Obiecuję, że wszystko się zmieni – historia Katarzyny

Obiecuję, że wszystko się zmieni. Teraz wszystko będzie inaczej. Obiecuję… Powtarzam to sobie jak mantrę, stojąc za ladą w sklepie AGD, gdzie do zamknięcia zostało dwadzieścia minut. W powietrzu unosi się zapach plastiku i chłodnej klimatyzacji, a światła odbijają się w błyszczących ekranach telewizorów. Pusto. Nawet konsultanci zniknęli już na zapleczu, zostawiając mnie samą z myślami i ochroniarzem, który przysypia na krześle przy wejściu.

Telefon wibruje w kieszeni. To znowu mama. Odbieram niechętnie, bo wiem, co usłyszę.

– Kasiu, twój brat znowu nie wrócił na noc. Ojciec się denerwuje. Nie mogłabyś z nim porozmawiać?

Zaciskam zęby. Michał ma siedemnaście lat i od miesięcy wymyka się z domu. Po śmierci taty wszystko się rozpadło. Mama nie radzi sobie z młodszym synem, a ja… Ja próbuję być dorosła, choć sama czuję się jak dziecko zagubione wśród tych wszystkich lodówek i pralek.

– Porozmawiam z nim, mamo – mówię cicho. – Ale musisz mi zaufać.

– Zaufanie? – jej głos drży. – Kasiu, ja już nie wiem, komu ufać.

Rozłącza się. W gardle rośnie gula. Praca w sklepie to nie jest szczyt moich marzeń, ale po studiach nie było wyboru. Musiałam wrócić do rodzinnego Radomia i pomóc mamie. Obiecałam sobie wtedy: tylko na chwilę. Tylko dopóki nie stanę na nogi.

Tylko że ta chwila trwa już dwa lata.

Nagle drzwi sklepu otwierają się z cichym dźwiękiem dzwonka. Wchodzi mężczyzna w ciemnej kurtce, twarz ma ukrytą pod kapturem. Serce mi przyspiesza – o tej porze rzadko ktoś zagląda. Ochroniarz podnosi głowę, ale zaraz wraca do przeglądania telefonu.

– Dobry wieczór – mówię automatycznie.

Mężczyzna nie odpowiada. Przechodzi między regałami, zatrzymuje się przy ekspozycji laptopów. Udaję, że porządkuję papiery przy kasie, ale kątem oka obserwuję każdy jego ruch.

Wtedy dostaję SMS-a od Michała: „Nie wracam dziś do domu. Nie szukaj mnie.”

Czuję, jak nogi uginają mi się pod ciężarem tej wiadomości. Chciałabym wybiec ze sklepu i go znaleźć, ale muszę zostać do końca zmiany. Znowu wybieram obowiązek zamiast siebie.

Mężczyzna podchodzi do kasy z tanim radiem w ręku.

– To wszystko? – pytam drżącym głosem.

Patrzy na mnie uważnie. Ma szare oczy i zmęczoną twarz. Przez chwilę milczy, jakby chciał coś powiedzieć.

– Przepraszam… – zaczyna cicho. – Czy mogę zapłacić kartą na raty?

– Oczywiście – odpowiadam i zaczynam procedurę sprzedaży.

Wtedy do sklepu wpada dwóch chłopaków – rozpoznaję jednego z nich: to kolega Michała ze szkoły. Są głośni, śmieją się nerwowo.

– Ej, Kasia! – woła jeden z nich. – Twój brat mówił, że masz pożyczyć mu kasę!

Czuję na sobie spojrzenie ochroniarza i klienta. Wszyscy czekają na moją reakcję.

– Michała tu nie ma – mówię chłodno. – I nie mam pieniędzy.

Chłopaki wymieniają spojrzenia.

– No weź, przecież wiesz, gdzie jest…

W tym momencie klient odchodzi od kasy i staje między mną a nimi.

– Chyba nie przyszliście tu robić zamieszania? – mówi spokojnie.

Chłopaki cofają się o krok. Widzę w ich oczach strach i bunt.

– Spadajcie stąd – warczę przez zaciśnięte zęby.

Wychodzą, trzaskając drzwiami.

Klient patrzy na mnie uważnie.

– Wszystko w porządku? – pyta cicho.

Chcę odpowiedzieć „tak”, ale łzy napływają mi do oczu.

– Przepraszam… To był ciężki dzień.

On kiwa głową ze zrozumieniem.

– Czasem trzeba pozwolić sobie na słabość – mówi i wychodzi ze sklepu.

Zostaję sama. Ochroniarz udaje, że nic nie widział. Zamykam kasę i zaczynam sprzątać sklep, ale ręce mi się trzęsą. Myślę o mamie, o Michału, o tym wszystkim, co miało być inaczej.

Po zamknięciu idę powoli przez ciemne ulice Radomia. Dzwonię do Michała – nie odbiera. Piszę mu wiadomość: „Czekam na ciebie w domu. Proszę, wróć.”

W domu mama siedzi przy stole z kubkiem zimnej herbaty.

– I co? – pyta bez nadziei.

– Napisałam do niego… Może wróci.

Milczymy długo. W końcu mama mówi:

– Kasiu… Ja już nie mam siły walczyć o was wszystkich.

Patrzę na nią i widzę kobietę złamaną przez życie, przez śmierć męża i codzienną walkę o przetrwanie. Chciałabym ją przytulić, powiedzieć coś mądrego, ale sama czuję się pusta w środku.

W nocy budzi mnie hałas na korytarzu. Michał wraca do domu – brudny, zmęczony, z podkrążonymi oczami.

– Przepraszam – szepcze tylko i zamyka się w swoim pokoju.

Siedzę na łóżku i patrzę w ciemność. Obiecuję sobie po raz kolejny: wszystko się zmieni. Muszę znaleźć lepszą pracę, pomóc mamie, wyciągnąć Michała z tego bagna… Ale czy naprawdę mam jeszcze siłę?

Czasem zastanawiam się: ile razy można zaczynać od nowa? Czy obietnice składane samemu sobie mają jeszcze jakąś wartość? A może to tylko słowa rzucane na wiatr…