„Dzwonisz tylko, gdy potrzebujesz opiekunki”: Historia matki, która czuje się zapomniana przez własnego syna

– Mamo, możesz dzisiaj odebrać Zosię z przedszkola? – głos Jakuba brzmiał jak zawsze rzeczowo, niemal urzędowo. Nie pytał, czy mam czas. Nie pytał, jak się czuję. Po prostu zakładał, że jestem.

Spojrzałam na zegar. Była 13:40. O 14:00 miałam umówioną wizytę u lekarza. Ale przecież nie powiem „nie”, prawda? Przecież jestem matką. Babcią. Tą, która zawsze powinna być pod telefonem.

– Dobrze, Kuba. O której mam ją odebrać? – zapytałam cicho, próbując ukryć rozczarowanie.

– O piętnastej. Magda nie może, ja mam zebranie. Dzięki, mamo – rzucił szybko i rozłączył się.

Zostałam z telefonem w ręku i poczuciem, że znów jestem tylko wygodną opcją. Nie pamiętam, kiedy ostatnio Kuba zadzwonił do mnie po prostu zapytać, co słychać. Albo zaprosić na kawę. Od czasu rozwodu z Magdą wszystko się zmieniło. On zamknął się w sobie, a ja stałam się kimś w rodzaju pogotowia rodzinnego.

Pamiętam dzień, kiedy Magda wyprowadziła się z Zosią. Było lato, pachniało lipą. Kuba siedział wtedy w mojej kuchni i płakał jak dziecko. Przytuliłam go mocno i obiecałam, że zawsze będę przy nim. Ale nie wiedziałam wtedy, że „zawsze” oznacza „tylko wtedy, gdy trzeba odebrać Zosię z przedszkola albo ugotować obiad”.

Magda… Ona potrafiła rozmawiać. Nawet po rozwodzie dzwoniła do mnie częściej niż Kuba. Pytała o zdrowie, o to, czy nie potrzebuję pomocy z zakupami. Czasem przychodziła z Zosią na herbatę. Ale od kilku miesięcy i ona zaczęła się oddalać.

Zosia jest cudowna. Ma pięć lat i oczy jak jej tata. Kiedy ją odbieram z przedszkola, biegnie do mnie z okrzykiem: „Babciu!” i rzuca mi się na szyję. To dla niej jeszcze trwam w tej roli – babci na telefon.

Dziś po południu siedziałyśmy razem na ławce w parku. Zosia opowiadała mi o nowej koleżance z grupy i o tym, jak pani Basia nauczyła ich piosenki o żabkach. Słuchałam jej uważnie, ale myślami byłam gdzie indziej – przy Jakubie.

Wieczorem zadzwoniłam do niego.

– Kuba…

– Mamo, co się stało? – przerwał mi od razu.

– Chciałam tylko pogadać. Dawno nie rozmawialiśmy tak po prostu…

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Mamo, mam teraz dużo na głowie. Praca, Zosia… Wiesz sama.

– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Ale czasem chciałabym być dla ciebie kimś więcej niż tylko opiekunką do dziecka.

Usłyszałam westchnienie.

– Przepraszam, mamo. Po prostu… wszystko jest trudne od czasu rozwodu.

Chciałam powiedzieć: „Dla mnie też.” Ale nie powiedziałam nic.

Kilka dni później Magda zadzwoniła do mnie wieczorem.

– Pani Ariano…

– Magdo, mów mi po imieniu – przerwałam jej łagodnie.

– Ariano… Chciałam podziękować za pomoc z Zosią. Wiem, że to nie jest łatwe dla pani ani dla Kuby.

– Dla mnie najważniejsza jest Zosia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Czasem myślę, że ona najbardziej cierpi przez naszą rozłąkę – powiedziała Magda cicho.

– Dzieci zawsze czują więcej niż nam się wydaje – westchnęłam.

Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd jako matka. Czy za bardzo chroniłam Kubę? Czy powinnam była postawić mu granice wcześniej? Czy to moja wina, że teraz dzwoni tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z nim szczerze.

– Kuba… Musimy pogadać – zaczęłam stanowczo, kiedy przyszedł odebrać Zosię.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– O co chodzi?

– Czuję się… niewidzialna. Dla ciebie jestem tylko wtedy ważna, gdy trzeba pomóc z Zosią albo coś załatwić. Nie pamiętasz o moich urodzinach, nie pytasz jak się czuję…

Kuba spuścił wzrok.

– Przepraszam, mamo. Naprawdę nie chciałem… Po prostu wszystko mnie przerasta ostatnio.

– Wiem, synku. Ale ja też mam swoje życie i uczucia. Chciałabym być dla ciebie kimś więcej niż tylko wygodną opcją na czas kryzysu.

Zosia podeszła do nas i złapała mnie za rękę.

– Babciu, kocham cię – powiedziała cicho.

Poczułam łzy pod powiekami. Przytuliłam ją mocno i spojrzałam na Kubę.

– Pamiętaj o tym – powiedziałam mu szeptem.

Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Kuba zaczął częściej dzwonić bez powodu. Czasem wpada na kawę po pracy, czasem pyta o radę w sprawach zupełnie niezwiązanych z Zosią. Magda też częściej się odzywa – chyba oboje zrozumieli, że rodzina to coś więcej niż tylko obowiązki i podział czasu nad dzieckiem.

Ale ja wciąż noszę w sobie żal i pytanie: czy matka może być szczęśliwa, jeśli czuje się potrzebna tylko wtedy, gdy inni mają kłopoty? Czy kiedykolwiek nauczymy się rozmawiać ze sobą naprawdę?