więźniami własnego wyglądu?