Chusteczka w Magii Codzienności – Historia Jadwigi i Grzesia
– Znowu Grześ chrapie! – pomyślałam z irytacją, wciskając głowę głębiej w poduszkę. Jego ciężka ręka leżała na moim biodrze, jakby nawet przez sen chciał mnie przytrzymać przy sobie. Ale ja już dawno nie czułam się przy nim bezpieczna. Odepchnęłam jego dłoń i przekręciłam się na drugi bok. Spojrzałam na telefon – druga w nocy. Za pięć godzin muszę być już w pracy. – No dobrze, nie zasnę już, a jutro mam zmianę – złościłam się w myślach. Znów będę kiwać głową na kasie w Biedronce, walcząc z sennością i własną frustracją.
Wstałam po cichu, żeby nie obudzić Grzesia. Przeszłam do kuchni, gdzie na stole leżała sterta niepozmywanych naczyń. Westchnęłam ciężko. Wzięłam do ręki brudną szklankę po herbacie i poczułam pod palcami zaschnięty cukier. – Czy ja naprawdę muszę wszystko robić sama? – szepnęłam do siebie, czując jak narasta we mnie złość. Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam paczkę chusteczek – tych samych, które Grześ zawsze zostawia w kieszeniach spodni, przez co potem wszystko w pralce jest w białych kłaczkach.
Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Grześ stanął w progu, zaspany, z rozczochraną głową.
– Co ty robisz o tej porze? – zapytał z lekkim wyrzutem.
– Nie mogę spać. Chrapiesz jak traktor – odpowiedziałam ostro.
– Przesadzasz. Zawsze ci coś nie pasuje – mruknął i wrócił do sypialni.
Zostałam sama w kuchni. Poczułam łzy pod powiekami, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Przecież nie będę płakać przez chrapanie męża! Ale to nie chodziło tylko o to. Od miesięcy czułam się niewidzialna. Praca, dom, dzieci – wszystko na mojej głowie. Grześ wracał zmęczony z budowy, rzucał się na kanapę i zasypiał przed telewizorem. Wieczorami rozmawialiśmy tylko o rachunkach albo o tym, co trzeba kupić na obiad.
Rano dzieciaki – Ola i Michał – jak zwykle pokłóciły się o łazienkę. Ola trzaskała drzwiami, Michał krzyczał, że jest spóźniony do szkoły.
– Mamo, gdzie są moje spodnie?!
– Mamo, on zabrał mi szczoteczkę!
Zamiast śniadania wypiłam zimną kawę i wybiegłam z domu. W autobusie patrzyłam przez okno na szare bloki i ludzi spieszących do pracy. Wszyscy tacy sami – zmęczeni, zamyśleni, jakby życie przeciekało im przez palce.
W pracy koleżanka z kasy, Basia, spojrzała na mnie uważnie.
– Wyglądasz jakbyś całą noc nie spała.
– Bo nie spałam – odpowiedziałam szczerze.
– Coś się dzieje?
Zawahałam się. Chciałam powiedzieć jej wszystko: o Grzesiu, o tym jak czuję się samotna nawet wtedy, gdy on jest obok; o tym, że dzieci mnie nie słuchają; o tym, że czasem mam ochotę po prostu wyjść i nigdy nie wrócić. Ale tylko wzruszyłam ramionami.
– Zwykłe życie – powiedziałam cicho.
Po pracy wróciłam do domu i zobaczyłam Grzesia siedzącego przy stole z gazetą. Dzieci były u babci.
– Jadźka… pogadamy? – zapytał niespodziewanie łagodnie.
Usiadłam naprzeciwko niego. Przez chwilę milczeliśmy.
– Wiem, że ostatnio jest ciężko – zaczął niepewnie. – Ale ja też jestem zmęczony…
– Myślisz, że ja nie jestem? – przerwałam mu ostro.
– Nie o to chodzi… Po prostu… Może powinniśmy coś zmienić?
Spojrzałam na niego uważnie. Po raz pierwszy od dawna zobaczyłam w jego oczach troskę.
– Ale co? – zapytałam cicho.
– Może… wyjedziemy gdzieś razem? Bez dzieci? Albo pójdziemy do kina? Tak jak kiedyś?
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przypomniałam sobie nasze pierwsze randki, wspólne spacery po Krakowie, śmiech do łez nad głupimi żartami.
– Myślisz, że to wystarczy? – zapytałam ze łzami w oczach.
Grześ ujął moją dłoń.
– Nie wiem… Ale chcę spróbować. Boję się, że cię stracę.
Wieczorem leżeliśmy razem na kanapie. Dzieci wróciły od babci i zasnęły szybko po kolacji. Grześ objął mnie ramieniem i pierwszy raz od dawna poczułam się spokojna.
Ale kiedy zasypiałam, znów usłyszałam jego chrapanie. Uśmiechnęłam się przez łzy.
Czy naprawdę wystarczy drobna zmiana, żeby uratować coś tak kruchego jak miłość? Czy można zacząć od nowa po tylu latach wspólnego życia? Może czasem magia codzienności kryje się właśnie w tych najmniejszych gestach…