Mieszkanie pełne tajemnic: Cienie pod naszym dachem

— Krzysztof, szybciej! — szepnęłam, ciągnąc go za rękaw przez ciemny korytarz. W powietrzu czuć było zapach deszczu i starego betonu. Przed naszą klatką stała karetka pogotowia, a światła odbijały się w kałużach jak rozbite lustra. Wokół zebrała się grupka sąsiadów, szeptali coś nerwowo, patrząc w stronę drzwi na parterze. To mieszkanie Heleny i Wojciecha.

Jeszcze rano widziałam ich razem na ławce pod blokiem. Helena śmiała się cicho, poprawiając mężowi szalik. Zawsze byli razem. Zawsze. Teraz drzwi ich mieszkania były szeroko otwarte, a przez szparę widziałam sylwetkę sanitariusza pochylonego nad kimś na podłodze.

— Co się stało? — zapytałam sąsiadkę z góry, panią Grażynę.

— Wojciech… chyba zawał — odpowiedziała drżącym głosem. — Helena krzyczała tak głośno… Nigdy jej takiej nie słyszałam.

Karetka odjechała z Wojciechem kilka minut później. Helena została sama. Stała w progu, blada jak ściana, z dłońmi zaciśniętymi na starym swetrze męża. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. W jej oczach zobaczyłam coś więcej niż strach. To był cień czegoś głębszego — może żalu, może gniewu?

Następne dni były dziwne. Helena prawie nie wychodziła z mieszkania. Czasem słyszałam jej kroki nad ranem, jakby chodziła w kółko po pokoju. Krzysztof próbował mnie uspokoić:

— Daj jej czas. Straciła męża po tylu latach… To musi być dla niej szok.

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tej nocy. O tym krzyku. O spojrzeniu Heleny.

Któregoś dnia wracając z pracy zobaczyłam ją na klatce schodowej. Stała przy skrzynkach na listy, trzymając w ręku kopertę.

— Dzień dobry, pani Heleno — powiedziałam nieśmiało.

Spojrzała na mnie uważnie, jakby ważyła każde słowo.

— Dzień dobry, Justyno. — Jej głos był cichy i zmęczony. — Czy… czy mogłaby mi pani pomóc z zakupami? Nie mam już siły…

Zgodziłam się bez wahania. W jej mieszkaniu panował półmrok i dziwny chłód. Na stole leżały dwie filiżanki — jedna z niedopitą herbatą, druga pusta. Na ścianie wisiało stare zdjęcie: Helena i Wojciech młodzi, uśmiechnięci, trzymający się za ręce.

— Wie pani… — zaczęła nagle Helena, patrząc na zdjęcie. — Ludzie myślą, że jak ktoś jest razem całe życie, to znaczy, że byli szczęśliwi. Ale czasem… czasem to tylko pozory.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się niezręcznie, jakbym podsłuchiwała czyjąś spowiedź.

— Wojciech był dobrym człowiekiem — ciągnęła dalej Helena — ale miał swoje tajemnice. Czasem myślę, że nigdy go naprawdę nie znałam.

Przez chwilę milczałyśmy. Potem Helena poprosiła mnie o pomoc przy oknie. Kiedy odsunęłam zasłonę, zauważyłam na parapecie stary list zaadresowany do niej sprzed wielu lat.

— To od mojej siostry — wyjaśniła cicho Helena. — Zerwałyśmy kontakt przez Wojciecha… On nie chciał, żebym z nią rozmawiała.

Wróciłam do siebie z głową pełną pytań. Zaczęłam inaczej patrzeć na Helenę i Wojciecha. Czy naprawdę byli szczęśliwi? Czy to możliwe, że przez tyle lat żyli obok siebie jak obcy?

Krzysztof nie rozumiał mojej fascynacji tą historią.

— Justyna, to nie nasza sprawa. Każdy ma swoje sekrety.

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o Helenie. Zaczęłam częściej do niej zaglądać, przynosiłam zakupy, pomagałam w drobnych sprawach. Z czasem zaczęła mi ufać.

Pewnego wieczoru zaprosiła mnie na herbatę.

— Chciałabym pani coś pokazać — powiedziała nagle i wyjęła z szuflady stary notes.

Przeglądałyśmy razem pożółkłe kartki zapisane drobnym pismem Wojciecha. Były tam listy do kogoś o imieniu „Anna” — pełne żalu i tęsknoty.

— To nie ja byłam jego pierwszą miłością — wyznała Helena ze łzami w oczach. — Przez całe życie czułam się jak cień tej kobiety.

Zrozumiałam wtedy jej smutek i samotność. Przez lata żyła w cieniu cudzych uczuć, próbując udawać przed światem szczęście.

Wkrótce po śmierci Wojciecha zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Ktoś zostawiał kwiaty pod drzwiami Heleny. Raz znalazłam na wycieraczce kartkę z napisem: „Przepraszam”. Helena była coraz bardziej nerwowa.

— Justyno… boję się — wyznała pewnego dnia drżącym głosem. — Ktoś mnie obserwuje.

Zgłosiłyśmy sprawę na policję, ale nikt nie znalazł żadnych śladów włamania ani podejrzanych osób w okolicy.

Krzysztof zaczął mieć dość mojej obsesji na punkcie sąsiadki.

— Przestań się mieszać w cudze sprawy! Mamy własne życie!

Ale ja czułam się odpowiedzialna za Helenę. Była sama jak nigdy dotąd.

Pewnej nocy obudził mnie hałas na klatce schodowej. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam Helenę siedzącą pod drzwiami swojego mieszkania, zapłakaną i roztrzęsioną.

— On wrócił… — szeptała przez łzy. — On wrócił po mnie…

Zadzwoniłam po pogotowie i policję. Okazało się, że ktoś rzeczywiście próbował dostać się do mieszkania Heleny — klamka była wygięta, a na drzwiach widniały ślady butów.

Po tym wydarzeniu Helena wyjechała do siostry na wieś. Mieszkanie na parterze opustoszało. Czasem mijam je wracając do domu i zastanawiam się nad tym wszystkim.

Czy naprawdę znamy ludzi, którzy mieszkają tuż obok nas? Ile tajemnic kryje się za zamkniętymi drzwiami? Może każdy z nas nosi w sobie jakiś cień przeszłości, którego boi się ujawnić nawet najbliższym?

Czasem łapię się na tym, że słucham ciszy w naszym bloku i zastanawiam się: czy to już koniec tej historii? A może dopiero początek kolejnej?