Przestań grymasić, jestem głodny! Czy drugi dzień przeziębienia to wystarczający powód do lenistwa?

– Przestań grymasić, jestem głodny! Czy drugi dzień przeziębienia to wystarczający powód do lenistwa? – usłyszałam z kuchni głos mojego męża, Pawła. Było jeszcze ciemno, a ja leżałam pod kołdrą, rozpalona gorączką, z bólem gardła i dreszczami. Przez chwilę miałam nadzieję, że się przesłyszałam. Ale nie – kroki na panelach, szuranie krzesła i ten ton, który znałam aż za dobrze.

– Paweł, naprawdę źle się czuję… – wychrypiałam, próbując nie płakać.

– No i co z tego? Ja też czasem źle się czuję, a jakoś nikt mi nie podaje śniadania do łóżka! – warknął. – Wstawaj, bo zaraz muszę jechać do pracy!

Zebrałam w sobie resztki sił i podniosłam się z łóżka. W lustrze zobaczyłam bladą twarz z podkrążonymi oczami. W kuchni Paweł już czekał, stukając palcami w blat.

– Zrobiłaś mi kawę? – zapytał z pretensją.

– Jeszcze nie… – szepnęłam.

– No to na co czekasz? Myślisz, że jak masz katar, to świat się zatrzyma? – przewrócił oczami.

Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystkim i wrócić do łóżka. Ale wiedziałam, że wtedy będzie jeszcze gorzej. Paweł potrafił być uparty jak osioł. Zrobiłam mu tę kawę, kanapki i nawet podałam witaminę C. On nawet nie spojrzał na mnie z troską.

Kiedy wyszedł do pracy, usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak dziecko. Przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Zastanów się dobrze, czy chcesz z nim być. On jest dobrym człowiekiem, ale bardzo wymagającym”. Wtedy nie rozumiałam, co miała na myśli. Teraz rozumiałam aż za dobrze.

Paweł był typowym synem swojej matki. Pani Jadwiga zawsze powtarzała: „Mężczyzna musi mieć wszystko podane pod nos”. Kiedyś nawet powiedziała mi wprost:

– Pani Marto, kobieta jest od tego, żeby dbać o dom. Paweł ciężko pracuje, a pani tylko siedzi w domu i narzeka.

A ja? Pracowałam na pół etatu w bibliotece miejskiej, prowadziłam dom, gotowałam obiady na dwa dni naprzód i dbałam o wszystko. Ale dla nich to było za mało.

Kiedyś próbowałam porozmawiać z Pawłem o tym, jak się czuję. To było po pogrzebie mojego taty. Byłam rozbita, płakałam nocami. Paweł wtedy powiedział:

– Każdy kiedyś traci rodzica. Nie przesadzaj.

To bolało bardziej niż sama strata. Ale wtedy jeszcze wierzyłam, że to chwilowe. Że on się zmieni.

Wrócił do domu po pracy i od progu rzucił kurtkę na krzesło:

– Co na obiad?

– Rosół i schabowe – odpowiedziałam cicho.

– Znowu rosół? Nie mogłaś zrobić czegoś innego?

Zacisnęłam zęby. Chciałam krzyczeć: „Zrób sobie sam!” Ale nie miałam siły na awanturę.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Ania:

– Marta, jak się czujesz?

– Szczerze? Fatalnie. Paweł nie rozumie… – głos mi się załamał.

– Przyjedź do nas na kilka dni. Odpoczniesz od niego i od tej teściowej.

– Nie mogę… On by tego nie przeżył.

– A ty co? Masz się poświęcać do końca życia?

Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. W nocy miałam gorączkę ponad 39 stopni. Rano obudziło mnie głośne trzaskanie drzwiami.

– Znowu śpisz?! – Paweł stał w progu sypialni z miną obrażonego dziecka.

– Jestem chora… – wyszeptałam.

– Wielka mi choroba! Katar i kaszel! Ja też byłem kiedyś przeziębiony i jakoś nie robiłem z tego tragedii!

Tego dnia nie zrobiłam obiadu. Leżałam cały dzień w łóżku. Wieczorem Paweł wrócił wściekły:

– Nic nie ugotowałaś?! Co ja mam jeść?!

– Zamów sobie pizzę – odpowiedziałam bez emocji.

Patrzył na mnie przez chwilę z niedowierzaniem, a potem wyszedł trzaskając drzwiami tak mocno, że aż obraz spadł ze ściany.

Następnego dnia zadzwoniła teściowa:

– Pani Marto, słyszałam od Pawła, że pani zaniedbuje dom! On ciężko pracuje!

– Pani Jadwigo, jestem chora…

– Choroba to nie powód do lenistwa! Ja całe życie pracowałam i nigdy nie pozwoliłam sobie na takie rzeczy!

Rozłączyłam się bez słowa. Czułam się jak śmieć. Jakby moje zdrowie i samopoczucie nic nie znaczyły.

Wieczorem Paweł wrócił pijany. Zaczął krzyczeć:

– Po co ja się z tobą ożeniłem?! Nawet obiadu nie potrafisz zrobić! Moja matka miała rację!

Wtedy coś we mnie pękło. Spakowałam walizkę. Zadzwoniłam do Ani:

– Przyjedź po mnie. Już dłużej nie dam rady.

Ania przyjechała po godzinie. Pomogła mi zabrać najpotrzebniejsze rzeczy.

Paweł patrzył na mnie z niedowierzaniem:

– Co ty wyprawiasz?

– Odchodzę – powiedziałam spokojnie. – Mam dość bycia twoją służącą.

Nie zatrzymał mnie. Nawet nie próbował przeprosić.

U Ani poczułam się jak człowiek. Dostałam herbatę z miodem i koc. Jej mąż Michał zapytał tylko:

– Chcesz pogadać czy po prostu posiedzieć w ciszy?

Siedziałam w ciszy. Po raz pierwszy od lat nikt ode mnie niczego nie chciał.

Mama zadzwoniła następnego dnia:

– Dobrze zrobiłaś, Marto. Nie pozwól sobą pomiatać.

Teściowa przysłała mi SMS-a: „Wstyd! Rozbiła pani rodzinę!”

Nie odpowiedziałam.

Minęły dwa tygodnie. Paweł ani razu nie zadzwonił. Dowiedziałam się od wspólnej znajomej, że opowiada wszystkim, jaka to jestem leniwa i niewdzięczna.

Ale ja zaczęłam oddychać pełną piersią. Znalazłam pracę na cały etat w bibliotece w sąsiednim mieście. Wynajęłam kawalerkę. Każdego dnia uczyłam się na nowo żyć dla siebie.

Czasem budzę się w nocy zlana potem po koszmarze – śni mi się Paweł krzyczący o obiedzie albo teściowa wytykająca mi lenistwo. Ale coraz częściej budzę się spokojna.

Często myślę o kobietach takich jak ja – które latami znoszą upokorzenia w imię „rodziny”. Ile jeszcze musi minąć czasu, byśmy nauczyły się mówić „dość”? Czy naprawdę tak trudno uwierzyć w swoją wartość?

Dziś patrzę w lustro i widzę kobietę zmęczoną, ale wolną. I pytam siebie (i was):
Czy warto poświęcać swoje zdrowie i godność dla kogoś, kto nigdy tego nie doceni? Co wy byście zrobili na moim miejscu?