Między strachem a nadzieją: Jak walczyłam o córkę, gdy przemoc zapukała do naszych drzwi

— Mamo, on mnie zabije! — krzyk Marty rozdarł ciszę, gdy drzwi trzasnęły z hukiem. Stała w korytarzu, cała mokra od deszczu, z rozmazanym makijażem i oczami pełnymi paniki. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć, jakby ktoś przykuł mnie do podłogi. Potem rzuciłam się do niej, objęłam ją mocno, czując jak jej ciało drży.

— Co się stało? — wyszeptałam, choć już przeczuwałam odpowiedź. Od miesięcy widziałam, że coś jest nie tak. Marta coraz rzadziej się uśmiechała, coraz częściej milczała przez telefon. Ale nigdy nie chciała mówić o Pawle.

— On… on powiedział, że jeśli jeszcze raz wyjdę bez jego zgody, to… — głos jej się załamał. — Że mnie znajdzie i…

Nie dokończyła. Przytuliłam ją mocniej, czując narastający w piersi strach. Przemoc domowa — to słowo zawsze wydawało mi się odległe, jakby dotyczyło tylko innych ludzi. Teraz stało się naszą rzeczywistością.

Przez całą noc siedziałyśmy razem na kanapie. Marta płakała cicho, a ja głaskałam ją po włosach, próbując powstrzymać własne łzy. W głowie kłębiły mi się pytania: Jak mogłam tego nie zauważyć? Dlaczego nie powiedziała mi wcześniej? Co teraz zrobimy?

Rano zadzwonił Paweł. Jego głos był zimny i opanowany:

— Gdzie jest Marta? — zapytał bez przywitania.

— Jest u mnie i tu zostanie — odpowiedziałam drżącym głosem.

— To nie twoja sprawa. Lepiej nie wtrącaj się w nasze małżeństwo — syknął i rozłączył się.

Serce waliło mi jak młotem. Wiedziałam, że to dopiero początek koszmaru.

Przez kolejne dni żyłyśmy w ciągłym napięciu. Marta bała się wyjść z domu, ja bałam się zostawić ją samą choćby na chwilę. Paweł dzwonił codziennie, groził, błagał, szantażował emocjonalnie. Raz nawet stał pod naszym blokiem przez kilka godzin, patrząc w nasze okna.

— Mamo, ja już nie mam siły… — szeptała Marta wieczorami. — Może powinnam wrócić? Może przesadzam?

— Nie! — powiedziałam stanowczo. — To nie twoja wina. On nie ma prawa cię tak traktować.

Ale w środku czułam się bezradna. Policja? Wiedziałam, jak często takie sprawy są bagatelizowane. Rodzina Pawła? Jego matka zawsze powtarzała: „Paweł jest nerwowy, ale to dobry chłopak”. Moi rodzice? Ojciec tylko pokręcił głową: „Nie mieszaj się, to ich sprawa”.

Zostałyśmy same.

Wtedy zaczęłam się modlić. Każdego wieczoru klękałam przy łóżku i szeptałam: „Boże, daj mi siłę. Nie pozwól, żeby coś jej się stało”. Nie wiem, czy to była wiara czy rozpacz, ale tylko to trzymało mnie przy zdrowych zmysłach.

Któregoś dnia Marta powiedziała:

— Mamo, ja chyba muszę zgłosić to na policję.

Bałam się o nią jeszcze bardziej, ale wiedziałam, że to jedyna droga. Pojechałyśmy razem na komisariat. Policjant spojrzał na nas z obojętnością:

— Ma pani jakieś dowody? Nagrania? Obdukcję?

Marta spuściła głowę.

— Nie…

— To może być trudno coś zrobić — westchnął policjant.

Wyszłyśmy stamtąd jeszcze bardziej zrezygnowane niż wcześniej. Ale tego wieczoru zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Basia:

— Słuchaj, znam prawniczkę od takich spraw. Ona wam pomoże.

To był promyk nadziei. Pani mecenas Nowak okazała się kobietą z żelaznym charakterem i sercem na dłoni. Pomogła nam napisać zawiadomienie o groźbach karalnych i wystąpić o zakaz zbliżania się dla Pawła.

Paweł wpadł w furię. Zaczął wypisywać do Marty wiadomości pełne nienawiści:

— Zniszczę cię! Pożałujesz!

Bałam się o każdy dzień i każdą noc. Spałam z telefonem pod poduszką, nasłuchiwałam kroków na klatce schodowej.

W końcu sąd wydał zakaz zbliżania się. Paweł musiał wyprowadzić się ze wspólnego mieszkania. Marta zaczęła powoli wracać do życia — poszła na terapię, znalazła nową pracę. Ale trauma została z nami na długo.

Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś więcej? Czy mogłam wcześniej zauważyć sygnały? Czy nasze społeczeństwo naprawdę jest gotowe pomagać takim kobietom jak moja córka?

Dziś wiem jedno: nigdy nie wolno milczeć. Przemoc domowa to nie jest prywatna sprawa. To dramat całej rodziny.

Czasem patrzę na Martę i widzę w jej oczach cień dawnych lęków, ale też nową siłę. Wiem, że przeszłyśmy przez piekło razem i razem wyszłyśmy z niego silniejsze.

Czy każda matka byłaby gotowa stanąć do walki o swoje dziecko? Czy nasze społeczeństwo kiedyś naprawdę zrozumie wagę tych problemów?