Ukryłam dokumenty, by powstrzymać ślub matki z moim rówieśnikiem. Nie żałuję!

— Nie rozumiesz mnie, Marto! — krzyknęła mama, trzaskając drzwiami od kuchni. Stałam w korytarzu, ściskając w dłoni jej dowód osobisty i akt urodzenia. Serce waliło mi jak młotem. Wiedziałam, że to, co robię, jest nie tylko nielegalne, ale przede wszystkim okrutne. Ale czy miałam inne wyjście?

Mama, Grażyna, miała czterdzieści dwa lata. Urodziła mnie zaraz po maturze, mając siedemnaście i pół roku. Jej pierwsza miłość skończyła się nie białym welonem, a pieluchami, nieprzespanymi nocami i walką o przetrwanie. Ojciec zostawił nas jeszcze w szpitalu, a mama przez lata była dla mnie wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką i czasem nawet wrogiem. Nasza relacja była skomplikowana — jak każda relacja dwóch kobiet, które dorastały razem.

Ostatnie miesiące były dla mnie jak zły sen. Mama zaczęła się spotykać z Bartkiem — chłopakiem z mojej klasy licealnej. Tak, dobrze czytasz. Bartek miał dwadzieścia cztery lata. Kiedyś razem chodziliśmy na wagary, paliliśmy papierosy za garażami i śmialiśmy się z nauczycieli. Teraz on był „tym nowym” w życiu mojej matki. Wszystko zaczęło się niewinnie — przypadkowe spotkanie na stacji benzynowej, potem kawa, potem coraz częstsze wizyty Bartka w naszym domu.

Początkowo myślałam, że to żart. Bartek zawsze był duszą towarzystwa, ale nigdy nie sądziłam, że mógłby zainteresować się kobietą dwa razy starszą od siebie — i to moją matką! Ale kiedy zobaczyłam ich razem na kanapie, trzymających się za ręce i patrzących sobie w oczy jak para nastolatków, poczułam coś dziwnego. Zazdrość? Wstyd? Wstręt? Sama nie wiem.

— Marto, musisz zaakceptować moje wybory — mówiła mama spokojnie, kiedy próbowałam z nią rozmawiać. — Przez całe życie robiłam wszystko dla ciebie. Teraz chcę być szczęśliwa.

— Ale mamo! On jest ode mnie młodszy tylko o dwa lata! To chore!

— Miłość nie zna wieku — odpowiadała z uśmiechem.

Nie mogłam tego znieść. Każdy dzień był dla mnie torturą. W szkole wszyscy już wiedzieli. Szeptali za moimi plecami, patrzyli na mnie z politowaniem albo rozbawieniem. Bartek był tematem numer jeden na przerwach. „Twoja mama jest niezła laska”, „Bartek to ma szczęście” — słyszałam na każdym kroku.

Pewnego wieczoru podsłuchałam ich rozmowę w kuchni.

— Grażynko, może byśmy to zalegalizowali? — zapytał Bartek cicho.

— Myślisz… ślub? — Mama była wyraźnie wzruszona.

— Tak. Chcę być z tobą na zawsze.

Zamarłam. Ślub? To już nie była zabawa. To była deklaracja na całe życie. Wiedziałam, że muszę coś zrobić.

Następnego dnia, kiedy mama szykowała się do pracy, weszłam do jej pokoju pod pretekstem pożyczenia suszarki do włosów. Znalazłam jej portfel w szufladzie komody. Wyjęłam dowód osobisty i akt urodzenia schowany w kopercie z napisem „ważne dokumenty”. Schowałam je głęboko do swojej szuflady z bielizną.

Przez kolejne dni mama szukała dokumentów wszędzie.

— Marta, widziałaś mój dowód? Przecież zawsze leżał tutaj!

— Nie widziałam, mamo — kłamałam bez mrugnięcia okiem.

Bartek przychodził coraz częściej. Był wyraźnie podenerwowany.

— Grażyna, musimy załatwić formalności przed ślubem! Bez dowodu nie pójdziemy do urzędu!

Mama zaczęła się denerwować. Przeszukiwała szafki, torby, nawet śmietnik.

— Może ktoś ukradł mi portfel w tramwaju? — zastanawiała się głośno.

Czułam się podle, ale jednocześnie miałam poczucie misji. Przecież robiłam to dla niej! Dla nas obu!

W końcu mama usiadła na kanapie i zaczęła płakać.

— Marta… ja już nie mam siły. Może to znak? Może nie powinnam wychodzić za mąż?

Wtedy poczułam ukłucie winy. Ale zaraz potem przypomniałam sobie wszystkie upokorzenia w szkole, wszystkie spojrzenia sąsiadek i komentarze ciotek na rodzinnych spotkaniach: „Grażyna zawsze była dziwna…” „Taka młoda babcia…” „Co ona wyprawia?”

Bartek przestał przychodzić tak często. W końcu zadzwonił do mamy i powiedział:

— Grażyna, chyba to nie ma sensu… Może to rzeczywiście znak?

Mama zamknęła się w swoim pokoju na dwa dni. Nie jadła, nie wychodziła nawet do łazienki. Bałam się o nią, ale wiedziałam, że musi przez to przejść sama.

Po tygodniu przyszła do mnie do pokoju.

— Marta… czy ty coś wiesz o moich dokumentach?

Zamarłam. Spojrzała mi prosto w oczy.

— Mamo… ja… — zaczęłam płakać.

— Oddaj mi je — powiedziała spokojnie.

Wyjęłam kopertę spod bielizny i podałam jej drżącą ręką.

— Dlaczego to zrobiłaś?

— Bałam się… Bałam się o ciebie… O nas… O to, co ludzie powiedzą…

Mama przytuliła mnie mocno.

— Czasem trzeba pozwolić ludziom popełniać własne błędy — powiedziała cicho.

Nie wiem, czy postąpiłam słusznie. Może powinnam była pozwolić jej być szczęśliwą? Może egoistycznie myślałam tylko o sobie? Ale czy naprawdę można pogodzić się z tym, że twoja matka wychodzi za mąż za twojego rówieśnika?

Czy są granice lojalności wobec rodziny? Czy czasem trzeba kogoś chronić nawet przed nim samym? Do dziś nie żałuję tego, co zrobiłam… Ale czy miałam prawo decydować za nią?