Kiedy przyjaźń pęka przez pieniądze: Moja historia z Ewą i walką o niezależność
– Naprawdę uważasz, że gdybyś została sama, dałabyś sobie radę? – głos Ewy drżał, a jej oczy były pełne czegoś, czego nie potrafiłam nazwać. Może troski, może pogardy.
Stałyśmy w mojej kuchni, między kubkiem z niedopitą kawą a stertą rachunków, które od tygodni przekładałam z miejsca na miejsce. Za oknem padał deszcz, a ja czułam, jakby wszystko wokół mnie się rozpadało.
– Ewa, co ty w ogóle mówisz? – odpowiedziałam cicho, próbując nie podnieść głosu. – Przecież wiesz, że Justin mnie kocha. Nigdy mnie nie zostawi.
– To nie o to chodzi, Aniu! – przerwała mi gwałtownie. – Chodzi o to, że nie masz własnych pieniędzy. Nie masz pracy. Wszystko zależy od niego. A jeśli… jeśli coś się stanie? Jeśli on odejdzie? Co wtedy?
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przecież Justin był moim światem. Poznałam go na studiach w Warszawie, kiedy byłam jeszcze pełna marzeń i planów. On miał już wtedy stabilną pracę w banku, ja studiowałam filologię polską i dorabiałam jako korepetytorka. Kiedy się pobraliśmy, uznaliśmy wspólnie, że lepiej będzie, jeśli zajmę się domem i dziećmi. On zarabiał wystarczająco dużo dla nas wszystkich.
Przez lata nie czułam potrzeby wracać do pracy. Zajmowałam się domem, wychowywałam nasze dwie córki – Zosię i Marysię. Justin powtarzał, że jestem jego wsparciem i że bez mojego zaangażowania nie osiągnąłby tyle w pracy. Czułam się doceniona… aż do dziś.
Ewa była moją przyjaciółką od liceum. Razem przechodziłyśmy przez pierwsze zawody miłosne, egzaminy maturalne i studenckie imprezy. Ona zawsze była bardziej niezależna – pracowała już na studiach, potem założyła własną firmę księgową. Zawsze podziwiałam jej determinację i siłę.
– Wiesz co? – powiedziałam w końcu, próbując ukryć łzy. – Ty nigdy nie rozumiałaś mojego wyboru. Dla ciebie liczy się tylko praca i pieniądze.
– Nieprawda! – Ewa aż tupnęła nogą. – Liczy się bezpieczeństwo. Ty myślisz, że masz wszystko pod kontrolą, ale tak naprawdę oddałaś swoje życie w ręce faceta. A co z tobą? Z twoimi marzeniami?
Zamilkłyśmy na chwilę. Słychać było tylko szum deszczu i tykanie zegara na ścianie.
– Moim marzeniem było mieć rodzinę – wyszeptałam. – I mam ją.
Ewa spojrzała na mnie z żalem.
– Ale czy to naprawdę wystarczy? Czy nie boisz się czasem… być nikim poza żoną Justina?
Te słowa bolały najbardziej. Przez kolejne dni nie mogłam przestać o nich myśleć. Justin zauważył, że jestem przygaszona.
– Coś się stało? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały.
– Pokłóciłam się z Ewą – odpowiedziałam wymijająco.
– O co?
– O… pieniądze. O to, że nie pracuję.
Justin westchnął ciężko.
– Kochanie, przecież ustaliliśmy to dawno temu. Ja zarabiam, ty dbasz o dom. To nasz wybór.
– Ale… czy to naprawdę jest mój wybór? – zapytałam cicho.
Justin spojrzał na mnie zdziwiony.
– Oczywiście! Jeśli chcesz wrócić do pracy, możesz to zrobić. Ale przecież nigdy nie mówiłaś, że chcesz.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Może rzeczywiście nigdy nie mówiłam głośno o swoich wątpliwościach? Może tak bardzo chciałam być idealną żoną i matką, że zapomniałam o sobie?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Aniu, słyszałam od Ewy, że się pokłóciłyście. Co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. Mama milczała przez chwilę.
– Wiesz… ja też kiedyś byłam w twojej sytuacji – powiedziała w końcu. – Twój tata zawsze wszystko załatwiał za mnie. A potem… kiedy zachorował i musiałam sama zadbać o dom… było bardzo ciężko.
Poczułam dreszcz niepokoju.
– Myślisz, że powinnam coś zmienić?
– Myślę, że powinnaś mieć wybór. I poczucie bezpieczeństwa niezależnie od wszystkiego.
Wieczorem długo rozmawiałam z Justinem. Powiedziałam mu o swoich lękach i o tym, co powiedziała Ewa.
– Nie chcę cię stracić – powiedziałam szczerze – ale chcę też poczuć, że jestem kimś więcej niż tylko twoją żoną.
Justin objął mnie mocno.
– Chcę twojego szczęścia. Jeśli chcesz wrócić do pracy albo spróbować czegoś nowego – wspieram cię całym sercem.
Te słowa były dla mnie jak balsam na duszę. Następnego dnia zaczęłam przeglądać ogłoszenia o pracę i rozmawiać z koleżankami ze studiów o możliwościach powrotu do zawodu nauczycielki.
Z Ewą długo nie rozmawiałyśmy. Dopiero po kilku tygodniach napisała do mnie SMS-a: „Przepraszam, jeśli cię zraniłam. Chciałam tylko twojego dobra”.
Odpisałam: „Dziękuję za szczerość. Dzięki tobie zaczęłam myśleć o sobie inaczej”.
Dziś wiem jedno: prawdziwa przyjaźń czasem boli, ale potrafi otworzyć oczy na rzeczy, których sami nie chcemy zobaczyć.
Czasem zastanawiam się: ile kobiet wokół mnie żyje cudzym życiem? Czy naprawdę musimy wybierać między miłością a niezależnością? A może można mieć jedno i drugie?