„Kiedy przejdziesz na emeryturę, zostanę z tobą” – historia babci i wnuka, która złamała mi serce
– Babciu, a kiedy w końcu dostaniesz tę emeryturę? – zapytał Kuba, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. Siedział przy kuchennym stole, nogi miał wyciągnięte na krześle, a jego głos był obojętny, jakby pytał o pogodę. Zamarłam z łyżką w dłoni. W zupie pływały marchewki i pietruszka, a ja poczułam, jakby ktoś nagle wylał na mnie kubeł zimnej wody.
– Dlaczego pytasz? – odpowiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu. Przecież zawsze byłam dla niego wszystkim: gotowałam, prałam, pomagałam w lekcjach, tuliłam, gdy miał koszmary. Odkąd jego mama wyjechała do pracy do Niemiec, to ja byłam jego rodziną.
Kuba wzruszył ramionami. – Bo jak będziesz miała emeryturę, to już nie będziesz musiała tyle pracować i będziemy mogli kupić nowy komputer. I może wtedy mama wróci?
Zrobiło mi się słabo. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Czy naprawdę myśli, że wszystko zależy od pieniędzy? Że jestem tylko bankomatem na dwie nogi?
Odkąd Basia wyjechała do Monachium, nasze życie zmieniło się nie do poznania. Zostawiła Kubę pod moją opieką, obiecując, że wróci za rok, może dwa. Mijało już pięć lat. Pisała rzadko, dzwoniła jeszcze rzadziej. Wysyłała pieniądze na utrzymanie syna i czasem paczkę ze słodyczami na święta. Kuba tęsknił za nią coraz mniej – przynajmniej tak mi się wydawało – a coraz bardziej zamykał się w swoim świecie gier i internetu.
Pracowałam jako sprzątaczka w szkole podstawowej na naszym osiedlu. Każdego ranka wstawałam o piątej, żeby przygotować śniadanie dla Kuby i zdążyć na autobus. Po południu wracałam zmęczona, ale zawsze starałam się znaleźć czas na rozmowę z wnukiem. Często jednak słyszałam tylko: „Babciu, daj spokój”, „Babciu, nie teraz”, „Babciu, muszę skończyć questa”.
Pieniądze zawsze były problemem. Ceny rosły szybciej niż moja wypłata. Kuba rósł jak na drożdżach – nowe buty, kurtka na zimę, podręczniki do szkoły. Czasem musiałam wybierać: rachunek za prąd czy leki na nadciśnienie? Ale nigdy nie narzekałam. Dla niego byłam gotowa zrobić wszystko.
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. W głowie kołatały mi słowa Kuby: „Jak będziesz miała emeryturę…”. Czy naprawdę jestem dla niego tylko źródłem pieniędzy? Czy przez te wszystkie lata nie nauczyłam go niczego o miłości, wdzięczności?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Basią. Zadzwoniłam do niej po pracy.
– Mamo? Coś się stało? – zapytała zniecierpliwiona.
– Basieńko… Kuba coraz częściej pyta o pieniądze. O komputer, o nowe rzeczy… Ja już nie daję rady. On mnie chyba nie kocha…
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo, przecież wysyłam ci pieniądze co miesiąc! – odpowiedziała chłodno. – Kuba jest nastolatkiem, wszyscy teraz chcą mieć lepszy sprzęt. Nie przesadzaj.
– Ale on… On nie rozumie… – głos mi się załamał.
– Mamo, muszę kończyć. Mam zmianę w pracy.
Rozłączyła się bez pożegnania. Poczułam się jeszcze bardziej samotna niż zwykle.
Kilka dni później Kuba wrócił ze szkoły naburmuszony.
– Babciu, wszyscy mają smartfony! Tylko ja mam ten stary złom! – rzucił plecak w kąt.
– Kubuś… Nie stać mnie teraz na nowy telefon. Może jak dostanę emeryturę…
– No właśnie! Ciągle tylko „może”, „kiedyś”! Ty nic nie rozumiesz! – krzyknął i trzasnął drzwiami do swojego pokoju.
Usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak dziecko. Przypomniały mi się czasy, gdy Basia była mała – jak cieszyła się z nowej lalki z odpustu, jak tuliła się do mnie po nocnych koszmarach. Czy coś zrobiłam źle jako matka? Czy teraz powtarzam te same błędy jako babcia?
W pracy zaczęłam być coraz bardziej rozkojarzona. Pani dyrektor zwróciła mi uwagę:
– Pani Jadwigo, czy wszystko w porządku? Ostatnio jest pani jakaś nieobecna.
Chciałam powiedzieć jej prawdę: że jestem zmęczona życiem, że czuję się niewidzialna nawet we własnym domu. Ale tylko skinęłam głową i wróciłam do mycia podłogi.
Wkrótce przyszło pismo z ZUS-u: „Przyznanie prawa do emerytury”. Powinnam się cieszyć – przecież tyle lat na to czekałam! Ale zamiast radości poczułam pustkę.
Wieczorem pokazałam Kubie list.
– No to super! Teraz kupisz mi komputer? – zapytał z błyskiem nadziei w oczach.
Popatrzyłam na niego długo.
– Kubuś… Czy ty naprawdę myślisz tylko o pieniądzach?
Zaczerwienił się i spuścił wzrok.
– Nie wiem… Wszyscy tak mają…
– A co z nami? Z tym wszystkim, co razem przeżyliśmy?
Nie odpowiedział. Wyszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi.
Tamtej nocy długo siedziałam przy kuchennym stole. Przeglądałam stare zdjęcia: Basia jako mała dziewczynka na sankach; Kuba z pierwszym świadectwem z paskiem; ja z mężem na działce pod Warszawą. Tyle wspomnień… Tyle miłości…
A teraz? Została tylko cisza i pytania bez odpowiedzi.
Czy naprawdę jestem winna temu, że moje dziecko i wnuk widzą we mnie tylko źródło pieniędzy? Czy można jeszcze naprawić to, co się popsuło między nami?
Może powinnam była być bardziej stanowcza? Może powinnam była nauczyć ich wdzięczności? A może po prostu taki jest dzisiejszy świat?
Czasem patrzę na Kubę i widzę w nim małego chłopca, który tulił się do mnie po burzy. Chciałabym go znów przytulić i powiedzieć: „Jestem tu dla ciebie – nie dla twojego telefonu czy komputera”.
Ale czy on jeszcze tego potrzebuje?
Może ktoś z was wie, jak odbudować więź z własnym dzieckiem czy wnukiem? Czy można jeszcze nauczyć ich miłości i szacunku? A może już za późno?