Czy naprawdę wygląda tak dobrze? A ja przestałem to dostrzegać – historia o miłości, zazdrości i zmianie ról

„Czy naprawdę wygląda tak dobrze? A ja przestałem to dostrzegać.” Ta myśl uderzyła mnie jak zimny prysznic, kiedy zobaczyłem Martę w drzwiach, gotową do wyjścia. Miała na sobie granatowy żakiet, włosy spięte w niedbały kok i ten błysk w oku, który kiedyś mnie urzekł. Ale teraz… teraz czułem tylko irytację.

– Michał, możesz podać mi klucze? – rzuciła przez ramię, szukając czegoś w torebce.

– Gdzie są? – mruknąłem spod stołu, gdzie właśnie próbowałem zawiązać sznurówki naszej córce, Hani.

– Tam, gdzie zawsze! – odpowiedziała zniecierpliwiona.

Hania zaczęła płakać, bo sznurówki były za mocno zawiązane. Pies szczekał pod drzwiami. Telefon dzwonił nieprzerwanie. A ja miałem ochotę wyjść i nigdy nie wrócić.

Marta wybiegła z mieszkania, rzucając mi ostatnie spojrzenie. Zawsze była szybka, konkretna, zdecydowana. Odkąd wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim, wszystko się zmieniło. Zamiast ciepłych śniadań i spokojnych poranków mieliśmy chaos i wieczne pretensje.

– Tato, a mama dziś mnie odbierze? – zapytała Hania, ocierając łzy.

– Nie wiem, kochanie. Pewnie nie – odpowiedziałem z goryczą.

Wiedziałem, że Marta ma dziś ważną prezentację w firmie. Ostatnio coraz częściej zostawała po godzinach. Mówiła, że musi się wykazać. Że to dla nas. Ale czy naprawdę?

Zawiozłem Hanię do przedszkola spóźniony jak zwykle. Przedszkolanka spojrzała na mnie z politowaniem.

– Panie Michale, Hania znów nie ma czapki.

– Przepraszam… – wymamrotałem.

W pracy nie mogłem się skupić. Kolega z biura, Tomek, rzucił:

– Coś taki niewyspany? Mała daje popalić?

– Nie tylko ona – odparłem ponuro.

W południe zadzwoniła moja mama.

– Michałku, może przyjdziecie na obiad w niedzielę? Marta pewnie nie ma czasu gotować…

Zacisnąłem zęby. Mama nigdy nie lubiła Marty. Uważała, że powinna siedzieć w domu jak ona kiedyś. „Dzieci potrzebują matki” – powtarzała do znudzenia.

Wieczorem Marta wróciła późno. Była zmęczona, ale szczęśliwa.

– Udało się! Dostałam awans! – rzuciła z progu.

Zamiast się cieszyć, poczułem ukłucie zazdrości.

– Super – powiedziałem chłodno. – A kto odebrał Hanię? Kto zrobił zakupy? Kto posprzątał po psie?

Marta spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Naprawdę? Nie możesz się choć raz ucieszyć moim sukcesem?

– A ty kiedy ostatnio cieszyłaś się moim?

Zapanowała cisza. Hania siedziała w swoim pokoju i układała puzzle. Pies leżał pod stołem i cicho skomlał.

– Może powinniśmy pogadać – powiedziała Marta cicho.

Usiedliśmy przy kuchennym stole. Ona z kubkiem herbaty, ja z zimnym piwem.

– Michał… Ja wiem, że jest ciężko. Ale ja nie chcę być tylko matką i żoną. Chcę coś osiągnąć. Chcę być kimś więcej niż tylko dodatkiem do twojego życia.

Poczułem się jakby ktoś mnie spoliczkował.

– Dodatkiem? Myślisz, że ja mam łatwo? Praca, dom, dziecko… Wszystko na mojej głowie!

– Bo nie potrafisz poprosić o pomoc! – wybuchła Marta. – Wszystko musisz robić sam albo narzekać!

– Bo ty zawsze jesteś zajęta! Nawet nie zauważyłaś, że Hania ma gorączkę od dwóch dni!

Marta zbladła.

– Co? Dlaczego mi nie powiedziałeś?

– Bo cię nie było!

Wybuchliśmy płaczem oboje. Hania przyszła do kuchni i przytuliła się do mnie.

– Nie kłóćcie się… Proszę…

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Potem Marta podeszła do mnie i dotknęła mojej dłoni.

– Przepraszam… Może za bardzo się zapędziłam…

– Ja też przepraszam… Po prostu boję się, że cię stracę…

Następne dni były jeszcze trudniejsze. Mama zadzwoniła z pretensjami:

– Michałku, co to za czasy? Kobieta zarabia więcej od mężczyzny? To upokarzające!

Nie miałem siły tłumaczyć jej nowoczesnego świata.

W pracy Tomek zaczął żartować:

– Uważaj, bo ci żona na głowę wejdzie!

Wieczorami coraz częściej siedziałem sam przed telewizorem. Marta pracowała przy komputerze do późna. Czułem się niewidzialny.

Pewnego dnia spotkałem na mieście swoją dawną koleżankę ze studiów – Justynę. Była rozwiedziona, miała dwójkę dzieci i mówiła o swoim życiu z lekkością, której mi brakowało.

– Wiesz co jest najgorsze? – zapytała Justyna. – Że ludzie przestają ze sobą rozmawiać. Każdy zamyka się w swoim świecie i udaje, że wszystko gra.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

Wieczorem usiadłem z Martą przy stole.

– Musimy coś zmienić – powiedziałem stanowczo. – Albo zaczniemy ze sobą rozmawiać i dzielić obowiązki po równo, albo… nie wiem co będzie dalej.

Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Ja też tego chcę… Tylko boję się, że już za późno…

Przytuliłem ją mocno. Hania przyszła i wtuliła się między nas.

Od tamtej pory staramy się rozmawiać codziennie choć przez kwadrans bez telefonów i telewizora. Dzielimy obowiązki – czasem ja gotuję obiad, czasem Marta odbiera Hanię z przedszkola. Nie jest idealnie. Czasem znów wybuchamy. Ale próbujemy na nowo dostrzegać siebie nawzajem.

Często patrzę na Martę i myślę: „Czy naprawdę wygląda tak dobrze? A ja przestałem to dostrzegać.” Może najważniejsze jest to, żebyśmy nigdy nie przestali patrzeć na siebie sercem?

A wy? Czy potraficie docenić bliskich zanim będzie za późno?