Sprzedaż domu rodziców rozbiła naszą rodzinę. Czy naprawdę muszę wybierać między własnym życiem a opieką nad mamą?
— Nie rozumiesz, Anka! To nie jest tylko dom, to całe nasze życie! — krzyczał mój brat Paweł, a jego głos odbijał się echem od pustych już ścian salonu. Stałam pośrodku tego chaosu, ściskając w dłoni klucz do drzwi, które miały się zamknąć na zawsze. Mama siedziała skulona na kanapie, jakby nagle ktoś wyciągnął z niej całą energię.
Od kilku miesięcy wiedzieliśmy, że coś trzeba zrobić. Mama coraz częściej zapominała o lekach, gubiła się w rozmowach, czasem nie poznawała sąsiadów. Po śmierci taty wszystko się posypało. Dom, który kiedyś tętnił życiem, stał się dla niej pułapką — za duży, za cichy, za pełen wspomnień. Ale kiedy padła propozycja sprzedaży, nikt nie był gotowy na lawinę emocji.
— Anka, ty masz najbliżej. Ty się nią zajmij — powiedziała zimno moja siostra Marta podczas rodzinnego spotkania. — Ja mam dwójkę dzieci i pracę na pełen etat. Paweł mieszka w Gdańsku. To logiczne.
Poczułam, jakby ktoś zrzucił na mnie ciężar całego świata. Przecież też mam rodzinę — męża, syna w liceum, kredyt na mieszkanie. Ale nikt nie chciał słuchać moich argumentów. Mama patrzyła na mnie błagalnie, jakby tylko ja mogła ją uratować przed samotnością.
Sprzedaż domu poszła szybko. Za pieniądze kupiliśmy mamie małe mieszkanie niedaleko mnie. Miało być łatwiej — mniej sprzątania, bliżej lekarza, blisko mnie. Ale już pierwszego dnia wiedziałam, że to nie będzie proste.
— Aniu, gdzie jest mój stary fotel? — pytała mama zdezorientowana. — A gdzie są moje książki? Przecież tu nic nie ma mojego…
Próbowałam tłumaczyć, że wszystko jest w kartonach, że zaraz rozpakujemy. Ale widziałam w jej oczach pustkę i strach. Każdego dnia dzwoniła do mnie po kilka razy: „Przyjdź, bo nie mogę znaleźć herbaty”, „Nie pamiętam kodu do domofonu”, „Zgubiłam klucz”. Mój mąż coraz częściej patrzył na mnie z wyrzutem.
— Ile jeszcze to potrwa? — zapytał pewnego wieczoru. — Przecież nie możesz być u niej codziennie po pracy i jeszcze ogarniać nasz dom.
Nie miałam odpowiedzi. Czułam się rozdarta na pół. Z jednej strony mama — coraz bardziej zagubiona i bezradna. Z drugiej — mój syn Kuba, który potrzebował wsparcia przed maturą, i mąż, który czuł się coraz bardziej odsunięty.
Marta i Paweł dzwonili rzadko. Czasem wysyłali pieniądze na leki albo zamawiali zakupy przez internet. Ale cała codzienność spadła na mnie: wizyty u lekarza, gotowanie, sprzątanie, rozmowy z sąsiadami, którzy skarżyli się na hałas, bo mama czasem zapominała wyłączyć telewizor.
Pewnego dnia mama zniknęła. Zadzwoniła do mnie sąsiadka: „Pani Aniu, pani mama siedzi na ławce przed blokiem i płacze. Mówi, że nie wie, gdzie jest”. Serce mi stanęło. Wybiegłam z pracy bez słowa wyjaśnienia.
Kiedy przyjechałam, mama była przemarznięta i roztrzęsiona.
— Chciałam wrócić do domu… Ale nie wiem gdzie on jest…
Wtedy pierwszy raz pomyślałam o domu opieki. Ale jak powiedzieć to mamie? Jak przekonać rodzeństwo?
— Chcecie ją oddać do domu starców? — Paweł był oburzony przez telefon. — Przecież obiecałaś tacie, że się nią zajmiesz!
— Łatwo ci mówić z Gdańska! — wybuchłam. — Nie masz pojęcia, jak to wygląda! Ja też mam życie!
Marta milczała długo.
— Może zatrudnimy opiekunkę? Podzielimy się kosztami?
Ale mama nie chciała obcej osoby w domu. Każda nowa twarz ją przerażała.
Zaczęły się kłótnie z mężem. Kuba zamykał się w pokoju i udawał, że go nie ma. Ja płakałam nocami do poduszki.
W końcu podjęliśmy decyzję: dom opieki pod Warszawą. Pojechałam tam z mamą pewnego pochmurnego dnia.
— Aniu… Ty już mnie nie chcesz? — zapytała cicho w samochodzie.
Zatrzymałam auto na poboczu i rozpłakałam się razem z nią.
Dziś odwiedzam ją co tydzień. Czasem mnie poznaje, czasem pyta: „A ty kim jesteś?”. Rodzeństwo przyjeżdża rzadko. Mąż mówi, że wreszcie wróciliśmy do normalności, ale ja czuję pustkę i wyrzuty sumienia.
Czy naprawdę musiałam wybierać między własnym życiem a opieką nad mamą? Czy można być dobrą córką i jednocześnie nie stracić siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?