Burza nad Bałtykiem: Historia o rodzinnych sekretach i drugim życiu

Krzyk rozdarł ciszę pustej plaży w Ustce. Był świt, a ja, Lena Nowicka, biegłam boso po zimnym piasku, z sercem walącym jak młot. Nie wiedziałam jeszcze, że ten poranek zmieni wszystko. Zatrzymałam się gwałtownie, bo tuż przede mną stał mężczyzna. Miał twarz, której nie widziałam od dwudziestu lat – twarz mojego ojca, którego pochowaliśmy w 2004 roku.

– To niemożliwe… – szepnęłam, cofając się o krok.

On patrzył na mnie z tym samym spojrzeniem, które pamiętałam z dzieciństwa. Zmarszczki wokół oczu zdradzały lata bólu i samotności.

– Leno… – powiedział cicho. – Musimy porozmawiać.

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, usłyszałam za sobą głos mojej matki:

– Lena! Co ty tu robisz? Miałaś nie wychodzić sama!

Odwróciłam się gwałtownie. Mama była blada jak ściana, jej ręce drżały. Przez chwilę patrzyła na mężczyznę, potem na mnie. W jej oczach zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam – strach pomieszany z ulgą.

– Mamo… – zaczęłam, ale ona przerwała mi ostrym szeptem:

– Wracaj do pensjonatu. Natychmiast.

Nie ruszyłam się z miejsca. Czułam, że jeśli teraz odejdę, już nigdy nie dowiem się prawdy. Ojciec – czy raczej człowiek wyglądający jak on – podszedł bliżej.

– Zostaw nas na chwilę – powiedział do mamy.

– Nie! – krzyknęła. – Nie masz prawa!

– Mam prawo znać własną córkę – odpowiedział spokojnie.

Wtedy wszystko się zaczęło. Tajemnice, które przez lata były zamknięte w czterech ścianach naszego mieszkania w Toruniu, nagle wypłynęły na powierzchnię jak wraki po sztormie.

Usiedliśmy na piasku. Mama stała z boku, zaciskając dłonie na pasku torebki.

– Myślałaś, że umarłem – zaczął ojciec. – Ale ja musiałem zniknąć. Dla waszego dobra.

– Dla naszego dobra?! – wybuchłam. – Zostawiłeś nas bez słowa! Mama przez lata płakała po nocach! Ja…

Głos mi się załamał. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy mama siedziała przy oknie i patrzyła w ciemność. Wszystkie święta bez niego. Wszystkie kłótnie z babcią o to, kto zawinił.

– To nie było tak proste – powiedział cicho. – Byłem winny ludziom pieniądze. Grozili wam…

Mama nagle podeszła i złapała mnie za rękę.

– Lena, nie słuchaj go! On zawsze miał wymówki!

Spojrzałam na nią ze łzami w oczach.

– Mamo… dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś?

– Bo chciałam cię chronić! – krzyknęła. – Chciałam, żebyś miała normalne życie!

Ojciec spuścił głowę.

– Próbowałem wrócić… Ale wtedy już miałyście nową rodzinę. Twój ojczym był dobrym człowiekiem…

Zacisnęłam pięści.

– To nie była rodzina! On mnie bił! Ty nawet nie wiesz, co się działo!

Mama zbladła jeszcze bardziej.

– Lena…

– Nie mów mi teraz „Lena”! Gdzie byłaś wtedy?!

Cisza była głośniejsza niż krzyk mew nad głową.

Ojciec spojrzał mi w oczy.

– Przepraszam…

Nie wiedziałam już, co czuję. Złość? Rozpacz? Ulgę? Wszystko naraz. Wstałam gwałtownie i zaczęłam iść w stronę morza.

Za mną usłyszałam szloch matki i cichy głos ojca:

– Daj jej czas…

Przez kolejne dni unikałam ich obojga. W pensjonacie panowała napięta atmosfera. Babcia próbowała mnie pocieszać:

– Dziecko, życie to nie bajka. Każdy ma swoje sekrety.

Ale ja nie chciałam już żadnych sekretów.

Wieczorem usiadłam na schodach przed pensjonatem. Obok przysiadł mój brat cioteczny, Michał.

– Słyszałem… – zaczął niepewnie.

Spojrzałam na niego ostro:

– Wszyscy wiedzieliście?

Wzruszył ramionami.

– Babcia coś podejrzewała. Ale nikt nie miał odwagi pytać.

Poczułam się zdradzona przez wszystkich.

Następnego dnia postanowiłam spotkać się z ojcem jeszcze raz. Czekał na mnie na tej samej ławce przy zejściu na plażę.

– Chciałem ci tylko powiedzieć… że nigdy was nie przestałem kochać – wyszeptał.

Patrzyłam na niego długo.

– A ja chciałam mieć ojca, który mnie nie zostawi – odpowiedziałam szczerze.

Po policzkach popłynęły mi łzy.

Wróciłam do pensjonatu późno w nocy. Mama czekała w kuchni przy zimnej herbacie.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedziała cicho. – Za to, że nie umiałam cię ochronić przed nim… przed życiem…

Objęłyśmy się i płakałyśmy razem długo. Po raz pierwszy od lat poczułam, że naprawdę mam rodzinę – choćby była pełna rys i pęknięć jak bursztyny wyciągane z morza po burzy.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba przejść przez sztorm, by zobaczyć prawdziwe światło. Czy można wybaczyć wszystko? Czy lepiej żyć w kłamstwie czy znać bolesną prawdę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?