Życie w cieniu tyrana – Historia polskiej synowej, która musiała zamieszkać z teściem

– Znowu nie posprzątałaś kuchni! – głos pana Zbigniewa rozległ się jak grzmot, kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania. Stał w drzwiach, z założonymi rękami, a jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Mój mąż, Tomek, stał za mną, milczący jak zwykle, spuszczając wzrok na swoje buty.

Nie tak wyobrażałam sobie nasze wspólne życie. Kiedy Tomek stracił pracę i nie było nas stać na wynajem mieszkania w Warszawie, jego ojciec zaproponował, żebyśmy się do niego wprowadzili. Wtedy wydawało się to rozwiązaniem tymczasowym, ratunkiem przed bezdomnością. Ale już pierwszego dnia poczułam, że to nie będzie dom – to będzie więzienie.

Pan Zbigniew miał swoje zasady. Śniadanie o siódmej, obiad o trzynastej, kolacja o dziewiętnastej. Każde opóźnienie oznaczało awanturę. Kuchnia była jego królestwem – nie wolno mi było nawet zagotować wody na herbatę bez jego zgody. Pranie? Tylko w soboty. Oglądanie telewizji? Tylko wtedy, gdy on nie oglądał Wiadomości.

– To nie hotel! – powtarzał niemal codziennie. – Jak się komuś nie podoba, drzwi są otwarte.

Ale dokąd mieliśmy pójść? Tomek szukał pracy, ja pracowałam zdalnie jako graficzka, ale zarabiałam za mało, byśmy mogli wynająć choćby kawalerkę. Każdego dnia czułam się coraz bardziej uwięziona. Nawet nasze małżeństwo zaczęło się kruszyć pod ciężarem tej sytuacji.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Tomka z ojcem przez cienką ścianę.

– Ona jest leniwa – mówił pan Zbigniew. – Nie nadaje się na żonę. Ty powinieneś znaleźć sobie kogoś lepszego.

Serce mi pękło. Przez chwilę miałam ochotę spakować walizkę i wyjść bez słowa. Ale nie miałam dokąd pójść.

Z czasem pan Zbigniew zaczął mnie kontrolować coraz bardziej. Sprawdzał, co kupuję w sklepie, krytykował każdy wydatek, zaglądał do mojej poczty. Kiedy raz zapomniałam zamknąć drzwi na klucz, przez godzinę krzyczał na mnie, że narażam wszystkich na niebezpieczeństwo.

Tomek coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem szukania pracy. Zostawałam sama z teściem i jego pretensjami. Moja mama dzwoniła codziennie:

– Kasiu, nie możesz tak żyć! Przyjedź do nas na wieś, odpoczniesz.

Ale ja nie chciałam wracać do rodzinnego domu jako przegrana. Chciałam udowodnić sobie i wszystkim, że dam radę.

Pewnego dnia pan Zbigniew znalazł mój szkicownik i zaczął wyśmiewać moje rysunki.

– Po co ci to? I tak z tego nic nie będzie. Lepiej byś poszła do normalnej pracy.

Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie dałam mu satysfakcji. Zamknęłam się w łazience i płakałam cicho, żeby nikt nie słyszał.

Najgorsze były święta. W Wigilię pan Zbigniew rozkazał mi przygotować kolację dla całej rodziny – jego siostry, brata i ich dzieci. Kiedy coś przypaliłam, wybuchła awantura przy stole. Jego siostra patrzyła na mnie z politowaniem:

– Kasiu, może ty po prostu nie umiesz gotować?

Czułam się jak służąca we własnym domu. Tomek siedział cicho, jakby go to wszystko nie dotyczyło.

Po Nowym Roku coś we mnie pękło. Zaczęłam szukać pracy poza domem – byle tylko wyrwać się spod tego dachu. Znalazłam ogłoszenie o pracy w małym studiu graficznym na Pradze. Poszłam na rozmowę kwalifikacyjną i… dostałam pracę!

Kiedy powiedziałam o tym Tomkowi, ucieszył się – ale pan Zbigniew był wściekły.

– Teraz to już w ogóle będziesz zaniedbywać dom! – krzyczał.

Nie odpowiedziałam mu ani słowa. Po raz pierwszy poczułam siłę. Przez kolejne tygodnie zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu – praca dawała mi oddech i poczucie własnej wartości.

Tomek jednak coraz bardziej oddalał się ode mnie. Zaczął wracać późno, unikał rozmów. Pewnego wieczoru powiedział:

– Może rzeczywiście lepiej byłoby się rozstać…

Poczułam ulgę i strach jednocześnie. Ale wiedziałam już jedno: nie chcę żyć w cieniu tyrana.

Spakowałam walizkę i pojechałam do mamy na wieś. Tam zaczęłam nowe życie – bez strachu, bez upokorzeń. Z czasem znalazłam mieszkanie w Warszawie i zaczęłam wszystko od nowa.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet tkwi w takich domach jak ja? Ile z nas boi się powiedzieć „dość”? Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla cudzej wygody?