Mamo, dlaczego zadzwoniłaś po policję? Historia o granicach wychowania i rodzinnych ranach

– Kuba, natychmiast przeproś panią Ewę! – mój głos drżał, a dłonie ściskały się w pięści. Stałam w szkolnym korytarzu, czując na sobie spojrzenia innych rodziców i nauczycieli. Kuba patrzył na mnie z pogardą, jakby miał już dwanaście lat, a nie jedenaście. – Nie będę przepraszał, bo ona zaczęła! – krzyknął, a jego głos odbił się echem od ścian.

To był ten moment, kiedy poczułam, że tracę nad nim kontrolę. Kuba zawsze był żywym dzieckiem, ale ostatnie miesiące zamieniły go w kogoś obcego. W domu trzaskał drzwiami, w szkole wdawał się w bójki, a nauczycielka matematyki płakała przez niego już drugi raz w tym tygodniu.

Wieczorem siedziałam na kanapie, patrząc na zdjęcie mojego męża, Pawła. Odszedł dwa lata temu – zginął w wypadku samochodowym. Od tamtej pory Kuba zamknął się w sobie, a ja próbowałam być dla niego wszystkim: matką, ojcem, przyjacielem i policjantem. Ale dziś poczułam się bezsilna.

– Mamo, czemu płaczesz? – zapytał Kuba, stojąc w drzwiach salonu.
– Bo nie wiem już, jak ci pomóc – odpowiedziałam szczerze.

Następnego dnia odebrałam telefon od pani Ewy. – Pani Natalio, Kuba rzucił we mnie zeszytem i nazwał mnie… – zawahała się – „starą idiotką”.

Zamarłam. To już nie była zwykła niesubordynacja. To była agresja. Przez chwilę miałam ochotę po prostu go przytulić i zapytać: „Dlaczego to robisz?” Ale wiedziałam, że to nie wystarczy.

Wieczorem długo rozmawiałam z moją mamą przez telefon.
– Musisz być twardsza – powiedziała stanowczo. – On testuje twoje granice.
– Ale jak? Krzyczeć? Karać? On tylko bardziej się zamknie.
– Może ktoś z zewnątrz powinien mu pokazać konsekwencje.

I wtedy przyszło mi do głowy coś szalonego. Zadzwoniłam na komisariat dzielnicowy i poprosiłam o rozmowę z dzielnicowym. Wyjaśniłam sytuację. Ku mojemu zdziwieniu, młody aspirant Nowak zgodził się przyjechać następnego dnia.

Kiedy Kuba zobaczył mundurowego w progu naszego mieszkania, pobladł.
– Co ja zrobiłem? – wyszeptał.
– Chciałem z tobą porozmawiać o twoim zachowaniu w szkole – powiedział spokojnie policjant.

Usiedliśmy razem przy stole. Aspirant Nowak opowiadał Kubie historie o dzieciach, które przez agresję trafiały do poprawczaka. Mówił o odpowiedzialności za słowa i czyny. Kuba słuchał w milczeniu, a ja widziałam, jak jego dłoń drży na kolanie.

Po wyjściu policjanta Kuba długo siedział w swoim pokoju. Wieczorem przyszedł do mnie i powiedział cicho:
– Myślisz, że jestem złym człowiekiem?
– Nie jesteś zły. Jesteś zagubiony. I ja też czasem nie wiem, co robić.

Następnego dnia Kuba sam podszedł do pani Ewy i przeprosił ją na oczach całej klasy. Potem przyszedł do mnie ze łzami w oczach.
– Przepraszam, mamo. Bałem się, że jak będę miły, to wszyscy będą się ze mnie śmiać.

Przytuliłam go mocno. Wiedziałam, że to nie koniec naszej walki, ale pierwszy krok został zrobiony.

Wieczorem usiadłam sama przy stole i zaczęłam pisać ten tekst. Zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy powinnam była rozwiązać to inaczej? Czy miłość matki czasem nie wymaga twardych decyzji?

A wy? Gdzie wy stawiacie granicę między troską a dyscypliną? Czy poprosilibyście policję o pomoc w wychowaniu własnego dziecka?