Moja mama chce, żebym zaprzyjaźniła się z przybraną siostrą, ale jej bezczelność mnie odpycha. Czy naprawdę muszę udawać rodzinę?

– Znowu siedzisz sama w pokoju? – głos mamy przebił się przez cienką ścianę. – Może poszłabyś do Emmy, pogadałybyście trochę?

Zacisnęłam pięści na poduszce. To był trzeci dzień po powrocie z wakacji u dziadków w Ustce, a ja już miałam dość nowego domu, nowego ojczyma i przede wszystkim – Emmy. Emma, córka Marka, była moją rówieśniczką, ale to chyba jedyne, co nas łączyło. Miała cięty język, wiecznie przewracała oczami i potrafiła jednym zdaniem sprawić, że czułam się jak intruz.

– Nie mam ochoty – odpowiedziałam przez drzwi.

Mama weszła bez pukania. – Zrozum, musisz się z nią dogadać. Jesteście teraz rodziną.

Rodziną? W mojej głowie zabrzmiało to jak kiepski żart. Rodziną byli dla mnie tata i dziadkowie nad morzem, z którymi łowiłam ryby i piekłam szarlotkę. Tutaj czułam się jak gość na niekończącej się imprezie, na którą nikt mnie nie zaprosił.

Mama usiadła na łóżku. – Wiem, że to trudne. Ale Emma też przeżywa swoje. Dajcie sobie szansę.

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam wciąż scenę sprzed kilku godzin:

– Fajne masz buty – rzuciła Emma z przekąsem, kiedy weszłam do kuchni. – Pewnie po tacie, co? Bo twoja mama raczej nie ma gustu.

Zatkało mnie. Mama udawała, że nie słyszy. Marek tylko chrząknął i wyszedł z kuchni. A ja stałam tam jak idiotka, czując jak łzy napływają mi do oczu.

Wieczorem usłyszałam śmiech Emmy z salonu. Oglądała serial z Markiem, a mama krzątała się w kuchni. Ja siedziałam w swoim pokoju i pisałam do taty:

„Tato, czy mogę przyjechać do was na weekend?”

Odpisał po chwili: „Kochanie, zawsze jesteś tu mile widziana. Ale spróbuj dać temu miejscu szansę. Dla mamy.”

Zacisnęłam zęby. Wszyscy chcieli, żebym próbowała. Tylko nikt nie pytał Emmy.

Następnego dnia mama poprosiła mnie o pomoc przy obiedzie.

– Może zaprosisz Emmę? – rzuciła niby od niechcenia.

Poszłam do jej pokoju. Siedziała na łóżku z telefonem.

– Mama mówi, żebyś przyszła pomóc przy obiedzie.

Emma spojrzała na mnie z wyższością.

– A ty zawsze robisz wszystko, co ci każą? Słodka dziewczynka mamusi?

Poczułam, jak robi mi się gorąco ze złości.

– Przynajmniej próbuję być uprzejma – syknęłam.

Emma wzruszyła ramionami i wróciła do telefonu.

W kuchni mama spojrzała na mnie pytająco.

– Nie przyjdzie – powiedziałam cicho.

Mama westchnęła ciężko.

Wieczorem usłyszałam ich rozmowę przez cienką ścianę:

– Ona mnie nie lubi – mówiła Emma. – Udaje grzeczną, ale widać, że jej tu nie pasuje.
– To nowa sytuacja dla was obu – tłumaczył Marek. – Spróbuj być milsza.
– Po co? I tak zaraz wróci do swojego tatusia nad morze.

Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę byłam tu tylko na chwilę? Czy wszyscy czekali, aż sobie pójdę?

Następnego dnia postanowiłam spróbować jeszcze raz. Kupiłam w sklepie drożdżówki – wiedziałam, że Emma je lubi.

– Chcesz? – zapytałam niepewnie, podając jej papierową torebkę.
Emma spojrzała na mnie podejrzliwie.
– Co chcesz za to?
– Nic… Po prostu pomyślałam…
– Nie musisz się starać. I tak nie będziemy siostrami.

Zostawiłam drożdżówkę na stole i wyszłam z pokoju. Czułam się upokorzona i bezradna.

Wieczorem wybuchła awantura. Mama usłyszała, jak Emma wyśmiewa moje zdjęcia z tatą na Instagramie.
– Emma! Przestań! – krzyknęła mama.
– A co? Przecież ona i tak woli tamten dom! – Emma rzuciła telefonem o kanapę i wybiegła do swojego pokoju.

Mama przytuliła mnie mocno.
– Przepraszam cię… Nie wiem już, co robić.

Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Marek próbował rozmawiać z Emmą, ale ona zamykała się w sobie jeszcze bardziej. Ja przestałam wychodzić z pokoju poza posiłkami.

W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam list do Emmy:
„Nie musimy być siostrami ani przyjaciółkami. Ale może spróbujmy po prostu nie robić sobie przykrości? Ja też nie chciałam tej sytuacji. Ale jesteśmy tu razem.”
Zostawiłam list pod jej drzwiami i poszłam spać.

Rano znalazłam pod drzwiami kartkę: „OK”.
To było mało, ale dla mnie znaczyło wszystko.

Od tamtej pory było trochę łatwiej. Nie rozmawiałyśmy dużo, ale przynajmniej nie rzucałyśmy sobie kłód pod nogi. Czasem nawet wymieniałyśmy się serialami albo pomagałyśmy sobie w lekcjach.

Mama była szczęśliwa, choć wiedziała, że to nie jest jeszcze prawdziwa rodzina. Ale może czasem wystarczy po prostu nie być dla siebie wrogami?

Często zastanawiam się: czy naprawdę musimy udawać rodzinę tylko dlatego, że ktoś tego oczekuje? A może wystarczy po prostu dać sobie przestrzeń i czas?

Co wy o tym myślicie? Czy można zmusić kogoś do bliskości?