Dla mojej matki jestem gorszy niż diabeł! Już nie wiem, co robić!
– Damian! – wrzasnęła matka przez zamknięte drzwi łazienki. – Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie palił tych śmierdzących papierosów w domu?!
Zaciągnąłem się ostatni raz i zgasiłem niedopałek w muszli, czując, jak w gardle rośnie mi gula. Miałem dwadzieścia sześć lat, a czułem się jak dzieciak przyłapany na kradzieży cukierków. Wyszedłem z łazienki, a ona już stała na korytarzu, z rękami założonymi na piersi, z tym swoim spojrzeniem, które potrafiło zamrozić krew w żyłach.
– Damian, ty mnie kiedyś do grobu wpędzisz! – syknęła. – Gorszy jesteś niż diabeł! Syn sąsiadki skończył informatykę, pracuje w banku, a ty? Na budowie się szlajasz z jakimiś pijakami!
– Mamo, proszę cię…
– Nie przerywaj mi! – podniosła głos. – Znowu wróciłeś po północy. Gdzie byłeś? Z tą swoją Natalią? Ona cię tylko wykorzystuje!
Zacisnąłem pięści. Natalia była moją dziewczyną od trzech lat. Dla matki była jednak tylko „tą Natalią”, która „nie ma klasy” i „ciągnie mnie w dół”.
– Byłem u Natalii, tak. I nie zamierzam się tłumaczyć.
– Oczywiście! Bo ty już jesteś dorosły! – prychnęła. – Ale póki mieszkasz pod moim dachem, będziesz robił to, co ci każę!
Wszedłem do swojego pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Oparłem się o nie plecami i poczułem łzy napływające do oczu. Ile jeszcze wytrzymam? Każdy dzień wyglądał tak samo: kontrola, pretensje, porównania do innych. Nawet mój młodszy brat, Bartek, który studiuje w Krakowie i przyjeżdża do domu tylko na święta, miał spokój. Ja byłem tym gorszym – bo nie poszedłem na studia, bo wybrałem pracę fizyczną, bo zakochałem się w dziewczynie z „nieodpowiedniej” rodziny.
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz poczułem się jak wróg we własnym domu. To było dwa lata temu, kiedy dostałem awans na brygadzistę na budowie. Przyszedłem do domu zadowolony, z butelką taniego szampana.
– Mamo! – zawołałem wtedy. – Awansowałem! Będę zarabiał więcej!
Popatrzyła na mnie z pogardą.
– I co z tego? Dalej będziesz brudny i śmierdzący wracał do domu. To nie jest praca dla ludzi z ambicjami.
Wtedy coś we mnie pękło. Przestałem jej opowiadać o swoim życiu. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Ojciec? On od lat był cieniem samego siebie. Po cichu popierał matkę, choć czasem rzucał mi współczujące spojrzenia.
Najgorsze były weekendy. Wtedy matka miała najwięcej czasu na swoje tyrady.
– Damian, idź do sklepu po ziemniaki.
– Damian, napraw kran.
– Damian, przestań siedzieć na telefonie! To przez te twoje głupie gry nie masz życia!
A kiedy próbowałem wyjść z domu:
– Gdzie idziesz? Znowu do tej Natalii? Lepiej byś sobie porządnej dziewczyny poszukał!
Pewnego dnia Natalia przyszła do mnie do domu. Chciała porozmawiać z moją matką, spróbować ją przekonać, że nie jest taka zła.
– Dzień dobry pani Barbaro – powiedziała grzecznie.
Matka nawet nie spojrzała jej w oczy.
– Dzień dobry – odburknęła. – Damian jest w pokoju.
Natalia weszła do mnie blada jak ściana.
– Twoja mama… ona mnie nienawidzi – wyszeptała.
Objąłem ją i poczułem, jak drży.
– Nie przejmuj się nią – powiedziałem cicho. – Kiedyś się wyprowadzimy i będziemy mieli spokój.
