Teściowie na weekend: Jak jeden telefon zmienił moje życie w nieustanny maraton obowiązków
— Znowu oni? — wyszeptałam, patrząc na wyświetlacz telefonu. „Mama Krzysztofa”. W moim brzuchu ścisnęło się coś zimnego. Była piątkowa 17:30, a ja właśnie skończyłam ostatni raport do pracy zdalnej. Marzyłam o ciszy, kocu i serialu. Ale nie, już wiedziałam, co usłyszę.
— Cześć, Aniu! — głos teściowej brzmiał jak dzwonek alarmowy. — Wpadniemy z tatą jutro na obiad. Krzysiek mówił, że masz wolny weekend!
Nie miałam siły protestować. Krzysztof, mój mąż, zawsze był mistrzem unikania konfliktów. „To tylko rodzina, Aniu. Przecież nie przyjeżdżają codziennie” — powtarzał, jakby nie widział, że od miesięcy każdy weekend wygląda tak samo: sprzątanie, gotowanie, udawanie idealnej gospodyni.
W sobotę rano już od szóstej nie mogłam spać. W głowie układałam listę zakupów: schab na pieczeń, ziemniaki, surówka, ciasto drożdżowe (bo teściowa nie uznaje gotowców). Krzysztof spał spokojnie obok, a ja czułam narastającą złość. O 8:00 byłam już w Biedronce, przepychając się między ludźmi z wózkami. „To tylko jeden dzień” — powtarzałam sobie jak mantrę.
O 11:00 zaczęło się sprzątanie. Krzysztof niby pomagał — wyniósł śmieci i odkurzył salon — ale reszta spadła na mnie. W kuchni pachniało już pieczenią, a ja z rozmazanym tuszem pod oczami kroiłam warzywa na sałatkę.
— Aniu, może odpoczniesz? — zapytał Krzysztof, wchodząc do kuchni.
— Odpocznę, jak wyjadą — syknęłam przez zaciśnięte zęby.
O 13:00 dzwonek do drzwi. Teściowa wchodzi pierwsza, rozgląda się krytycznie po mieszkaniu.
— O, zmieniłaś firanki? Tamte były chyba lepsze… No nic, ważne że czysto — rzuca niby od niechcenia.
Teść od razu siada przed telewizorem. Krzysztof znika w łazience pod pretekstem „pilnego telefonu z pracy”. Zostaję sama z teściową w kuchni.
— Aniu, a może byś zrobiła jeszcze kompot? Taki domowy najlepiej gasi pragnienie.
Zaciskam pięści pod stołem. Kompot. Oczywiście. Przecież nie mogę odmówić.
Przy obiedzie rozmowa schodzi na dzieci. Teściowa zaczyna swój ulubiony temat:
— A wy to kiedy wreszcie pomyślicie o wnukach? Tyle lat po ślubie… Ja w twoim wieku miałam już dwójkę!
Czuję, jak łzy napływają mi do oczu. Od lat staramy się z Krzysztofem o dziecko, ale nikt o tym nie wie. Każda taka uwaga boli jak ukłucie szpilki.
Po obiedzie teściowa zagląda do lodówki.
— Oj, Aniu, tu trochę pusto… Trzeba by zrobić większe zakupy na zapas. A te jogurty to już po terminie!
Mam ochotę krzyczeć. Ale milczę. Zbieram talerze i zamykam się w kuchni.
Wieczorem, gdy teściowie wychodzą, Krzysztof przytula mnie od tyłu.
— Dziękuję ci, kochanie. Wiem, że to dla ciebie trudne.
Wyrywam się z jego objęć.
— Trudne? To jest koszmar! Każdy weekend to samo! Dlaczego zawsze ja mam wszystko robić? Dlaczego nie możesz im powiedzieć, żeby dali nam spokój?
Krzysztof spuszcza wzrok.
— To moi rodzice… Nie chcę ich ranić.
— A mnie możesz ranić? — pytam cicho.
W niedzielę rano budzę się z bólem głowy i poczuciem winy. Krzysztof jest już w kuchni.
— Zrobiłem ci kawę — mówi pojednawczo.
Siadam naprzeciwko niego.
— Musimy ustalić granice. Nie chcę już tak żyć. Potrzebuję choć jednego weekendu dla siebie.
Krzysztof milczy długo.
— Spróbuję z nimi porozmawiać — mówi w końcu niepewnie.
Tydzień później telefon dzwoni znowu. Tym razem odbiera Krzysztof.
— Mamo… Tak, wiem… Ale w ten weekend nie możemy was przyjąć… Tak, Ania źle się czuje… Tak, damy znać za tydzień…
Patrzę na niego z niedowierzaniem i ulgą jednocześnie. Po raz pierwszy od miesięcy czuję, że ktoś mnie widzi i słyszy.
Wieczorem leżymy razem na kanapie.
— Dziękuję ci — szepczę.
Krzysztof ściska moją dłoń.
Ale wiem, że to dopiero początek walki o własne granice i o naszą rodzinę. Czy można być dobrą synową i jednocześnie nie zatracić siebie? Czy da się pogodzić miłość do męża z potrzebą własnej przestrzeni?
A wy? Jak radzicie sobie z rodziną męża lub żony? Czy też czujecie czasem, że obowiązki was przytłaczają?