Powrót do domu: Między siostrzaną miłością a burzą małżeńską
— Znowu wróciłaś? — głos Dariusza odbił się echem po przedpokoju, kiedy zamknęłam za sobą drzwi. W jego oczach widziałam zmęczenie, ale i coś więcej — niechęć, której nie potrafił już ukryć. Stałam przez chwilę w milczeniu, czując jak ciężar walizki wbija mi się w dłoń.
Iwona wybiegła z kuchni, jej twarz rozświetliła się na mój widok, ale zaraz potem spochmurniała, gdy spojrzała na męża. — Daj spokój, Darek. To moja siostra — powiedziała cicho, jakby bała się, że każde słowo może być iskrą w beczce prochu.
Nie tak wyobrażałam sobie powrót do domu. Po trzech miesiącach pracy za granicą marzyłam o ciepłej herbacie i rozmowie do późna z Iwoną. Zamiast tego poczułam się jak intruz we własnym życiu.
— Nie rozumiesz? — Dariusz podniósł głos. — Od kiedy ona tu jest, wszystko się zmieniło! Kłócimy się, nie mamy dla siebie czasu… To nie jest już nasz dom!
Zacisnęłam usta, żeby nie wybuchnąć płaczem. Przecież nie chciałam nikomu przeszkadzać. Wróciłam, bo nie miałam dokąd pójść. Po rozstaniu z narzeczonym i utracie pracy za granicą, jedynym miejscem, które mogłam nazwać domem, było mieszkanie Iwony i Dariusza na warszawskim Ursynowie.
Iwona podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem. — To tylko na chwilę — szepnęła. — Wszystko się ułoży.
Ale czy naprawdę mogło się ułożyć? Od pierwszego dnia czułam napięcie. Dariusz unikał mnie, a kiedy już musieliśmy rozmawiać, był chłodny i oschły. Iwona próbowała łagodzić sytuację, ale widziałam, jak coraz częściej płacze po nocach.
Pewnej soboty usłyszałam ich kłótnię przez cienką ścianę. — To twoja siostra jest problemem! — krzyczał Dariusz. — Odkąd tu mieszka, nie mamy żadnej prywatności! Nawet nie możemy spokojnie porozmawiać!
— Przesadzasz! — broniła mnie Iwona. — To moja rodzina! Gdzie miała pójść?
— Może do matki? Albo do jakiejś koleżanki? Nie chcę jej tutaj!
Leżałam skulona na łóżku, dławiąc łzy. Czułam się winna, choć przecież nie zrobiłam nic złego. Czy naprawdę byłam przyczyną ich problemów? A może ich małżeństwo już wcześniej miało rysy?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Iwoną. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, popijając kawę.
— Może powinnam wyjechać — zaczęłam niepewnie. — Nie chcę być ciężarem.
Iwona spojrzała na mnie ze łzami w oczach. — Nie mów tak. Jesteś moją siostrą. Zawsze będziesz miała tu miejsce.
— Ale Dariusz… On mnie nienawidzi.
— On po prostu… nie radzi sobie z tym wszystkim. Ostatnio dużo pracuje, jest zestresowany. Ale to nie twoja wina.
Chciałam jej wierzyć, ale codzienność była coraz trudniejsza do zniesienia. Dariusz coraz częściej wracał późno do domu albo wychodził bez słowa. Iwona zamykała się w sobie. Ja szukałam pracy, ale bez skutku. Warszawa była dla mnie coraz bardziej obca i zimna.
Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej niż zwykle i zastałam ich siedzących w salonie. Atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą.
— Musimy porozmawiać — powiedział Dariusz stanowczo.
Usiadłam naprzeciwko nich, serce waliło mi jak młotem.
— To nie może tak dalej wyglądać — zaczął. — Przepraszam, jeśli jestem niemiły, ale czuję się we własnym domu jak gość. Chcę mieć żonę tylko dla siebie.
Iwona ścisnęła moją dłoń pod stołem.
— Rozumiem cię — powiedziałam cicho. — Ale ja naprawdę nie mam dokąd pójść.
Zapadła cisza. Widziałam walkę na twarzy Iwony: lojalność wobec mnie i miłość do męża ścierały się ze sobą jak dwa przeciwne wiatry.
— Może… spróbujemy znaleźć ci coś na wynajem? Pomoglibyśmy ci finansowo na początek — zaproponowała ostrożnie.
Poczułam ukłucie żalu i wstydu. Czy naprawdę byłam aż takim problemem? Ale wiedziałam też, że nie mogę niszczyć ich związku.
— Dobrze — zgodziłam się po chwili milczenia. — Poszukam czegoś.
Przez kolejne tygodnie atmosfera była jeszcze bardziej napięta. Czułam się jak cień przemykający przez mieszkanie. Każdy gest, każde słowo było analizowane i ważyło więcej niż powinno.
W końcu znalazłam mały pokój do wynajęcia na Pradze. Nie był idealny — stare meble, zimne ściany i sąsiad grający na akordeonie do późna w nocy — ale był mój.
Ostatniego dnia pakowania Iwona przyszła do mnie ze łzami w oczach.
— Przepraszam… — wyszeptała. — Chciałam tylko dobrze.
Objęłyśmy się mocno. Wiedziałam, że nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi mieszkania na Ursynowie, poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Czy zrobiłam dobrze? Czy można być lojalnym wobec rodziny i jednocześnie nie ranić tych, których kochamy?
Czasem zastanawiam się: czy powrót do domu zawsze oznacza powrót do bezpieczeństwa? A może czasem trzeba odejść, żeby ocalić to, co najważniejsze?