Ale czy naprawdę miałem odwagę to zrobić? Za każdym razem, gdy pakowałem torbę i mówiłem sobie: „To dziś”, widziałem ojca siedzącego przy stole z opuszczoną głową. Bałem się zostawić go samego z matką. Wiedziałem, że jeśli odejdę, cała jej frustracja skupi się na nim.
Bartek dzwonił czasem z Krakowa.
– Damian, czemu się nie wyprowadzisz? Przecież masz pracę!
– Nie zostawię ojca samego – odpowiadałem zawsze.
– On sobie poradzi. Ty musisz myśleć o sobie!
Ale ja nie umiałem. Czułem się odpowiedzialny za wszystkich wokół – tylko nie za siebie.
W pracy byłem kimś innym. Koledzy szanowali mnie za uczciwość i ciężką pracę. Szef często powtarzał:
– Damian, tacy ludzie jak ty to skarb!
A ja wracałem do domu i znów stawałem się nikim.
Pewnego wieczoru usłyszałem rozmowę rodziców przez uchylone drzwi kuchni.
– On nigdy niczego nie osiągnie – mówiła matka szeptem. – Zmarnował sobie życie przez tę dziewczynę i tę swoją głupią pracę.
Ojciec milczał długo, aż w końcu powiedział cicho:
– Może powinien spróbować żyć po swojemu?
Matka wybuchła śmiechem:
– Po swojemu?! On nawet nie potrafi ugotować sobie obiadu!
Wtedy postanowiłem działać. Następnego dnia po pracy pojechałem obejrzeć kawalerkę na Pradze. Była mała i ciemna, ale tania i blisko pracy. Wróciłem do domu późno wieczorem i od razu usłyszałem:
– Gdzie byłeś?!
– Oglądałem mieszkanie – odpowiedziałem spokojnie.
Matka spojrzała na mnie jak na wariata.
– Chcesz mnie zostawić?! Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłam?!
Ojciec podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
– Jeśli chcesz odejść… rozumiem – powiedział cicho.
Matka zaczęła płakać głośno i teatralnie:
– Syn mnie zostawia! Gorszy niż diabeł! Wszyscy mnie zostawiacie!
Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Matka przestała się do mnie odzywać. Ojciec chodził przygarbiony jak nigdy dotąd.
Natalia próbowała mnie wspierać:
– Damian, musisz pomyśleć o sobie. Twoja mama nigdy nie będzie szczęśliwa, jeśli ty będziesz nieszczęśliwy.
W końcu podjąłem decyzję. Spakowałem torbę i wyszedłem bez słowa. Matka nawet nie wyszła z pokoju pożegnać się ze mną. Ojciec tylko skinął głową i powiedział:
– Uważaj na siebie synu.
Pierwsze tygodnie były trudne. Samotność bolała bardziej niż przypuszczałem. Ale po raz pierwszy od lat mogłem oddychać pełną piersią. Natalia często u mnie nocowała; razem gotowaliśmy obiady i śmialiśmy się z drobiazgów.
Matka dzwoniła codziennie przez pierwsze dwa tygodnie:
– Kiedy wrócisz?
Potem coraz rzadziej. W końcu przestała dzwonić wcale.
Bartek przyjechał na weekend i odwiedził mnie w nowym mieszkaniu.
– Jestem z ciebie dumny – powiedział szczerze. – Może teraz mama trochę ochłonie.
Nie wiem czy ochłonie. Czasem myślę o niej nocami: czy jest jej smutno? Czy czuje żal? Czy kiedyś mi wybaczy?
Ale wiem jedno: musiałem to zrobić dla siebie. Bo ile można żyć w cieniu cudzych oczekiwań?
Czy naprawdę jesteśmy winni temu, że chcemy być sobą? Czy macie podobne doświadczenia? Jak poradziliście sobie z toksyczną kontrolą bliskich?