Moja córka, mój ból: Jak mąż zmienił Martę i dlaczego nie przyszła na rocznicę taty

– Mamo, nie dam rady przyjechać. Paweł uważa, że to nie jest dobry pomysł – głos Marty przez telefon był cichy, jakby bała się, że ktoś ją podsłucha.

Zamarłam. W kuchni pachniało jeszcze świeżym ciastem drożdżowym, które piekłam specjalnie dla niej. Zegar na ścianie wybił siedemnastą. W salonie czekały już zdjęcia taty, znicze i kwiaty. To miała być nasza rodzinna tradycja – wspólne wspominanie jego życia w rocznicę śmierci. Marta nigdy nie opuściła tego dnia. Nigdy.

– Ale przecież obiecałaś… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Mamo, proszę cię… Paweł mówi, że powinnam skupić się na naszej rodzinie. Że to już przeszłość…

Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. „Nasza rodzina” – czy ja już do niej nie należę? Czy wspomnienie o ojcu przestało być ważne?

Odkąd Marta wyszła za Pawła, wszystko zaczęło się zmieniać. Na początku myślałam, że to naturalne – młodzi mają swoje życie, swoje sprawy. Ale z każdym miesiącem widywaliśmy się coraz rzadziej. Zawsze była jakaś wymówka: praca Pawła, remont mieszkania, wyjazd do teściów. Z czasem rozmowy przez telefon stawały się coraz krótsze, a jej głos coraz bardziej obcy.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy Paweł przyjechał do nas na obiad. Był uprzejmy, ale chłodny. Patrzył na Martę z takim spojrzeniem, jakby chciał ją mieć tylko dla siebie. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, jak bardzo może wpłynąć na moją córkę.

– Marta powinna się usamodzielnić – powiedział mi kiedyś wprost. – Nie może ciągle wracać do rodzinnego domu.

Zabolało mnie to wtedy, ale przemilczałam. Nie chciałam robić scen przy stole. Myślałam, że to tylko chwilowe.

Ale potem zaczęły się drobne sygnały: Marta przestała dzwonić bez powodu, rzadziej pytała o zdrowie babci, nie przyjeżdżała na rodzinne spotkania. Kiedy pytałam, zawsze mówiła: „Paweł ma inne plany”, „Paweł źle się czuje”, „Paweł chce spędzić weekend tylko ze mną”.

W końcu przyszedł ten dzień – rocznica śmierci taty. Dla mnie to był święty czas. Przygotowałam wszystko tak jak zawsze: ulubione potrawy taty, jego zdjęcia na stole, ciepły koc na fotelu, w którym lubił siadać. Czekałam na Martę do ostatniej chwili.

Telefon zadzwonił tuż przed rozpoczęciem wspomnień. Gdy usłyszałam jej słowa, coś we mnie pękło.

Położyłam słuchawkę i usiadłam przy stole sama. Mama spojrzała na mnie z troską:

– Znowu jej nie będzie?

Pokręciłam głową i poczułam wstyd – jakbym to ja zawiodła jako matka.

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra:

– Musisz z nią porozmawiać. Nie możesz pozwolić, żeby ten facet całkiem ją odciął od rodziny.

Ale jak? Próbowałam już tyle razy… Za każdym razem Marta tłumaczyła się Pawłem. Zaczęłam się zastanawiać: czy ona naprawdę tego chce? Czy może jest pod jego wpływem?

Kilka dni później postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Stałam pod drzwiami ich mieszkania z ciastem w ręku i sercem w gardle. Otworzył mi Paweł.

– O, dzień dobry – powiedział chłodno. – Marta jest zajęta.

– Chciałam tylko chwilę porozmawiać…

– Teraz nie bardzo – uciął i zamknął drzwi niemal przed moim nosem.

Wracałam do domu z poczuciem upokorzenia i bezsilności. Przez całą drogę myślałam o tym, co zrobiłam źle jako matka. Czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy za bardzo ingerowałam w jej życie?

Wieczorem napisałam do Marty wiadomość:

„Córko, tęsknię za Tobą. Brakuje mi naszych rozmów i wspólnych chwil. Tata byłby smutny, widząc jak się oddalamy. Proszę Cię, odezwij się do mnie.”

Odpisała dopiero po dwóch dniach:

„Mamo, musisz zrozumieć, że mam teraz własne życie. Paweł jest dla mnie najważniejszy. Nie chcę konfliktów między Wami.”

Czy naprawdę muszę wybierać między córką a spokojem? Czy powinnam walczyć o nią bardziej? A może pozwolić jej odejść i liczyć na to, że kiedyś wróci?

Czasem siedzę wieczorami przy starym stole i patrzę na zdjęcia Marty z dzieciństwa – jej uśmiechniętą buzię, rozczochrane włosy po zabawie w ogrodzie, błysk w oku podczas rodzinnych świąt. Gdzie podziała się ta dziewczynka? Czy Paweł naprawdę ją zmienił? A może to ja nie potrafię zaakceptować jej dorosłości?

Wiem jedno: serce matki nigdy nie przestaje kochać i tęsknić.

Czy powinnam dalej próbować walczyć o naszą relację? Czy może czas pogodzić się z tym, że dzieci dorastają i wybierają własną drogę – nawet jeśli ta droga prowadzi daleko od domu?