„Mama oddała spadek cioci Wiktorii” – Czyje potrzeby są ważniejsze? Moja walka o zauważenie w rodzinie
– Naprawdę to zrobiłaś? – głos mi się łamał, kiedy patrzyłam na mamę siedzącą przy kuchennym stole. W jej oczach nie było wahania, tylko ta znajoma łagodność, która kiedyś mnie uspokajała, a dziś doprowadzała do szału.
– Tak, Kasiu. Wiktoria jest starsza, ma trudniej. Ty sobie poradzisz – odpowiedziała spokojnie, jakby oddanie mieszkania po babci było czymś tak naturalnym jak zrobienie herbaty.
W tamtej chwili poczułam się jak powietrze. Mieszkałam z mężem i teściami w dwupokojowym mieszkaniu na Pradze, gdzie nawet własny kubek musiałam podpisywać markerem, żeby nie zginął w kuchennej dżungli. Każda złotówka szła na konto oszczędnościowe – marzyliśmy o własnym kącie. Do tego mój młodszy brat Bartek właśnie stracił pracę i potrzebował wsparcia. Ale dla mamy to ciocia Wiktoria była tą „potrzebującą”.
Pamiętam dzień, kiedy dowiedziałam się o spadku. Babcia zostawiła nam wszystkim po równo: mnie, mamie i cioci. Mieszkanie na Ochocie – niewielkie, ale własne. Mama miała prawo do swojej części, mogła ją sprzedać albo przekazać komu chciała. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że odda wszystko siostrze.
– Przecież ciocia ma swoje mieszkanie! – wybuchłam. – Mieszka tam z synem, synową i dwójką wnuków! Ja nawet nie mam gdzie powiesić prania!
Mama westchnęła ciężko.
– Kasiu, Wiktoria jest sama. Ty masz męża, rodzinę. Ona zawsze była dla mnie jak matka…
Zacisnęłam pięści pod stołem. Zawsze to samo. Ciocia Wiktoria była starsza o siedem lat od mamy i od dziecka traktowała ją jak córkę. Ale czy to znaczyło, że ja jestem mniej ważna?
Wieczorem wróciłam do domu i opowiedziałam wszystko mężowi.
– Może twoja mama po prostu nie rozumie twojej sytuacji? – zapytał Michał ostrożnie.
– Albo nie chce zrozumieć – syknęłam przez zęby.
Teściowa podsłuchała naszą rozmowę i następnego dnia przy śniadaniu rzuciła:
– Twoja mama zawsze była taka… poświęcająca się dla innych. Ale czasem trzeba pomyśleć o własnych dzieciach.
Poczułam się jeszcze gorzej. Nawet teściowa zauważyła to, czego mama nie chciała widzieć.
Bartek zadzwonił wieczorem.
– Słyszałem o mieszkaniu… – zaczął niepewnie.
– Tak, mama oddała wszystko cioci Wiktorii. Jak zwykle – odpowiedziałam gorzko.
– Może ona po prostu nie chce konfliktów? – próbował mnie pocieszyć.
Ale ja wiedziałam swoje. Mama zawsze wybierała spokój ponad nasze potrzeby. Kiedy byłam dzieckiem i ktoś mnie skrzywdził na podwórku, mówiła: „Ustąp, Kasiu, nie warto się kłócić”. Kiedy Bartek miał problemy w szkole, to ja musiałam mu pomagać, bo mama była zajęta opieką nad chorą ciocią.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zapytała:
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
– U mnie w domu było podobnie. Zawsze ktoś był ważniejszy ode mnie. Ale wiesz co? W końcu musiałam postawić granice.
Granice… To słowo chodziło za mną przez cały dzień. Czy ja kiedykolwiek postawiłam mamie granice? Czy zawsze byłam tą „silną”, która sobie poradzi?
Wieczorem zadzwoniłam do mamy.
– Mamo, musimy porozmawiać.
– Kasiu, wiem, że jesteś zła…
– Nie jestem tylko zła. Jest mi przykro. Czuję się niewidzialna. Zawsze wybierasz kogoś innego ponad mnie i Bartka. My też mamy problemy! Ja mieszkam z teściami, Bartek stracił pracę…
Mama milczała długo.
– Kasiu… Ja naprawdę myślałam, że wy sobie poradzicie…
– Ale czy pytałaś nas o zdanie? Czy choć raz pomyślałaś o tym, jak się czujemy?
Słyszałam jej cichy płacz po drugiej stronie słuchawki.
– Przepraszam… Chciałam dobrze…
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Z jednej strony czułam ulgę – wreszcie powiedziałam mamie, co czuję. Z drugiej strony miałam wyrzuty sumienia – przecież ona też miała swoje powody.
Minęły tygodnie. Mama zaczęła częściej dzwonić, pytać o Bartka i o nasz domowy budżet. Zaproponowała nawet pomoc finansową na wkład własny do kredytu mieszkaniowego. Ale mieszkania po babci już nie odzyskamy.
Czasem myślę: czy naprawdę trzeba być zawsze tą silną? Czy rodzice powinni dzielić pomoc równo między dzieci? A może to ja powinnam nauczyć się prosić o wsparcie?
Może Wy też mieliście podobne doświadczenia? Jak postawić granice bliskim i nie czuć się winna?