Zapomniana kartka z życzeniami – historia, która boli bardziej niż się wydaje

Zanim jeszcze zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam podniesione głosy z kuchni. – Mamo, tylko nie zaczynaj znowu! – wołała moja córka, Julia, a jej mąż, Paweł, próbował ją uciszyć. – Daj jej spokój, dziś są jej urodziny… – Ale ona zawsze… – urwała, gdy weszłam do środka.

Wiedziałam, że coś jest nie tak. W powietrzu wisiała ta charakterystyczna cisza przed burzą. Przez chwilę miałam ochotę wyjść z powrotem na klatkę schodową i wrócić dopiero wtedy, gdy wszyscy już pójdą spać. Ale przecież to mój dom. Moje 65. urodziny. I choć nie spodziewałam się hucznej imprezy, liczyłam na coś więcej niż tylko cichy obiad i wymuszone „sto lat”.

Usiadłam przy stole, a Julia postawiła przede mną talerz z zupą. – Wszystkiego najlepszego, mamo – powiedziała chłodno. Paweł dodał: – Dużo zdrowia, pani Tereso. – Dziękuję – odpowiedziałam cicho i zaczęłam jeść, choć w gardle miałam wielką gulę.

Czekałam na wnuczkę, Zosię. Zawsze była moim promykiem słońca, ale dziś miała trening baletu. Synowa, Marta, mieszkała z synem dwa piętra wyżej. Odkąd oddałam im mieszkanie po rodzicach, rzadko się widywaliśmy. Ale przecież to tylko kilka schodów! Czy naprawdę tak trudno zejść na chwilę?

Zegar wybił dziewiętnastą. Telefon milczał. Próbowałam nie patrzeć na ekran, ale co chwilę zerkałam ukradkiem. W końcu zadzwoniła siostra: – I jak tam? Świętujesz? – zapytała wesoło. – Tak… w swoim stylu – odpowiedziałam wymijająco. – A dzieci? Były? – Dzwonili rano… Synowa napisała smsa: „Wszystkiego najlepszego”. Nawet nie zadzwoniła. Nawet kartki nie zostawiła w skrzynce.

Siostra aż się zagotowała: – Co za czasy! Ja bym się obraziła! – A ja? Ja już nie mam siły się obrażać… Ale boli.

Wieczorem Paweł próbował mnie pocieszyć: – Może Marta jest zajęta? Praca, dziecko… – Przecież mieszka dwa piętra wyżej! – wybuchłam. – Oddałam im mieszkanie bez żadnych warunków! Pomagałam przy wnuku, gotowałam obiady przez lata! Czy naprawdę tak trudno zejść na chwilę z kartką i powiedzieć „wszystkiego najlepszego”? To aż tyle?

Julia przewróciła oczami: – Mamo, nie każdy jest taki sentymentalny jak ty. Dziś ludzie mają inne priorytety.

– A jakie to priorytety? Wrzucić obrazek na Facebooka i mieć sprawę z głowy? To jest rodzina?

Paweł próbował łagodzić sytuację: – Może w weekend przyjdą z prezentem… – Nie chcę prezentów! Chcę szacunku! Chcę poczuć, że jestem dla nich ważna!

Noc była bezsenna. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z Martą z ostatnich lat. Przypominałam sobie jej łzy po porodzie, kiedy siedziałam przy niej w szpitalu całe noce. Przypominałam sobie, jak oddałam im klucze do mieszkania po moich rodzicach bez żadnych umów czy oczekiwań. Wszystko po to, by im było łatwiej.

Rano zadzwonił syn: – Cześć mamo! Wszystkiego najlepszego jeszcze raz! Marta mówiła, że napisała ci życzenia… – Napisała smsa. Nawet nie zadzwoniła. Nawet nie zeszła na chwilę.

– Mamo, ona miała ciężki dzień w pracy… Wiesz jak jest w szkole przed końcem roku… – Zawsze są jakieś wymówki! Zawsze!

Po południu przyszła Zosia z bukietem tulipanów. Przytuliła mnie mocno: – Babciu, kocham cię najbardziej na świecie! – I ja ciebie, Zosieńko… I tylko dzięki niej poczułam się przez chwilę potrzebna.

Ale wieczorem znów wróciły myśli o Marcie. Czy naprawdę tak trudno było zejść na chwilę? Czy ja wymagam za dużo?

W sobotę zobaczyłam Martę na klatce schodowej. Uśmiechnęła się sztucznie: – Wszystkiego najlepszego jeszcze raz! Chciałam zejść wcześniej, ale…

– Ale co? – przerwałam jej ostro.

– No… praca, dziecko… Było zamieszanie… Wysłałam smsa…

– Smsa? Marta, czy ty rozumiesz, jak bardzo mnie to zabolało?

Spojrzała na mnie zaskoczona: – Przecież to tylko kartka… To tylko data…

– Nie dla mnie! Dla mnie to symbol! Symbol tego, czy jestem dla was ważna!

Marta wzruszyła ramionami i odeszła bez słowa.

Wieczorem zadzwonił syn: – Mamo, Marta płakała po tej rozmowie… Może przesadzasz?

– Może przesadzam… Ale czy naprawdę tak trudno okazać trochę serca?

Od tamtej pory nasze relacje stały się chłodne. Marta unikała mnie na klatce schodowej, syn dzwonił rzadziej. Julia mówiła: – Mamo, musisz odpuścić. Takie czasy.

Ale ja nie potrafię odpuścić. Bo wiem, ile serca włożyłam w tę rodzinę. Ile razy rezygnowałam z siebie dla innych.

Minął miesiąc. Pewnego dnia znalazłam w skrzynce pocztowej kartkę z życzeniami. Ręcznie napisaną przez Martę: „Przepraszam, że zapomniałam o tym co najważniejsze. Dziękuję za wszystko.”

Popłakałam się jak dziecko.

Czy naprawdę musimy ranić się nawzajem przez takie drobiazgi? Czy świat tak bardzo się zmienił, że zwykłe „wszystkiego najlepszego” twarzą w twarz stało się luksusem?

Czasem myślę: może to ja jestem z innej epoki? Może dziś już nikt nie potrzebuje bliskości i ciepła? Jak wy to widzicie?