Niedoceniona córka: Historia Natalii Nowak. Czy kiedykolwiek zasłużę na akceptację?

— Natalia, możesz wreszcie przestać się tak snuć po domu? — głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy oknie, patrząc na mokre od deszczu podwórko. W dłoniach ściskałam kubek z zimną już herbatą. — Przecież nic nie robię — odpowiedziałam cicho, choć w środku aż kipiałam. Znowu to samo. Znowu byłam niewidzialna, zbędna, jakby moja obecność tylko przeszkadzała.

Od dziecka czułam się obca w tym domu na przedmieściach Krakowa. Moja starsza siostra, Agata, zawsze była oczkiem w głowie rodziców. Dobrze się uczyła, miała stypendia, a jej zdjęcia wisiały na ścianie w salonie. Ja? Moje świadectwa leżały gdzieś na dnie szuflady, a sukcesy — jeśli w ogóle były — przechodziły bez echa.

Pamiętam, jak miałam dziesięć lat i dostałam wyróżnienie w konkursie plastycznym. Pobiegłam do mamy z dyplomem w ręku. — To miłe, ale Agata właśnie wygrała olimpiadę matematyczną — powiedziała wtedy i nawet nie spojrzała na mój rysunek. Od tamtej pory coraz rzadziej dzieliłam się z nią czymkolwiek.

Ojciec był jeszcze bardziej oschły. Wracał z pracy zmęczony i zamykał się w swoim świecie. Czasem miałam wrażenie, że nawet nie pamięta mojego imienia. — Agata, podaj sól! — wołał do mnie przy obiedzie. Nawet nie poprawiał się, gdy patrzyłam na niego z wyrzutem.

Przez lata próbowałam zasłużyć na ich uwagę. Uczyłam się lepiej, pomagałam w domu, nawet zaczęłam grać na pianinie, bo mama kiedyś wspomniała, że to eleganckie zajęcie dla dziewczyny. Nic nie pomagało. Czułam się coraz bardziej przezroczysta.

W liceum zaczęłam mieć ataki paniki. Nocami płakałam w poduszkę, a rano zakładałam maskę obojętności. Przyjaciółki mówiły: — Natalia, masz wszystko! Dom, rodzinę, pieniądze… Czego ci brakuje? Nie potrafiłam im odpowiedzieć.

Pewnego dnia podsłuchałam rozmowę rodziców. — Może powinniśmy jej powiedzieć? — szeptała mama. — Nie teraz. Jeszcze nie jest gotowa — odpowiedział ojciec. Serce mi zamarło. Przez kolejne tygodnie żyłam w strachu. Kim jestem? Co przede mną ukrywają?

W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost podczas niedzielnego obiadu:
— Czy coś przede mną ukrywacie?
Mama spojrzała na mnie zaskoczona, ojciec odłożył widelec.
— O czym ty mówisz? — zapytała chłodno.
— Słyszałam waszą rozmowę…
Zapadła cisza tak gęsta, że aż bolało mnie w uszach.

Po kilku dniach mama przyszła do mojego pokoju. Usiadła na brzegu łóżka i długo milczała.
— Natalia… Jesteś naszą córką. Ale czasem… czasem trudno nam było cię zrozumieć. Jesteś inna niż Agata.
— Inna? To znaczy gorsza? — zapytałam przez łzy.
— Nie o to chodzi…
Ale ja już nie słuchałam. Wybiegłam z domu i długo błąkałam się po parku.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Rodzice niby byli tacy sami, ale ja już nie potrafiłam patrzeć na nich jak dawniej. Każde ich słowo bolało podwójnie. Każdy gest wydawał się oceną.

Agata próbowała ze mną rozmawiać:
— Natalia, czemu jesteś taka zamknięta?
— Bo nigdy mnie nie słuchaliście! Nigdy nie byłam dla was ważna!
— Przesadzasz…
— Łatwo ci mówić! Ty zawsze byłaś najlepsza!

Zaczęłyśmy się kłócić coraz częściej. W końcu przestałyśmy ze sobą rozmawiać.

Na studiach wyjechałam do Warszawy. Myślałam, że tam zacznę wszystko od nowa. Ale samotność nie znika tylko dlatego, że zmienia się adres zamieszkania. W nowym mieście czułam się jeszcze bardziej zagubiona.

Poznałam Michała na wykładzie z psychologii społecznej. Był inny niż wszyscy — słuchał mnie uważnie, zadawał pytania, pamiętał drobiazgi z moich opowieści. Po raz pierwszy ktoś patrzył na mnie jak na kogoś wyjątkowego.

Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej. Michał był moją ostoją, ale nawet on nie rozumiał do końca moich lęków.
— Natalia, czemu boisz się dzwonić do mamy?
— Boję się jej rozczarować…
— Ale przecież jesteś dorosła!
— Dla niej zawsze będę tą gorszą córką…

Michał próbował przekonać mnie do terapii. Zgodziłam się po kilku miesiącach walki ze sobą.

Na pierwszej sesji psycholożka zapytała:
— Co pani czuje wobec rodziców?
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Było we mnie tyle żalu i tęsknoty za miłością, której nigdy nie dostałam.

Z czasem zaczęłam rozumieć, że nie jestem winna temu, jak mnie traktowano. Że mogę być wartościowa nawet bez ich akceptacji.

Po dwóch latach wróciłam do Krakowa na święta Bożego Narodzenia. Przy stole panowała napięta atmosfera.
Mama podała mi barszcz i powiedziała:
— Dobrze, że jesteś…
Spojrzałam na nią i po raz pierwszy od lat poczułam coś na kształt spokoju.

Po kolacji wyszłyśmy na balkon.
— Przepraszam cię, Natalio… Może za mało cię docenialiśmy…
Łzy napłynęły mi do oczu.
— Chciałabym tylko raz poczuć się ważna…
Mama objęła mnie nieporadnie.

Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy rodziną taką jak z reklam świątecznych. Ale wiem jedno: zasługuję na miłość i akceptację — nawet jeśli muszę nauczyć się dawać je sobie sama.

Czy naprawdę można wybaczyć rodzinie lata obojętności? Czy da się odbudować relacje po tylu ranach? A może najważniejsze to nauczyć się kochać siebie mimo wszystko?