Przyjaźń na rozdrożu: Kiedy dziecko staje się centrum świata jednej z nas

– Nie mogłaby się po prostu sama pobawić albo obejrzeć bajkę? – głos mojego męża, Pawła, odbił się echem w salonie. Magda zamarła z filiżanką kawy w ręku, a jej trzyletnia córka, Zosia, właśnie rozlewała sok na nasz nowy dywan. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

Jeszcze kilka lat temu Magda była moją bratnią duszą. Poznałyśmy się na studiach w Krakowie, razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, egzaminy i rozczarowania. Po ślubach nasze drogi nieco się rozeszły, ale zawsze wracałyśmy do siebie – na kawę, plotki, wspólne spacery po Plantach. Wszystko zmieniło się, gdy Magda urodziła Zosię.

Na początku byłam zachwycona – kupowałam ubranka, maskotki, a Magda zasypywała mnie zdjęciami małej. Ale z czasem zaczęłam czuć się jak statystka w jej życiu. Każde nasze spotkanie zamieniało się w opowieści o Zosi: „Zosia dziś pierwszy raz powiedziała ‘mama’!”, „Zosia nie chce spać w swoim łóżeczku”, „Zosia ma alergię na gluten”. Nawet nasze rozmowy na Messengerze były przerywane zdjęciami Zosi w różnych pozach i minach.

Pewnego wieczoru, gdy przeglądałam Facebooka, zauważyłam coś dziwnego – każde zdjęcie profilowe Magdy to była Zosia. Instagram? To samo. Nawet na WhatsAppie miała zdjęcie córki z urodzinowym tortem. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu – czy ja już nie istnieję w jej świecie?

– Może przesadzasz? – próbował mnie uspokoić Paweł. – Każda matka tak ma na początku.

Ale ja czułam się coraz bardziej osamotniona. Nasze spotkania zamieniały się w babysitting – Magda przynosiła Zosię do nas, a potem znikała do kuchni albo rozmawiała przez telefon, zostawiając mnie z rozkapryszonym dzieckiem. Zosia nie chciała się bawić sama, ciągle domagała się uwagi: „Ciocia Aniu, pobaw się ze mną!”, „Ciocia Aniu, narysuj mi kotka!”. Po godzinie miałam dość.

W końcu Paweł nie wytrzymał. Tamtego dnia, gdy Zosia rozlała sok, a Magda nawet nie zareagowała, tylko dalej opowiadała o nowych zębach córki, Paweł wypalił:

– Nie mogłaby się po prostu sama pobawić albo obejrzeć bajkę?

Magda spojrzała na niego z wyrzutem. Przez chwilę myślałam, że wybuchnie płaczem. Zamiast tego zebrała rzeczy i wyszła bez słowa.

Wieczorem dostałam od niej wiadomość: „Nie rozumiem waszego podejścia. Dzieci są najważniejsze. Jeśli wam to przeszkadza, może lepiej się nie spotykać.”

Zrobiło mi się przykro. Próbowałam tłumaczyć Pawłowi:
– Może rzeczywiście przesadziliśmy? Może powinnam być bardziej wyrozumiała?

Ale on tylko wzruszył ramionami:
– A może ona powinna zauważyć, że świat nie kręci się tylko wokół jej dziecka?

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde nasze spotkanie z ostatnich miesięcy. Czy naprawdę byłam taką złą przyjaciółką? Czy to ja powinnam się zmienić?

Następnego dnia weszłam na Facebooka i zobaczyłam post Magdy: „Niektórzy ludzie nigdy nie zrozumieją, czym jest prawdziwa miłość matki.” Pod spodem dziesiątki komentarzy innych matek: „Masz rację!”, „Dziecko jest najważniejsze!”, „Nie przejmuj się toksycznymi ludźmi!”

Poczułam się jak intruz w świecie matek-wojowniczek. Przez kolejne tygodnie unikałam kontaktu z Magdą. Spotykałyśmy się przypadkiem w sklepie albo na spacerze po osiedlu – zawsze z Zosią przy nodze. Rozmawiałyśmy krótko i sztywno.

W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam do niej długą wiadomość:
„Magda, tęsknię za naszą przyjaźnią. Rozumiem, że Zosia jest dla ciebie najważniejsza, ale brakuje mi rozmów o nas – o naszych marzeniach, problemach, planach. Chciałabym znów być twoją przyjaciółką, a nie tylko ciocią Zosi.”

Odpisała po kilku dniach:
„Aniu, nie wiem czy potrafię to pogodzić. Teraz wszystko kręci się wokół Zosi. Może kiedyś…”

Minęły miesiące. Magda coraz rzadziej odpisywała na moje wiadomości. Ja próbowałam ułożyć sobie życie bez niej – zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z innymi znajomymi. Ale za każdym razem, gdy widziałam matki z dziećmi na placu zabaw albo słyszałam śmiech dzieci zza okna, czułam ukłucie żalu.

Czy naprawdę musimy wybierać między macierzyństwem a przyjaźnią? Czy można być dobrą matką i dobrą przyjaciółką jednocześnie? Czasem myślę o tym wieczorze i zastanawiam się: co by było, gdybyśmy wtedy wszyscy byli bardziej wyrozumiali? Czy jeszcze kiedyś odzyskam moją przyjaciółkę?

A wy? Czy mieliście kiedyś poczucie, że ktoś bliski znika za ścianą swojego nowego życia? Co wtedy zrobiliście?