Zagubiony Przyjaciel: Opowieść o Stracie i Przebaczeniu

— Nie wierzę, że tu wracam — pomyślałem, przekręcając klucz w zamku drzwi do mieszkania po babci. Zapach starego drewna, kurz i coś jeszcze, czego nie potrafiłem nazwać, uderzyły mnie od razu. Ta mieszkalina od razu przypadła mi do gustu. Mała, schludna, wszędzie meble z PRL-u, nawet ścianka z kryształami, jugosłowiańska. Dywan na ścianie, zakopcony czajnik na kuchence i stara lodówka „Polar” w kuchni. A w salonie wisiało radio. Stare radio, z którego leciało „Program III”. Ciepło tak grało. Z trzaskami, lekkim szumem, starymi piosenkami. Telewizora nie było.

Przez chwilę stałem w progu, jakby bał się wejść dalej. Wspomnienia wracały falami. To tu, w tym pokoju, z Piotrkiem spędzaliśmy całe popołudnia, grając w karty, słuchając muzyki i snując plany na przyszłość. Piotrek… Mój najlepszy przyjaciel. A może już tylko wspomnienie?

— Michał, wróciłeś? — usłyszałem nagle głos sąsiadki, pani Zofii, zza drzwi. — Twoja mama mówiła, że się pojawisz.

— Tak, dzień dobry pani Zofio — odpowiedziałem, starając się ukryć zmieszanie. — Tylko na kilka dni.

— Dobrze, dobrze… — mruknęła, a ja wiedziałem, że zaraz cała klatka schodowa będzie o tym wiedzieć.

Zamknąłem drzwi i usiadłem na wersalce. Przez chwilę słuchałem radia, próbując się uspokoić. Ale myśli wracały do tamtego dnia, kiedy wszystko się rozpadło.

Był listopad, szaro, zimno. Piotrek przyszedł do mnie z płaczem. Jego ojciec znowu pił, matka uciekła do ciotki, a on nie miał gdzie się podziać. Prosił, żebym go przyjął na noc, ale ja… Ja wtedy miałem ważny egzamin i bałem się, że rodzice się dowiedzą. Powiedziałem mu, żeby poszedł do innego kolegi. On spojrzał na mnie z takim rozczarowaniem, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. Następnego dnia dowiedziałem się, że Piotrek zniknął. Nikt nie wiedział, gdzie jest.

Przez lata próbowałem o tym zapomnieć. Wyjechałem na studia do Warszawy, znalazłem pracę, dziewczynę. Ale zawsze, kiedy wracałem do rodzinnego miasta, czułem ciężar tamtej nocy.

Teraz, po śmierci babci, musiałem tu wrócić. Sprzątnąć mieszkanie, załatwić formalności. Ale najbardziej bałem się spotkać z przeszłością.

Wieczorem zadzwoniła mama.

— Michał, słyszałam, że już jesteś. Jak tam?

— Dobrze, mamo. Wszystko w porządku — skłamałem.

— Wiesz… Piotrek wrócił do miasta. Podobno mieszka gdzieś na Pradze. Może byś się z nim spotkał?

Zamilkłem.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł — powiedziałem cicho.

— Synku, czasem trzeba zamknąć stare sprawy. Dla siebie.

Po rozmowie długo nie mogłem zasnąć. W głowie kłębiły się pytania: Co by było, gdybym wtedy go nie odtrącił? Czy nasze życie potoczyłoby się inaczej?

Następnego dnia poszedłem na spacer po osiedlu. Wszystko wydawało się mniejsze, bardziej szare. Spotkałem kilku dawnych znajomych, ale rozmowy były powierzchowne. Wszyscy wiedzieli o Piotrku, ale nikt nie chciał mówić wprost.

Wróciłem do mieszkania i zacząłem przeglądać stare rzeczy babci. W szufladzie znalazłem list. Był zaadresowany do mnie, ale nigdy go nie dostałem. Rozpoznałem pismo Piotrka.

„Michał, wiem, że mnie nie rozumiesz. Może nigdy nie zrozumiesz. Ale chciałem ci podziękować za wszystkie te lata. Za to, że byłeś moim przyjacielem, nawet jeśli na końcu mnie odtrąciłeś. Nie mam do ciebie żalu. Każdy musi iść swoją drogą. Może kiedyś się spotkamy i pogadamy jak dawniej. Piotrek.”

Łzy napłynęły mi do oczu. Przez tyle lat nosiłem w sobie żal i poczucie winy, a on… On już dawno mi wybaczył.

Wieczorem długo siedziałem przy kuchennym stole, patrząc na stare radio. W końcu wykręciłem numer, który dostałem od mamy.

— Halo? — usłyszałem znajomy głos.

— Piotrek? Tu Michał.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Michał… Myślałem, że już nigdy się nie odezwiesz.

— Przepraszam. Za wszystko.

— Ja też przepraszam. Chciałem cię wtedy tylko prosić o pomoc, ale rozumiem, że nie mogłeś. Każdy z nas miał swoje problemy.

Rozmowa była długa, pełna łez i śmiechu. Okazało się, że Piotrek założył rodzinę, pracuje jako kierowca autobusu. Życie go nie oszczędziło, ale nauczył się wybaczać.

Kiedy odłożyłem słuchawkę, poczułem ulgę, jakiej nie czułem od lat. Może nie da się cofnąć czasu, ale można spróbować naprawić to, co się zepsuło.

Czasem zastanawiam się, ilu z nas nosi w sobie takie nierozwiązane sprawy. Ile przyjaźni rozpada się przez jedno słowo, jeden gest? Czy naprawdę tak trudno jest wybaczyć — sobie i innym? Może warto spróbować, zanim będzie za późno.