Przyjdź, gdy będziesz gotowy – Historia Kingi

— Halo, Kinga? — rozległ się znajomy głos. Od nagłego wzburzenia, które ścisnęło mi gardło, nie mogłam wydusić ani słowa. Gdyby nie włączony telewizor, bicie mojego serca obudziłoby męża. — Tęskniłem. Nie mogłem dłużej czekać. Ciągle o tobie myślę. Spotkajmy się — mówił przyjemny męski głos w słuchawce.

Wyszłam z pokoju, cicho zamykając drzwi. Przez chwilę stałam w ciemnym korytarzu, oparta o ścianę, próbując złapać oddech. To był Adam. Adam, którego nie widziałam od lat, od czasu kiedy postanowiłam zostać z Piotrem i zbudować rodzinę, której tak bardzo pragnęłam. Adam – moja pierwsza miłość, mój największy błąd i największa tęsknota.

— Kinga, jesteś tam? — zapytał cicho.

— Tak… — wyszeptałam. — Dlaczego teraz?

— Bo nie mogę już dłużej udawać, że cię nie kocham — odpowiedział bez wahania.

Zamknęłam oczy. Przed oczami stanął mi obraz Piotra śpiącego spokojnie w naszym łóżku, dzieci śmiejących się rano przy stole, naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie, które przez lata stało się moją bezpieczną przystanią. Ale w tej chwili wszystko to wydawało się odległe i nierealne, jakby należało do kogoś innego.

— Kinga? Przyjdź, gdy będziesz gotowa. Będę czekał — powiedział Adam i rozłączył się.

Stałam jeszcze chwilę w ciemności, czując jak łzy napływają mi do oczu. Wróciłam do sypialni i położyłam się obok Piotra. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: pierwsze spotkanie z Adamem na studiach, nasze długie spacery po Krakowskim Przedmieściu, jego listy pełne poezji i obietnic. I potem – rozstanie. Bo on chciał wyjechać do Berlina za pracą, a ja nie potrafiłam zostawić wszystkiego dla niepewnej przyszłości.

Rano Piotr pocałował mnie w czoło i wyszedł do pracy. Dzieci – Zosia i Michał – kłóciły się o płatki śniadaniowe. Patrzyłam na nich z miłością i poczuciem winy. Czy naprawdę mogłabym to wszystko stracić?

Przez cały dzień byłam rozkojarzona. W pracy popełniałam błędy, szefowa patrzyła na mnie z dezaprobatą. W drodze do domu odebrałam wiadomość od Adama: „Spotkajmy się dziś o 19:00 w naszej kawiarni.”

Nie wiedziałam, co robić. Przez godzinę chodziłam po mieszkaniu jak w transie. W końcu napisałam Piotrowi, że muszę zostać dłużej w pracy. Zostawiłam dzieci pod opieką sąsiadki i wyszłam.

Kawiarnia była prawie pusta. Adam siedział przy oknie, tak samo jak wtedy, gdy widzieliśmy się ostatni raz. Uśmiechnął się na mój widok – ten sam uśmiech, który kiedyś sprawiał, że świat stawał się prostszy.

— Myślałem, że nie przyjdziesz — powiedział cicho.

— Nie powinnam tu być — odpowiedziałam szczerze.

— Ale jesteś. To znaczy, że coś jeszcze czujesz.

Patrzyliśmy na siebie przez długą chwilę w milczeniu. Adam opowiedział mi o swoim życiu – o samotności w Berlinie, o pracy, która go nie satysfakcjonuje, o tym jak żałuje, że mnie zostawił.

— Kinga… — dotknął mojej dłoni — …czy ty jesteś szczęśliwa?

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Czy byłam szczęśliwa? Miałam rodzinę, dom, stabilność… ale czy to wystarczało?

Wróciłam do domu późno. Piotr czekał na mnie w kuchni.

— Gdzie byłaś? — zapytał spokojnie, ale w jego oczach widziałam niepokój.

— Musiałam się przejść… Potrzebowałam chwili dla siebie — skłamałam.

Piotr podszedł do mnie i objął mnie mocno.

— Martwię się o ciebie ostatnio. Jesteś inna…

Chciałam mu wszystko powiedzieć, wykrzyczeć całą prawdę, ale zabrakło mi odwagi.

Przez kolejne dni żyłam jak w zawieszeniu. Adam pisał codziennie: „Przyjdź, gdy będziesz gotowa.” Piotr starał się być jeszcze bardziej troskliwy niż zwykle. Dzieci były szczęśliwe i beztroskie.

W końcu pewnego wieczoru Piotr znalazł wiadomości od Adama na moim telefonie.

— Kim jest Adam? — zapytał z drżącym głosem.

Zamarłam. Wszystko wyszło na jaw.

— To ktoś z przeszłości…

— Zdradzasz mnie? — jego głos był pełen bólu.

— Nie… To znaczy… Nie wiem… — zaczęłam płakać.

Piotr wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Dzieci patrzyły na mnie przerażone.

Przez kolejne dni Piotr nie wracał do domu. Dzwonił tylko do dzieci. Ja zostałam sama ze swoimi myślami i poczuciem winy. Adam pisał coraz rzadziej – chyba zrozumiał, że nie jestem gotowa zostawić wszystkiego dla niego.

Po tygodniu Piotr wrócił. Usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.

— Kocham cię, Kinga… Ale nie wiem czy potrafię ci wybaczyć — powiedział cicho.

Poczułam ulgę i jednocześnie ogromny żal. Wiedziałam już, że nie chcę być z Adamem – to była tylko ucieczka przed codziennością, przed rutyną i zmęczeniem życiem rodzinnym.

Ale czy Piotr będzie potrafił mi zaufać? Czy ja sama sobie wybaczę?

Czasem zastanawiam się: czy można naprawić coś, co raz się rozpadło? Czy miłość to tylko przywiązanie i wspólne dzieciństwo naszych dzieci? A może to coś więcej – wybór każdego dnia tej samej osoby mimo wszystkich pokus i rozczarowań? Co wy byście zrobili na moim miejscu?