„Jeśli nasz syn nie zobaczy jednego dziadka, nie zobaczy też drugiego” – historia o rodzinnych podziałach, które ranią najbardziej
– Jeśli nasz syn nie zobaczy jednego dziadka, nie zobaczy też drugiego! – głos Pawła odbił się echem od ścian naszej kuchni. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni kubek tak mocno, że aż zabolały mnie palce. Woda kapała z kranu, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
To miał być zwykły wieczór. Nasz synek, Michałek, spał już w swoim łóżeczku. Zamiast cieszyć się ciszą po całym dniu, znów kłóciliśmy się o rodziców. O to, kto ma prawo widywać wnuka, a kto nie. O to, czyje uczucia są ważniejsze – naszych rodziców czy nasze własne.
Zanim pojawił się Michałek, przez dwa lata żyliśmy w cieniu niepłodności. Każdy miesiąc kończył się płaczem i kolejnymi testami ciążowymi z jedną kreską. Paweł był przy mnie, choć widziałam, jak i jemu pęka serce. Rozważaliśmy in vitro, ale zanim podjęliśmy decyzję, stał się cud – zaszłam w ciążę naturalnie. Wtedy wydawało mi się, że nic już nie może nas złamać.
Myliłam się.
Moja mama, pani Zofia, była zachwycona wnukiem. Od pierwszych dni przychodziła codziennie – przynosiła zupy, prasowała ubranka, czasem nawet budziła Michałka, żeby go przytulić. Paweł tego nie znosił. Jego matka, pani Teresa, mieszkała dalej i widywała wnuka rzadziej. Czuła się pomijana i nie raz dawała mi to odczuć.
– Uważasz mnie za gorszą babcię? – zapytała mnie pewnego dnia przez telefon. – Twoja matka jest tam codziennie! Ja nawet nie wiem, jak Michałek pachnie.
Próbowałam tłumaczyć, że mama mieszka bliżej i ma więcej czasu. Ale Teresa była nieugięta. Zaczęły się pretensje, a potem ciche dni. Paweł coraz częściej stawał po stronie swojej matki.
– To niesprawiedliwe – mówił wieczorami. – Moja mama czuje się odrzucona. Nie możesz tego zrozumieć?
A ja czułam się rozdarta na pół. Z jednej strony wdzięczna mamie za pomoc i wsparcie, z drugiej – coraz bardziej zmęczona jej obecnością i presją ze strony teściowej. Każda wizyta Teresy kończyła się spięciem: „A czemu on tak płacze? Może za mało go przytulasz? Może powinnaś inaczej go karmić?”
Pewnego dnia Paweł postawił sprawę jasno:
– Albo ograniczamy wizyty twojej mamy do minimum, albo moja mama przestaje tu przychodzić w ogóle.
Poczułam się jak dziecko w środku rodzinnej wojny. Próbowałam rozmawiać z mamą:
– Mamo, może powinnaś trochę rzadziej przychodzić? Teresa czuje się pominięta…
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem:
– To ja ci pomagam od początku! To ja byłam przy tobie po porodzie! Teraz mam udawać, że mnie nie ma?
Nie spałam po nocach. Michałek budził się co dwie godziny, a ja płakałam w poduszkę ze zmęczenia i bezsilności. Paweł coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy. Zaczęliśmy się oddalać.
W końcu doszło do kulminacji podczas urodzin Michałka. Obie babcie spotkały się w naszym mieszkaniu i wybuchła awantura o to, kto pierwszy weźmie wnuka na ręce. Michałek zaczął płakać, a ja razem z nim.
Po tej scenie Paweł powiedział mi prosto w oczy:
– Jeśli nasz syn nie zobaczy jednego dziadka, nie zobaczy też drugiego.
Zamknęłam się w łazience i długo patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Czy naprawdę muszę wybierać między matką a teściową? Czy nasze dziecko ma być kartą przetargową w tej wojnie?
Przez kolejne tygodnie ograniczyliśmy wizyty obu babć do minimum. Michałek był spokojniejszy, ale ja czułam pustkę. Mama przestała dzwonić. Teresa wysyłała tylko krótkie smsy: „Pozdrów Michałka”.
Zaczęliśmy z Pawłem chodzić na terapię dla par. Tam po raz pierwszy powiedziałam na głos:
– Boję się, że stracimy siebie przez naszych rodziców.
Paweł milczał długo, potem ścisnął moją dłoń.
– Ja też się boję.
Dziś mija rok od tamtej awantury. Udało nam się wypracować kompromis – babcie widują Michałka naprzemiennie i nigdy razem. Ale relacje są chłodne. Czasem czuję żal do mamy i teściowej, czasem do Pawła… Najbardziej jednak boli mnie to, że nasze dziecko stało się polem bitwy dorosłych.
Czy naprawdę rodzina musi oznaczać wybory i podziały? Czy można kochać wszystkich i nikogo nie ranić? Czasem patrzę na Michałka i pytam siebie: czy kiedyś mi wybaczy?