Pierwszy krok w nieznane – historia Marianny

— Marianna, ile razy mam ci powtarzać, że w tym domu nie ma miejsca na marzenia? — głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy kuchence, próbując usmażyć pierwszy naleśnik. Oczywiście, jak to z pierwszym naleśnikiem bywa, wyszedł krzywy, przypalony z jednej strony i surowy z drugiej. Mama patrzyła na mnie z dezaprobatą, a ja czułam, jak w gardle rośnie mi gula.

— Mamo, to tylko naleśnik… — próbowałam się uśmiechnąć, ale wiedziałam, że nie chodzi o śniadanie. Od miesięcy w naszym domu wszystko było pretekstem do kłótni. O studia, o chłopaków, o to, że nie chcę pracować w sklepie cioci Haliny. O to, że marzę o czymś więcej niż życie w naszym małym miasteczku pod Radomiem.

Mama westchnęła ciężko i wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami. Zostałam sama z patelnią i myślami. Zawsze byłam tą „ładną”, tą, którą wszyscy podziwiali na weselach i odpustach. Ale nikt nie pytał, co czuję. Wszyscy tylko powtarzali: „Marianka, ty to się dobrze ustawisz! Z taką urodą daleko zajdziesz!”

A ja chciałam czegoś innego. Chciałam wyjechać do Warszawy, studiować psychologię i pomagać ludziom takim jak ja — zagubionym, rozdartym między sobą a światem.

Tego dnia wszystko się zmieniło. Po południu przyszedł do nas Paweł — syn sąsiadów, chłopak z dobrego domu, który od miesięcy próbował mnie „zdobyć”. Przyniósł kwiaty i czekoladki, a mama od razu rozpromieniła się jakby wygrała los na loterii.

— No widzisz, Marianno! Paweł to porządny chłopak. Pracuje w banku, ma samochód… — zaczęła wyliczać zalety Pawła, jakby recytowała reklamę telewizyjną.

Paweł uśmiechał się szeroko i patrzył na mnie tym swoim pewnym siebie wzrokiem. — Może pójdziemy na spacer? — zaproponował.

Nie miałam siły się sprzeciwiać. Wyszliśmy na dwór, a on od razu złapał mnie za rękę. — Wiesz, Marianno… Moja mama mówiła z twoją mamą. Podobno masz zamiar wyjechać do Warszawy? Po co ci to? Tu masz wszystko — rodzinę, dom…

Zatrzymałam się i spojrzałam mu prosto w oczy. — Paweł, ale ja chcę czegoś więcej. Chcę się rozwijać, studiować…

Prychnął lekceważąco. — Studiować? A potem co? Siedzieć bez pracy jak te wszystkie dziewczyny po psychologii? Lepiej zostań tu ze mną. Będziemy mieli dom, dzieci…

Poczułam, jak narasta we mnie bunt. Czy naprawdę wszyscy wokół wiedzą lepiej ode mnie, czego chcę?

Wieczorem wróciłam do domu i usiadłam przy oknie. Patrzyłam na ciemniejące niebo i czułam się jak ptak zamknięty w klatce. Tata wrócił z pracy zmęczony i nawet nie spojrzał w moją stronę. Mama krzątała się po kuchni i co chwilę rzucała mi ukradkowe spojrzenia.

Następnego dnia podjęłam decyzję. Spakowałam kilka rzeczy do plecaka i napisałam list:

„Mamo, Tato,

Wiem, że chcecie dla mnie dobrze. Ale muszę spróbować żyć po swojemu. Wyjeżdżam do Warszawy. Proszę, nie martwcie się o mnie.

Marianna”

Wyjechałam pierwszym pociągiem o świcie. Siedząc przy oknie, patrzyłam na przesuwające się za szybą pola i lasy. Bałam się jak nigdy wcześniej. W głowie słyszałam głos mamy: „Pierwszy naleśnik zawsze się nie udaje”. Czy mój pierwszy krok w dorosłość też będzie porażką?

Warszawa przywitała mnie hałasem i tłumem ludzi. Przez pierwsze tygodnie mieszkałam u koleżanki ze studiów w małym pokoiku na Pradze. Pracowałam wieczorami w kawiarni i uczyłam się do egzaminów. Było ciężko — czasem brakowało mi pieniędzy na jedzenie, czasem płakałam po nocach z tęsknoty za domem.

Ale czułam też wolność. Po raz pierwszy mogłam decydować o sobie.

Po kilku miesiącach zadzwoniła mama.

— Marianno… Kiedy wrócisz? Tata choruje, wszystko się wali…

Serce mi pękło. Chciałam wrócić i pomóc rodzicom, ale wiedziałam też, że jeśli wrócę teraz — już nigdy nie wyjadę.

— Mamo… Muszę tu zostać. Dajcie mi szansę spróbować — powiedziałam drżącym głosem.

Rozłączyła się bez słowa.

Wkrótce potem poznałam Michała — chłopaka z sąsiedniego wydziału. Był inny niż Paweł: cichy, zamyślony, słuchał tych samych piosenek co ja i rozumiał moje lęki bez słów.

Zakochałam się po uszy.

Ale życie nie jest bajką. Po pół roku Michał musiał wyjechać do pracy za granicę — jego rodzina miała długi i nie mógł sobie pozwolić na studia w Polsce.

Zostałam sama.

Wtedy zaczęły się problemy ze zdrowiem taty — szpital, operacja… Mama dzwoniła coraz częściej z wyrzutami: „Gdzie jesteś, kiedy cię potrzebujemy?”

Czułam się rozdarta na pół: tu moje nowe życie i marzenia; tam rodzina i obowiązki.

Któregoś wieczoru siedziałam nad książkami i płakałam z bezsilności. Zadzwonił Paweł.

— Wróć do domu, Marianno. Tu jest twoje miejsce.

Ale ja już wiedziałam: nie mogę wrócić tylko dlatego, że inni tego chcą.

Minął rok od mojego wyjazdu. Tata powoli dochodzi do siebie; mama pogodziła się z moim wyborem — przynajmniej tak mówi przez telefon.

Czasem myślę o tym pierwszym naleśniku: nierówny, przypalony… Ale przecież każdy kolejny wychodzi coraz lepiej.

Czy naprawdę musimy być idealni od pierwszego razu? Czy mamy prawo popełniać błędy i szukać własnej drogi?

Może właśnie o to chodzi w życiu: żeby próbować — nawet jeśli pierwszy krok jest najtrudniejszy.