„Córka powiedziała, że nie chce, żebym zajmowała się wnukiem” – Czy naprawdę jestem już niepotrzebna?

– Mamo, proszę cię… Nie chcę, żebyś zajmowała się Stasiem – głos Kasi drżał, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Stałam w jej kuchni, z rękami jeszcze mokrymi po myciu naczyń, a serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– Ale… Kasiu, przecież zawsze mówiłaś, że możesz na mnie liczyć. Przecież sama mówiłaś, że jesteś zmęczona…

– Wiem, mamo. Ale… Ty masz inne podejście do wychowania. Nie chcę, żeby Staś słyszał te wszystkie twoje uwagi o tym, że „dzieci powinny być grzeczne”, „nie wolno im się złościć” albo że „chłopcy nie płaczą”. To już nie te czasy.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Przecież całe życie starałam się być dobrą matką. Może nie zawsze miałam rację, może czasem byłam surowa, ale kochałam ją ponad wszystko. Teraz czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.

Kasia odwróciła wzrok. Wiem, że było jej trudno to powiedzieć. Ale ja… ja nie mogłam tego zrozumieć.

– Kasiu, ja tylko chcę pomóc. Tak jak moja mama pomagała mi przy tobie i twoim bracie. Przecież to normalne…

– Mamo, świat się zmienił. Teraz wychowuje się dzieci inaczej. Nie chcę, żeby Staś słyszał, że „nie wolno mu płakać” albo że „ma być twardy”. Chcę, żeby wiedział, że może czuć wszystko i że to jest w porządku.

Poczułam łzy napływające do oczu. Odwróciłam się szybko i zaczęłam wycierać blat, żeby tylko nie musiała patrzeć na moją twarz.

– To znaczy, że jestem złą babcią? – wyszeptałam.

– Nie jesteś zła. Po prostu… masz inne poglądy. I ja się z nimi nie zgadzam.

Wyszłam z kuchni jak cień. W przedpokoju minęłam mojego zięcia, Pawła. Uśmiechnął się do mnie niepewnie.

– Wszystko w porządku, mamo? – zapytał cicho.

– Tak… tak, Pawełku. Wszystko dobrze – skłamałam.

Wyszłam na klatkę schodową i dopiero tam pozwoliłam sobie na łzy. Siedziałam na zimnych schodach i czułam się tak bardzo samotna. Zawsze myślałam, że kiedy dzieci dorosną i założą własne rodziny, ja znów znajdę miejsce, w którym będę naprawdę potrzebna. Nie chodziło mi o wielkie rzeczy – nie musiałam wychowywać od nowa, tylko być. Pomóc, ugotować, czasem przytrzymać dziecko, gdy mama potrzebuje chwili dla siebie. Tak jak kiedyś moja mama pomagała mi.

Gdy urodził się Staś, byłam najszczęśliwszą babcią na świecie. Przywoziłam zupki, piekłam drożdżówki, tuliłam go do snu. Ale potem zaczęły się drobne uwagi Kasi: „Mamo, nie mów mu tak”, „Nie każ mu jeść wszystkiego”, „Niech sam zdecyduje”. Myślałam, że przesadza – przecież dzieci potrzebują granic! Ale ona była coraz bardziej stanowcza.

Zaczęłam się zastanawiać: może rzeczywiście jestem już przestarzała? Może mój świat odszedł razem z PRL-em i kasetami magnetofonowymi? Może te wszystkie rady o „twardym chłopcu” są już dziś śmieszne?

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra Basia.

– Co taka cicha jesteś? – zapytała od razu.

Opowiedziałam jej wszystko. Basia westchnęła ciężko.

– U nas to samo. Ola uważa, że jestem za stara na opiekę nad wnuczką. Że „babcia powinna odpoczywać”. A ja bym dała wszystko za jeden dzień z małą Zosią!

Rozmawiałyśmy długo o tym, jak bardzo czujemy się niepotrzebne. Jakby nasz czas już minął.

Następnego dnia Kasia zadzwoniła.

– Mamo… Przepraszam, jeśli cię zraniłam. Wiem, że chcesz dobrze. Ale ja naprawdę chcę wychować Stasia po swojemu.

– Rozumiem – odpowiedziałam cicho. – Ale czy to znaczy, że już nigdy nie będę mogła go przytulić? Zabrać na spacer?

– Nie o to chodzi… Po prostu chciałabym, żebyś szanowała moje zasady.

Zgodziłam się. Ale w środku czułam bunt i żal. Czy naprawdę jestem aż tak inna? Czy moje doświadczenie nic już nie znaczy?

Minęły tygodnie. Rzadziej widywałam Stasia. Czasem Kasia wpadała na kawę sama albo z Pawłem. Czułam się coraz bardziej samotna w swoim mieszkaniu na Ursynowie. Nawet mój kot Mruczek wyczuwał mój smutek i kładł się obok mnie na kanapie.

Pewnego dnia spotkałam w sklepie starą znajomą – panią Halinę z sąsiedztwa.

– Pani Aniu! Co u pani? Dawno pani nie widziałam z wnuczkiem!

Zacisnęłam usta.

– Córka uważa, że mam przestarzałe poglądy – powiedziałam gorzko.

Pani Halina pokiwała głową ze zrozumieniem.

– U mnie to samo! Synowa mówi, że „babcia ma swoje miejsce”, ale to miejsce coraz dalej od rodziny…

Wróciłam do domu jeszcze bardziej przygnębiona. Czy naprawdę nasze pokolenie jest już tylko przeszkodą? Czy mamy siedzieć cicho i patrzeć przez okno na plac zabaw?

Wieczorem zadzwoniła Kasia.

– Mamo… Staś pytał dziś o ciebie. Chciałby cię zobaczyć.

Serce mi zabiło mocniej.

– Mogę przyjść jutro?

– Tak… Ale pamiętaj o moich zasadach.

Przygotowałam ulubione ciasto Stasia – szarlotkę z kruszonką. Kiedy wszedł do mieszkania córki i zobaczył mnie w drzwiach kuchni, rzucił mi się na szyję.

– Babciu! Tęskniłem!

Poczułam łzy szczęścia w oczach. Może nie będę już tą samą babcią co moja mama dla mnie… Może muszę nauczyć się nowych zasad i zaakceptować zmiany. Ale czy naprawdę musimy całkowicie odrzucać to, co stare? Czy nie można znaleźć miejsca dla doświadczenia i miłości?

Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy naprawdę jestem już niepotrzebna? A może po prostu muszę nauczyć się być potrzebna inaczej? Co wy o tym myślicie?