„Nasza córka już nie jest tą samą osobą. Wszystko przez zięcia!” – Historia matki, która straciła kontakt z własnym dzieckiem
– Aniu, dlaczego nie możesz po prostu przyjechać? – mój głos drżał, a w słuchawce zaległa cisza. Słyszałam jej oddech, cichy, jakby bała się, że ktoś ją podsłuchuje. – Mamo, nie mogę rozmawiać. Paweł nie chce, żebym się denerwowała…
To był dzień 60. urodzin mojego męża, Marka. Stół uginał się od jedzenia, a w salonie unosił się zapach pieczonego schabu i domowego sernika. Goście śmiali się, dzieci biegały po mieszkaniu, ale ja czułam tylko pustkę. Nasza córka, nasza jedynaczka – Anna – nie przyszła. Po raz pierwszy w życiu zabrakło jej przy rodzinnym stole.
Jeszcze dwa lata temu była zupełnie inna. Wesoła, otwarta, zawsze gotowa pomóc. Kiedy poznała Pawła, cieszyliśmy się razem z nią. Był miły, uprzejmy, przynosił kwiaty i zawsze pytał, czy może pomóc w kuchni. Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać.
Najpierw przestała dzwonić codziennie. Potem coraz rzadziej wpadała na niedzielny obiad. Zaczęły się wymówki: „Paweł jest zmęczony”, „Mamy dużo pracy”, „Może innym razem”. Próbowałam nie robić z tego tragedii – przecież młodzi mają swoje życie. Ale kiedy Marek zapytał: „Czemu Ania nie odbiera ode mnie telefonów?”, poczułam ukłucie niepokoju.
Pewnego dnia pojechałam do nich bez zapowiedzi. Drzwi otworzył Paweł. Uśmiechnął się chłodno i powiedział: – Ania śpi, była bardzo zmęczona po pracy. Może innym razem? – Próbowałam zajrzeć do środka, ale zamknął drzwi szybciej niż zdążyłam cokolwiek zobaczyć.
Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak. Anna przestała publikować zdjęcia na Facebooku, nie odpisywała na wiadomości. Kiedy w końcu udało mi się z nią porozmawiać przez telefon, była zdenerwowana i mówiła cicho:
– Mamo, proszę cię… Nie dzwoń tak często. Paweł mówi, że to mnie rozprasza.
Zaczęłam rozmawiać z Markiem o swoich obawach. On próbował mnie uspokoić:
– Może mają kryzys? Może Ania naprawdę jest zajęta? Nie panikuj.
Ale ja czułam, że to coś więcej niż zwykłe oddalenie.
W końcu nadszedł dzień urodzin Marka. Zadzwoniłam do Ani kilka dni wcześniej:
– Córeczko, tata bardzo na ciebie czeka. Przyjedziesz?
– Nie wiem… Paweł nie chce jechać do was.
– Ale przecież to ważny dzień! Tata będzie zawiedziony…
– Mamo, muszę kończyć.
W dniu urodzin czekałam do ostatniej chwili. Każdy dźwięk domofonu sprawiał, że serce podskakiwało mi do gardła. Ale Ania nie przyszła. Wieczorem zadzwoniłam jeszcze raz:
– Aniu…
– Mamo, proszę cię! Nie mogę rozmawiać! – krzyknęła i rozłączyła się.
Marek udawał twardego, ale widziałam łzy w jego oczach. Po kolacji usiadł w fotelu i długo patrzył w okno.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z ostatnich miesięcy. Czy zrobiłam coś źle? Czy byłam zbyt nachalna? A może to Paweł…
Następnego dnia postanowiłam pojechać do Ani jeszcze raz. Zastałam ją samą w domu. Była blada i jakby mniejsza niż zwykle.
– Aniu… co się dzieje?
– Nic… wszystko jest dobrze – odpowiedziała mechanicznie.
– Nie wierzę ci. Przecież widzę, że cierpisz!
– Mamo… Paweł nie lubi, kiedy rozmawiam z tobą o naszych sprawach.
– Ale dlaczego? Przecież jesteśmy rodziną!
– On mówi, że wy mnie ograniczacie… Że ciągle czegoś ode mnie chcecie…
Patrzyłam na nią i nie poznawałam własnej córki. Gdzie podziała się ta radosna dziewczyna? Kto ją tak zmienił?
Po powrocie do domu długo płakałam. Marek próbował mnie pocieszać:
– Może to minie… Może Ania sama się opamięta.
Ale ja wiedziałam, że to nie jest zwykły kryzys.
Zaczęłam czytać o toksycznych związkach i manipulacji emocjonalnej. Wszystko zaczęło układać się w całość: izolacja od rodziny, kontrola nad kontaktami, zmiana zachowania…
Próbowałam rozmawiać z Pawłem:
– Paweł, czy możemy porozmawiać jak dorośli?
– O czym? – spojrzał na mnie chłodno.
– O Ani… Martwię się o nią.
– Niepotrzebnie. Ania jest dorosła i sama podejmuje decyzje.
– Ale przecież widzę, że coś jest nie tak!
– Może to pani powinna przestać się wtrącać?
Wyszłam stamtąd z poczuciem bezsilności i gniewu. Jak mogłam pozwolić na to, żeby ktoś tak zawładnął moją córką?
Od tamtej pory widujemy się rzadko. Czasem Ania zadzwoni ukradkiem, ale rozmowy są krótkie i pełne napięcia. Marek coraz częściej zamyka się w sobie. Nasz dom stał się cichy i pusty.
Czasem zastanawiam się, czy powinnam była walczyć bardziej? Czy mogłam zrobić coś inaczej? A może powinnam pozwolić Ani żyć własnym życiem?
Piszę to wszystko ze łzami w oczach i pytam: czy jeden człowiek naprawdę może tak zmienić drugiego? Czy można odzyskać dziecko, które odchodzi coraz dalej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?