Mamo, chcę zameldować Kasię w naszym mieszkaniu! – Historia o miłości, zaufaniu i strachu przed utratą wszystkiego
– Mamo, musimy pogadać. – Głos Pawła brzmiał poważnie, a ja już wiedziałam, że to nie będzie zwykła rozmowa przy niedzielnym rosole. Siedział naprzeciwko mnie w kuchni, nerwowo bawiąc się obrączką. Kasia, jego świeżo poślubiona żona, stała w progu i patrzyła na mnie z niepokojem.
– O co chodzi? – zapytałam, choć przeczuwałam odpowiedź. Od ślubu minęły dwa miesiące, a ja wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do myśli, że mój jedyny syn już nie należy tylko do mnie.
– Chciałbym zameldować Kasię w mieszkaniu – powiedział w końcu, patrząc mi prosto w oczy.
Poczułam, jak serce ściska mi się w gardle. To mieszkanie było moim prezentem ślubnym dla Pawła. Przez lata odkładałam każdy grosz, rezygnowałam z własnych marzeń, by zapewnić mu dobry start. Teraz miałam oddać część tego wszystkiego komuś, kogo znałam zaledwie od trzech lat?
– Po co? – zapytałam ostrożnie, starając się ukryć drżenie głosu.
– Bo to jej dom. Jesteśmy małżeństwem. – Paweł mówił spokojnie, ale widziałam, że jest spięty.
Kasia spuściła wzrok. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara nad lodówką.
– Mamo, rozumiem twoje obawy – odezwała się cicho Kasia. – Ale ja nie chcę niczego zabierać. Chcę tylko czuć się tu naprawdę u siebie.
Zacisnęłam dłonie na filiżance. Przed oczami stanęły mi wszystkie historie o rozwodach, podziałach majątku i synowych, które wyciągały ręce po rodzinny dorobek. Moja siostra straciła dom przez nieudane małżeństwo córki. Czy ja też miałam ryzykować?
– To nie jest takie proste – powiedziałam w końcu. – To mieszkanie jest na ciebie, Pawle. Chcę tylko mieć pewność, że nie stracisz go przez pochopne decyzje.
Paweł westchnął ciężko.
– Mamo, kocham Kasię. Wiem, że jej ufasz…
– Ufam jej na tyle, na ile mogę – przerwałam mu. – Ale życie pisze różne scenariusze.
Kasia przełknęła ślinę.
– Jeśli to ci pomoże… mogę podpisać oświadczenie, że nie będę rościć sobie praw do mieszkania w razie rozwodu – zaproponowała nieśmiało.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie spodziewałam się takiej propozycji. Widziałam łzy w jej oczach i poczułam ukłucie winy. Czy naprawdę chciałam zaczynać ich wspólne życie od nieufności?
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem złą matką? Czy powinnam chronić syna przed potencjalnym nieszczęściem, czy pozwolić mu samemu decydować o swoim życiu?
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanki pytały, co się dzieje.
– Syn chce zameldować żonę w swoim mieszkaniu – wyznałam w końcu Irenie z księgowości.
– A co w tym złego? – zdziwiła się. – Przecież są rodziną.
– Boję się… że jeśli coś pójdzie nie tak…
Irena pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Ale jeśli będziesz ich kontrolować na każdym kroku, to stracisz coś ważniejszego niż mieszkanie – powiedziała cicho.
Wieczorem zadzwoniła do mnie mama Pawła. Zawsze była głosem rozsądku w naszej rodzinie.
– Marysiu, pamiętasz jak twój ojciec chciał wszystko zabezpieczyć przed ślubem? Jak się wtedy czułaś?
Zamilkłam. Czułam się wtedy jak intruz we własnym domu.
Następnego dnia zaprosiłam Pawła i Kasię na kolację.
– Przepraszam was – zaczęłam nieśmiało. – Chyba za bardzo chciałam was chronić…
Paweł uśmiechnął się z ulgą i objął Kasię ramieniem.
– Mamo, dziękuję ci za wszystko. Ale musisz mi zaufać.
Kasia podeszła do mnie i uścisnęła mnie mocno.
– Obiecuję ci, że nigdy nie wykorzystam twojego zaufania – szepnęła.
Podpisaliśmy oświadczenie u notariusza – dla mojego spokoju ducha i ich poczucia bezpieczeństwa. Kasia została zameldowana w mieszkaniu Pawła. A ja nauczyłam się trudnej sztuki puszczania dziecka wolno.
Czasem patrzę na nich i zastanawiam się: czy można kochać za bardzo? Czy nadopiekuńczość to naprawdę wyraz troski… czy może strachu przed samotnością? Co wy byście zrobili na moim miejscu?