Na krawędzi sił: Walka o godność mojej mamy

– Nie oddam jej do żadnego domu! – krzyknęła moja siostra Marta przez telefon, a ja poczułem, jak ściska mnie w gardle. Stałem przy oknie w kuchni, patrząc na szare niebo nad Warszawą, i próbowałem zebrać myśli. Mama spała w pokoju obok, oddychając ciężko, a ja czułem się jak więzień własnych uczuć.

– Marta, nie rozumiesz… Ja już nie daję rady. Pracuję zdalnie, dzieci mają lekcje online, a mama… Ona potrzebuje opieki całą dobę. – Mój głos drżał, choć starałem się brzmieć rzeczowo.

– To może weź opiekunkę! – syknęła. – Ale nie oddawaj jej do obcych ludzi!

Zacisnąłem pięści. „Opiekunkę? Za co? Ty dorzucisz się do kosztów?” – chciałem zapytać, ale wiedziałem, że to nie ma sensu. Marta mieszkała w Gdańsku, miała własną rodzinę i od lat była tylko głosem przez telefon. Najstarszy brat, Tomek, odciął się już dawno temu. „Nie mam głowy do takich spraw” – powtarzał. Zostałem sam. Środkowe dziecko – zawsze pomiędzy, zawsze mediator, nigdy wystarczająco ważny, by ktoś zapytał: „A jak ty się czujesz?”

Mama chorowała od dwóch lat. Najpierw zapominała drobiazgi – gdzie położyła klucze, czy już jadła śniadanie. Potem zaczęły się noce pełne lęku: wychodziła na klatkę schodową w piżamie, szukała nieżyjącego od dekady taty. Były dni, gdy patrzyła na mnie z przerażeniem i pytała: „Kim pan jest?”. Każde takie pytanie wbijało mi nóż w serce.

Początkowo próbowałem wszystko pogodzić. Praca na etacie w firmie IT, dwójka dzieci – Zosia i Kuba – i mama. Żona, Ania, starała się pomagać, ale widziałem, jak coraz częściej zamyka się w łazience i płacze po cichu. Nasze życie zamieniło się w niekończący się dyżur.

Pewnego wieczoru usiadłem przy stole z Anią.

– Nie damy rady tak dłużej – powiedziała cicho. – Dzieci boją się babci. Ja… Ja też się boję czasem.

Spojrzałem na nią bezradnie. Wiedziałem, że ma rację. Mama potrafiła krzyczeć przez sen, rzucać przedmiotami, a raz prawie podpaliła kuchnię. Ale przecież to moja mama! Kobieta, która nauczyła mnie jeździć na rowerze, piekła najlepsze serniki na świecie i zawsze powtarzała: „Pamiętaj, synku, rodzina jest najważniejsza”.

Tylko co zrobić, gdy ta rodzina cię dusi?

Zacząłem szukać informacji o domach opieki. Wstydziłem się tego jak grzechu. W Polsce oddanie rodzica do domu spokojnej starości to niemal wyrok społeczny. „Jak możesz? To twoja matka!” – słyszałem w głowie głosy sąsiadek i dalszej rodziny.

Po kilku tygodniach znalazłem miejsce w prywatnym domu pod Warszawą. Czysto, cicho, pielęgniarki uśmiechnięte. Ale koszt – 4500 zł miesięcznie. Z mojej pensji i Ani ledwo starczało nam na życie.

– Może sprzedamy działkę po dziadkach? – zaproponowała Ania.

– Marta się nie zgodzi – westchnąłem.

I rzeczywiście – gdy tylko wspomniałem o tym siostrze, wybuchła awantura.

– To nasza jedyna pamiątka po rodzinie! Ty chcesz wszystko roztrwonić?!

– Marta, ja tu jestem sam! Ty nawet nie przyjeżdżasz!

– Bo mam swoje życie! Ale to nie znaczy, że możesz pozbywać się rodzinnego majątku!

Czułem się jak oskarżony przed sądem. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem.

W pracy coraz częściej brałem urlopy na żądanie. Szef patrzył na mnie z politowaniem.

– Może powinieneś pomyśleć o jakiejś pomocy? – rzucił kiedyś podczas rozmowy oceniającej.

Pomoc… Jakby to było takie proste.

Pewnej nocy mama obudziła mnie krzykiem. Wbiegłem do jej pokoju – stała przy oknie, trzęsąc się cała.

– On tu jest! On wrócił! – szeptała przerażona.

– Kto, mamo?

– Twój ojciec… On chce mnie zabrać…

Objąłem ją mocno i płakałem razem z nią. Wiedziałem już wtedy, że muszę podjąć decyzję.

Następnego dnia zadzwoniłem do domu opieki.

– Mamy wolne miejsce od przyszłego tygodnia – powiedziała pani Anna z recepcji.

Spakowałem mamie walizkę: ulubiony sweter w kwiaty, zdjęcia z wakacji nad Bałtykiem, książkę o Janie Pawle II. W drodze do ośrodka milczeliśmy oboje. Mama patrzyła przez okno samochodu z wyrazem rezygnacji.

– Synku… Czy ja już wrócę do domu? – zapytała cicho.

Zacisnąłem dłonie na kierownicy.

– Mamo… Tu będzie ci lepiej. Będą o ciebie dbać…

Nie odpowiedziała. Wysiadła powoli i pozwoliła się poprowadzić pielęgniarce.

Wróciłem do pustego mieszkania i długo siedziałem na podłodze w jej pokoju. Czułem się jak zdrajca.

Marta przestała odbierać telefony. Tomek napisał krótkiego SMS-a: „Dobrze zrobiłeś”. Ania przytuliła mnie mocno i powiedziała:

– Teraz musisz zadbać o siebie.

Ale jak zadbać o siebie, kiedy sumienie gryzie cię każdego dnia?

Dzieci zaczęły pytać:

– Tato, kiedy babcia wróci?

Nie umiałem odpowiedzieć.

Minęły dwa miesiące. Mama schudła, ale była spokojniejsza. Pielęgniarki mówiły, że często patrzy przez okno i nuci stare piosenki. Odwiedzam ją co tydzień; czasem mnie poznaje, czasem nie.

Któregoś razu powiedziała:

– Synku… Dziękuję ci za wszystko…

Poczułem ulgę i ból jednocześnie.

Czasem zastanawiam się: czy miałem prawo wybrać własne życie kosztem jej samotności? Czy można być dobrym synem i jednocześnie nie zatracić siebie?

A wy… Co byście zrobili na moim miejscu?