Nikt nie odbierze mi godności: Historia Magdy z Łodzi, która przetrwała wszystko

— Magda, nie możesz tak dalej żyć! — głos mamy odbijał się echem od obdrapanych ścian naszego mieszkania na Bałutach. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. W powietrzu wisiał zapach smażonej cebuli i stęchlizny. — Zobacz, do czego doprowadziłaś! Ojciec nie chce cię nawet widzieć!

Zacisnęłam zęby. Miałam dwadzieścia osiem lat i właśnie wróciłam z kolejnej nieudanej rozmowy o pracę. Od miesięcy szukałam czegokolwiek, byleby tylko nie być ciężarem dla rodziców. Ale w Łodzi pracy dla takich jak ja — bez doświadczenia, po liceum, bez znajomości — nie było. Mama patrzyła na mnie z mieszaniną litości i rozczarowania. Ojciec nawet nie wychodził z pokoju, odkąd straciłam ostatnią robotę w sklepie spożywczym.

— Może gdybyś się bardziej starała… — zaczęła mama, ale przerwałam jej gwałtownie:

— Staram się! Codziennie wysyłam CV, chodzę na rozmowy! Nie rozumiesz tego?

W oczach mamy pojawiły się łzy. — My też mamy już dość… — wyszeptała i wyszła z kuchni, zostawiając mnie samą z moim wstydem.

To był początek końca. Kilka dni później ojciec powiedział mi prosto w twarz:

— Albo znajdziesz pracę do końca miesiąca, albo się wyprowadzasz.

Nie spałam wtedy całą noc. Przewracałam się z boku na bok na skrzypiącej wersalce, słuchając odgłosów miasta za oknem. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dokąd pójdę? Nie miałam przyjaciół — wszyscy dawno się rozjechali albo założyli rodziny. Z siostrą, Agnieszką, nie rozmawiałam od lat, odkąd pokłóciłyśmy się o pieniądze po babci.

Ostatniego dnia miesiąca spakowałam torbę: kilka ubrań, książki i zdjęcie z dzieciństwa. Mama stała w progu, płakała cicho. Ojciec nawet nie spojrzał mi w oczy.

— Przepraszam… — szepnęłam, ale nikt nie odpowiedział.

Wyszłam na klatkę schodową i poczułam, jak ogarnia mnie pustka. Przez kilka dni tułałam się po znajomych, spałam na kanapach, czasem w noclegowni przy ulicy Sienkiewicza. Wstydziłam się siebie. Czułam się jak śmieć.

Pewnego wieczoru siedziałam na ławce w parku Staromiejskim i płakałam. Podszedł do mnie starszy pan w szarym płaszczu.

— Dziecko, czemu płaczesz? — zapytał łagodnie.

— Nie mam dokąd pójść… — wyszeptałam.

Usiadł obok mnie i przez chwilę milczeliśmy razem.

— Wiesz… ja też kiedyś straciłem wszystko — powiedział cicho. — Ale dopóki masz siebie, nikt nie odbierze ci godności.

Te słowa utkwiły mi w głowie na długo. Następnego dnia poszłam do MOPS-u. Dostałam skierowanie do schroniska dla kobiet. Tam poznałam Anię — dziewczynę po przejściach, która nauczyła mnie walczyć o siebie.

— Magda, musisz przestać się bać! — mówiła mi pewnego wieczoru, kiedy siedziałyśmy razem na łóżku w ciasnym pokoju. — Nikt za ciebie życia nie przeżyje.

Zaczęłam szukać pracy jeszcze intensywniej. Sprzątałam klatki schodowe, roznosiłam ulotki, pomagałam starszym sąsiadkom robić zakupy. Każda złotówka była dla mnie jak złoto. Czasem wracałam do schroniska tak zmęczona, że zasypiałam w ubraniu.

Po kilku miesiącach dostałam pracę jako pomoc kuchenna w barze mlecznym na Piotrkowskiej. Szefowa, pani Teresa, była surowa, ale sprawiedliwa.

— Magda, tu się pracuje ciężko, ale uczciwie — powiedziała pierwszego dnia. — Jeśli dasz radę wytrzymać miesiąc, dostaniesz umowę.

Wytrzymałam. Po raz pierwszy od dawna poczułam dumę z siebie. Wynajęłam mały pokój na Retkini. Każdego dnia budziłam się z myślą: „Dziś będzie lepiej”.

Rodzina? Przez długi czas nie miałam odwagi zadzwonić do mamy. Bałam się jej rozczarowania bardziej niż samotności. Ale pewnego dnia spotkałam Agnieszkę na rynku.

— Magda? To naprawdę ty? — zapytała z niedowierzaniem.

Patrzyłyśmy na siebie przez długą chwilę. W końcu Agnieszka podeszła i mocno mnie przytuliła.

— Przepraszam… — szepnęła. — Nie wiedziałam, że aż tak ci ciężko.

Popłakałyśmy się obie jak dzieci. Od tamtej pory zaczęłyśmy odbudowywać naszą relację. Agnieszka pomogła mi znaleźć lepszą pracę w firmie sprzątającej biura. Z czasem zaczęłyśmy odwiedzać mamę razem.

Ojciec nigdy mnie nie przeprosił. Ale już go o to nie proszę.

Dziś mam trzydzieści dwa lata i własne mieszkanie na kredyt. Pracuję ciężko, ale uczciwie. Czasem patrzę w lustro i widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.

Nikt nie odbierze mi godności. Nawet jeśli życie jeszcze raz rzuci mnie na kolana — wiem już, że potrafię wstać.

Czy naprawdę musimy upaść tak nisko, żeby odkryć swoją siłę? Ile jeszcze kobiet musi przejść przez piekło samotności i odrzucenia, zanim uwierzą w siebie?