Samotność wśród śmiechu – historia Elżbiety Nowak
Już od rana czułam, że coś jest nie tak. W kuchni unosił się zapach pieczonego sernika, a ja – Elżbieta Nowak – z trudem powstrzymywałam łzy, krojąc ogórki na sałatkę jarzynową. Dziś moje sześćdziesiąte piąte urodziny. Zawsze marzyłam, by choć raz cała rodzina zebrała się przy jednym stole – bez pośpiechu, bez wymówek. Ale już wiedziałam, że to się nie wydarzy.
Telefon zadzwonił punktualnie o dziewiątej. – Mamo, wszystkiego najlepszego! – usłyszałam głos mojej najstarszej córki, Magdy. – Niestety nie damy rady przyjechać. Michał ma trening, a ja muszę skończyć projekt do pracy. Wpadniemy w przyszłym tygodniu, dobrze? – Jej głos był ciepły, ale wyczuwałam w nim cień zniecierpliwienia.
– Dobrze, kochanie – odpowiedziałam cicho. – Ucałuj Michała ode mnie.
Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na zegar. Za dwie godziny miał przyjechać mój syn, Paweł, z żoną i dziećmi. Ale już czułam w kościach, że coś się wydarzy. I nie pomyliłam się.
O jedenastej zadzwonił domofon. Zamiast radosnych głosów wnuków usłyszałam tylko Pawła:
– Mamo, przepraszam, ale Ania źle się czuje. Zostaniemy dziś w domu. Może wieczorem zadzwonimy na Skype?
– Oczywiście – odpowiedziałam automatycznie. – Zdrowia dla Ani.
Zostałam sama w mieszkaniu pachnącym świętem, z tortem dla dziesięciu osób i stołem nakrytym najlepszą porcelaną po babci. Przeszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Przez chwilę patrzyłam na zdjęcia rodzinne na półce: ślub Magdy, chrzciny wnuczki Oliwii, uśmiechnięty Paweł z czasów studiów. Wszystko wyglądało tak szczęśliwie…
Nagle drzwi trzasnęły głośno. Do mieszkania wpadła moja najmłodsza córka, Karolina.
– Mamo! – krzyknęła z progu. – Przepraszam, że się spóźniłam! Byłam u fryzjera, potem korek na Grunwaldzkiej…
– Nic się nie stało – uśmiechnęłam się blado. – Najważniejsze, że jesteś.
Karolina rzuciła torebkę na fotel i zaczęła przeglądać telefon.
– A reszta gdzie? – zapytała beznamiętnie.
– Nie przyjadą. Mają swoje sprawy.
Karolina westchnęła i spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem:
– Mamo, przecież wiesz, jak jest. Każdy ma swoje życie. Nie możesz oczekiwać, że wszyscy będą się zjeżdżać na każde twoje urodziny.
Poczułam ukłucie w sercu.
– To nie chodzi o oczekiwania… Po prostu… czasem chciałabym poczuć się ważna.
Karolina wzruszyła ramionami:
– Jesteś ważna! Ale nie możesz robić z tego tragedii.
Zjedliśmy po kawałku tortu w milczeniu. Karolina co chwilę zerkała na telefon.
– Muszę lecieć – powiedziała nagle. – Umówiłam się z Tomkiem na siłownię.
– Dobrze…
Pocałowała mnie w policzek i już jej nie było. Zostałam sama z resztkami tortu i pustką w sercu.
Wieczorem zadzwoniła Magda na Skype. W tle słyszałam krzyki dzieci i dźwięk telewizora.
– Mamo, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! – powiedziała szybko. – Muszę kończyć, bo Michał zaraz wychodzi na trening.
– Dziękuję…
Po rozmowie usiadłam przy oknie i patrzyłam na ciemniejące niebo nad Poznaniem. Czułam się jak cień we własnym domu.
Następnego dnia odwiedziła mnie sąsiadka, pani Teresa.
– Elka, co taka smutna jesteś? – zapytała troskliwie.
Opowiedziałam jej wszystko przy herbacie.
– Wiesz co? – powiedziała nagle. – Moja Basia też nigdy nie ma czasu. Ale ja już przestałam czekać. Zapisałam się do klubu seniora na tańce! Poznałam tam świetnych ludzi.
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem:
– Ja? Na tańce?
– A czemu nie? Ile jeszcze będziesz siedzieć sama i czekać aż ktoś cię zauważy?
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy naprawdę całe życie mam być tylko matką i babcią na zawołanie? Czy mogę chcieć czegoś więcej?
Kilka dni później zadzwoniła Karolina:
– Mamo, mogłabyś odebrać paczkę od kuriera? Nie będzie mnie w domu.
Zgodziłam się bez słowa. Potem Magda poprosiła o opiekę nad Oliwią przez weekend. Paweł chciał pożyczyć pieniądze na naprawę samochodu.
Zawsze byłam dostępna. Zawsze gotowa pomóc. Ale nikt nie pytał: „Mamo, a co u ciebie?”
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do klubu seniora.
– Dzień dobry, chciałabym zapisać się na zajęcia taneczne…
Głos po drugiej stronie był serdeczny:
– Zapraszamy! Mamy wolne miejsca już od przyszłego tygodnia!
Pierwszego dnia szłam tam jak na ścięcie. W drzwiach spotkałam panią Teresę i jeszcze kilka innych kobiet w moim wieku. Były rozmowy, śmiech, muzyka… Po raz pierwszy od lat poczułam się lekka i wolna.
Po zajęciach wróciłam do domu późno wieczorem. Telefon dzwonił kilka razy – Karolina pytała o paczkę, Magda o wnuczkę. Odpowiedziałam krótko: „Dziś nie mogę, mam swoje plany.”
Następnego dnia zadzwoniła Magda:
– Mamo… wszystko w porządku? Nie odbierałaś telefonu.
– Tak, córeczko. Byłam na tańcach w klubie seniora.
Zapadła cisza po drugiej stronie słuchawki.
– Na tańcach? Ty?
– Tak. I zamierzam chodzić regularnie.
Magda była wyraźnie zaskoczona:
– No… to super! Tylko… nie wiedziałam, że masz takie potrzeby.
Poczułam coś dziwnego: ulgę i dumę jednocześnie.
Od tamtej pory moje życie zaczęło się zmieniać. Coraz częściej odmawiałam dzieciom drobnych przysług, tłumacząc: „Mam swoje sprawy.” Początkowo byli zdziwieni, czasem nawet obrażeni. Ale powoli zaczynali pytać: „Mamo, a może chcesz gdzieś razem wyjść?”
Zrozumiałam wtedy coś ważnego: jeśli sama nie pokażę im swoich potrzeb i granic, nikt ich za mnie nie zauważy.
Dziś znów siedzę przy stole z kawałkiem sernika i patrzę przez okno na rozświetlone miasto. Nie jestem już tą samą Elżbietą co kiedyś. Nauczyłam się być sama ze sobą – i nawet to polubiłam.
Czy samotność wśród bliskich to wyrok? A może impuls do tego, by zacząć żyć naprawdę dla siebie? Co wy o tym myślicie?