Cena matczynej miłości: Historia Kseni
– Jeśli chcesz, weź sobie dziecko, nie żałuję. Nie mogę na nie patrzeć. Ale w zamian daj mi pieniądze – powiedziała Wika, patrząc na kobietę stojącą w progu naszego mieszkania. Stałam obok, mając zaledwie trzynaście lat, i czułam, jak moje serce rozpada się na kawałki. Słowa matki były jak zimny nóż wbity prosto w duszę.
Nigdy nie byłam jej oczkiem w głowie. Od kiedy pamiętam, byłam dla niej ciężarem – zbyt głośna, zbyt brzydka, zbyt wymagająca. Ksenia – dziewczyna o podłużnej twarzy, wyłupiastych, brązowych oczach i ciężkiej szczęce. Tak o mnie mówiła. Ale miałam coś, czego ona mi zazdrościła – gęste, ciemne włosy, kręcone w grube loki. Czasem łapałam się na tym, że marzę, by te włosy były moją tarczą przed światem.
Tamtego dnia wszystko się zmieniło. Wika rozmawiała z ciotką Haliną, która przyjechała z Gdańska. Halina była kobietą sukcesu – miała własną firmę i dom z ogrodem. Zawsze patrzyła na mnie z troską, której brakowało mi w domu. Słyszałam ich rozmowę zza drzwi kuchni.
– Wika, nie możesz tak mówić! To twoja córka! – Halina była wstrząśnięta.
– A co mnie to obchodzi? Zawsze byłaś lepsza ode mnie. Masz wszystko. Ja mam tylko to dziecko i długi. Jeśli chcesz jej lepszego życia, to zapłać mi i zabierz ją stąd.
Stałam jak sparaliżowana. Czy naprawdę byłam dla niej tylko towarem? Przedmiotem do sprzedania? Przez głowę przelatywały mi obrazy z dzieciństwa: jak chowałam się pod stołem, gdy krzyczała; jak płakałam w poduszkę po kolejnej kłótni; jak marzyłam o tym, by choć raz mnie przytuliła.
Halina weszła do mojego pokoju. Usiadła obok mnie na łóżku i delikatnie pogładziła moje włosy.
– Ksenia, chciałabyś zamieszkać ze mną? – zapytała cicho.
Nie odpowiedziałam od razu. Bałam się. Bałam się zmiany, bałam się zostawić dom, nawet jeśli był pełen bólu. Ale najbardziej bałam się tego, że matka naprawdę mnie nie chce.
Wika weszła do pokoju bez pukania.
– No i co? Zdecydowałaś się już? – Jej głos był zimny jak lód.
Spojrzałam na nią i po raz pierwszy w życiu poczułam gniew.
– Dlaczego mnie nie kochasz? – zapytałam drżącym głosem.
Wika wzruszyła ramionami.
– Nigdy cię nie chciałam. Byłaś pomyłką. Ale jeśli Halina chce cię zabrać i zapłacić za to, to proszę bardzo.
Poczułam się jak śmieć. Jak coś zbędnego. Halina przytuliła mnie mocno i wyszeptała:
– Jesteś warta więcej niż wszystkie pieniądze tego świata.
Tego wieczoru spakowałam kilka rzeczy do starej torby. Wika nawet nie wyszła z pokoju, gdy wychodziłyśmy z Haliną. Przez całą drogę do Gdańska płakałam cicho, patrząc przez okno pociągu na mijające pola i lasy. Halina trzymała mnie za rękę i opowiadała o swoim domu – o ogrodzie pełnym róż, o psie Borysie i o tym, że będę miała własny pokój z widokiem na morze.
Pierwsze dni u Haliny były trudne. Bałam się każdego dźwięku, każdego podniesionego głosu. Nie ufałam nikomu. Każda noc kończyła się łzami i szeptanym pytaniem: „Dlaczego moja mama mnie nie chciała?”
Halina była cierpliwa. Gotowała ze mną obiady, chodziłyśmy na spacery po plaży, wieczorami czytałyśmy książki przy kominku. Powoli zaczynałam wierzyć, że może zasługuję na coś więcej niż ból.
Ale przeszłość nie dawała o sobie zapomnieć. W szkole dzieci śmiały się ze mnie – „ta od ciotki”, „ta bez matki”. Nauczycielka matematyki zapytała kiedyś przy całej klasie:
– Ksenia, dlaczego mieszkasz z ciotką? Twoja mama jest chora?
Zacisnęłam pięści pod ławką i odpowiedziałam cicho:
– Moja mama po prostu mnie nie chciała.
Cisza była ogłuszająca.
Z czasem zaczęłam odnajdywać swoje miejsce w nowym domu. Borys – wielki owczarek niemiecki – stał się moim najlepszym przyjacielem. Pisałam pamiętnik, w którym opisywałam swoje uczucia i lęki. Halina zachęcała mnie do rozmów z psychologiem szkolnym.
Pewnego dnia dostałam list od Wiki. Był krótki:
„Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa u Haliny. Przesyłam ci twoje stare zdjęcia.”
W kopercie były fotografie z dzieciństwa – ja na huśtawce, ja z urodzinowym tortem, ja śpiąca z pluszowym misiem. Patrzyłam na te zdjęcia i zastanawiałam się: czy naprawdę nigdy mnie nie kochała? Czy może po prostu nie umiała?
Minęły lata. Skończyłam liceum z wyróżnieniem, dostałam się na studia psychologiczne w Warszawie. Halina była ze mnie dumna – mówiła wszystkim znajomym: „To moja córka”.
Czasem wracam myślami do tamtego dnia, gdy Wika powiedziała: „Weź dziecko, mi to obojętne”. Zastanawiam się, czy można wybaczyć komuś taką obojętność? Czy matczyna miłość naprawdę jest bezwarunkowa? I czy kiedykolwiek przestanę szukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego właśnie ja?
Może są rzeczy, których nigdy nie zrozumiemy do końca. Ale wiem jedno – każdy zasługuje na miłość i szacunek. Nawet jeśli musi ich szukać poza własnym domem.