Pokłóciłam się z siostrą o rachunki – czy rodzina jest ważniejsza niż pieniądze?
– Nie będę płacić za twoje pranie, Anka! – krzyknęła Magda, trzaskając drzwiami kuchni. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, a w głowie dudniło mi od jej słów. Przez chwilę miałam ochotę rzucić talerzem o podłogę, ale powstrzymałam się. Zamiast tego wyjęłam ręce z wody i spojrzałam na nią, jak stoi w progu, z zaciśniętymi pięściami i wzrokiem pełnym żalu.
– To nie jest tylko moje pranie, Magda. Ty też korzystasz z tej pralki, z tej wody, z tego prądu – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż się gotowałam.
Od dziecka byłyśmy sobie bliskie. Rodzice zawsze powtarzali: „Macie siebie nawzajem, musicie się wspierać”. Przez lata trzymałyśmy się razem – na podwórku, w szkole, nawet na studiach. Ale potem przyszły śluby, dzieci, kredyty. Każda z nas zaczęła żyć własnym życiem. Nasze rozmowy ograniczyły się do krótkich telefonów i świątecznych spotkań.
Wszystko zmieniło się po śmierci mamy. Został nam dom na obrzeżach Lublina – stary, ale zadbany. Postanowiłyśmy go zatrzymać i korzystać wspólnie: raz ja z rodziną na weekendy, raz Magda. Miało być sprawiedliwie. Ale kiedy przyszły pierwsze rachunki za prąd i wodę, zaczęły się schody.
– Ty przyjeżdżasz tu częściej! – wypominała mi Magda. – Twoje dzieci kąpią się codziennie, a moje tylko raz na dwa dni! To niesprawiedliwe!
– A kto zostawia światło w piwnicy na całą noc? – odgryzałam się. – Kto zamawia drogie drewno do kominka?
Z miesiąca na miesiąc atmosfera gęstniała. Zamiast cieszyć się wspólnym domem, liczyłyśmy każdą złotówkę. Mężowie zaczęli się wtrącać. Mój Krzysiek mówił: „Nie daj się wykorzystywać”, a jej Tomek rzucał kąśliwe uwagi podczas rodzinnych obiadów.
Pewnego dnia przyszłam do domu po pracy i zobaczyłam Magdę siedzącą przy stole z kalkulatorem.
– Co robisz? – zapytałam ostrożnie.
– Liczę, ile zużywasz wody na swoje kwiatki – odpowiedziała bez cienia uśmiechu.
Poczułam, jak ogarnia mnie bezsilność. Przecież to tylko rachunki! Czy naprawdę musimy się o to kłócić?
Ale wtedy przypomniałam sobie dzieciństwo. Jak dzieliłyśmy się wszystkim: zabawkami, ubraniami, nawet ostatnim kawałkiem ciasta. Gdzie to wszystko się podziało?
Wieczorem zadzwoniła do mnie mama Magdy:
– Aniu, nie kłóćcie się o takie rzeczy… Wasza mama by tego nie chciała.
Ale ja już nie potrafiłam odpuścić. Czułam się oszukana i niedoceniona. Przecież to ja sprzątam dom po każdym pobycie, to ja płacę za naprawy.
Kilka dni później spotkałyśmy się w domu rodziców na imieninach cioci Basi. Atmosfera była napięta jak struna. Wszyscy udawali, że nic się nie dzieje, ale wystarczyło jedno spojrzenie Magdy i już wiedziałam, że zaraz wybuchnie.
– Może byście w końcu ustaliły zasady? – rzuciła ciocia Basia, nalewając sobie kompotu.
– A może byście przestały liczyć każdą złotówkę? – dodał mój tata z goryczą.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Krzysiek próbował mnie pocieszyć:
– Może sprzedajcie ten dom? Każda dostanie swoją część i będzie po problemie.
Ale nie chciałam tego. Ten dom to jedyne, co nam zostało po rodzicach. To wspomnienia dzieciństwa, zapach świeżo pieczonego chleba i dźwięk deszczu uderzającego o dach.
Następnego dnia napisałam Magdzie długiego maila. Opisałam wszystko: jak się czuję, czego mi brakuje, jak bardzo boli mnie ta cała sytuacja. Zaproponowałam jasny podział kosztów – licznik na wodę i prąd dla każdego pobytu osobno, a resztę dzielimy na pół.
Czekałam na odpowiedź kilka dni. W końcu przyszła:
„Aniu, przepraszam. Też mam dość tej wojny. Zgadzam się na twoją propozycję. Chcę odzyskać siostrę.”
Popłakałam się jak dziecko. Może to głupie, ale poczułam ulgę i żal jednocześnie – że pozwoliłyśmy rachunkom zniszczyć coś tak ważnego.
Dziś już rozliczamy się uczciwie i bez emocji. Ale czasem patrzę na Magdę i zastanawiam się: czy pieniądze zawsze muszą dzielić ludzi? Czy naprawdę warto było aż tak się ranić?
A wy? Czy mieliście kiedyś podobny konflikt w rodzinie? Co jest dla was ważniejsze: sprawiedliwość czy relacje?