Powrót do domu, którego nie było – historia Ewy z podwarszawskiej wsi
Wszystko zaczęło się w ten deszczowy, szary poranek, kiedy wysiadłam z autobusu na przystanku w mojej rodzinnej wsi pod Warszawą. Walizka była ciężka, a serce jeszcze cięższe. Po dziesięciu latach w Londynie wracałam do domu, który – jak mi się wydawało – już dawno przestał być mój. I już od pierwszych sekund czułam, że to nie będzie zwykły powrót.
Mama nie wybiegła mi na spotkanie. Stała w progu, z rękami skrzyżowanymi na piersi, jakby chciała się bronić przed moim powrotem. Ojciec nawet nie wyszedł z kuchni – usłyszałam tylko stukot łyżki o talerz i jego mrukliwe: „Już jesteś?”
– Jestem, mamo – powiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć.
– No to wejdź, bo przeciąg robisz – odpowiedziała chłodno.
Weszłam do środka. Zapach gotującego się rosołu uderzył mnie w twarz, przypominając dzieciństwo. Ale to już nie było moje dzieciństwo. W kuchni siedział mój młodszy brat, Tomek, z nosem w telefonie. Nawet nie podniósł wzroku.
– Cześć, Ewa – rzucił bez entuzjazmu.
– Cześć…
Usiadłam przy stole. Mama nalała mi zupę, ale nie spojrzała mi w oczy. Ojciec siedział naprzeciwko i patrzył przez okno na podwórko, jakby tam szukał odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadawał.
– Długo zostajesz? – zapytała mama po chwili.
– Nie wiem… Może na stałe. W Londynie już nie mam czego szukać.
Cisza. Tylko zegar tykał na ścianie.
– A praca? – spytał ojciec.
– Zwalniali ludzi. Mnie też. Poza tym… tęskniłam za domem.
Mama prychnęła.
– Za domem? Przez dziesięć lat nawet nie zadzwoniłaś na święta.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Tomek spojrzał na mnie z ukosa i wrócił do telefonu.
– Dajcie jej spokój – mruknął ojciec. – Każdy ma swoje życie.
Ale mama nie odpuszczała:
– Swoje życie? A kto się opiekował babcią przez te lata? Kto pomagał przy gospodarstwie? Kto znosił twoje listy z Anglii o tym, jak ci tam dobrze?
– Mamo…
– Nie przerywaj mi! My tu zostaliśmy. Ty uciekłaś.
Wstałam od stołu i wybiegłam na podwórko. Deszcz lał jak z cebra, ale nie obchodziło mnie to. Stałam pod starą lipą i płakałam jak dziecko. Po chwili usłyszałam kroki za sobą.
– Ewa…
To był Tomek. Podszedł bliżej i stanął obok mnie.
– Nie przejmuj się mamą. Ona taka jest od kiedy babcia umarła. Wszystko ją boli.
– Ale ja naprawdę tęskniłam…
Tomek wzruszył ramionami.
– Może i tęskniłaś, ale tu każdy ma żal. Mama uważa, że ją zostawiłaś. Ja… ja ci trochę zazdroszczę odwagi. Ja nigdy nie wyjadę stąd.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Myślałam, że jesteś szczęśliwy tutaj.
Zaśmiał się gorzko.
– Szczęśliwy? Tu się tylko żyje z dnia na dzień. Ojciec pije coraz więcej, mama chodzi po lekarzach i narzeka na wszystko. Ja pracuję w sklepie spożywczym za najniższą krajową i wieczorami gram na komputerze, żeby nie myśleć o tym wszystkim.
Zamilkliśmy oboje. Deszcz przestał padać. Wróciliśmy do domu w milczeniu.
Wieczorem mama przyszła do mojego pokoju – tego samego, który miałam jako nastolatka. Wszystko było tak samo: plakaty na ścianach, stary pluszowy miś na półce, nawet zapach był ten sam.
– Ewa…
Odwróciłam się do niej.
– Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam rano – powiedziała cicho. – Po prostu… boję się, że znowu odejdziesz i już nigdy cię nie zobaczę.
Podeszła i usiadła obok mnie na łóżku.
– Wiesz… kiedy byłaś mała, zawsze mówiłaś, że chcesz mieszkać w wielkim mieście i być kimś ważnym. A ja… ja byłam dumna, że masz marzenia. Ale potem… kiedy wyjechałaś… poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.
Objęłam ją mocno.
– Mamo… ja też tęskniłam. Ale tam byłam nikim. Pracowałam po dwanaście godzin dziennie za grosze, mieszkałam z obcymi ludźmi w jednym pokoju… Czasem płakałam po nocach ze zmęczenia i samotności. Ale nie chciałam was martwić.
Mama zaczęła płakać razem ze mną.
– Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałaś?
– Bo zawsze chciałam być silna…
Siedziałyśmy tak długo w ciszy, aż zasnęłyśmy przytulone do siebie.
Następnego dnia rano obudziły mnie krzyki z kuchni:
– Nie będę jej tu utrzymywał! – wrzeszczał ojciec. – Niech sobie znajdzie pracę albo wraca tam, skąd przyszła!
Wybiegłam z pokoju roztrzęsiona.
– Tato! Przestań!
Ojciec spojrzał na mnie czerwony ze złości.
– Ty myślisz, że tu jest łatwo? Że pieniądze rosną na drzewach? My ledwo wiążemy koniec z końcem! A ty przyjeżdżasz i myślisz, że wszystko będzie jak dawniej?
Mama próbowała go uspokoić:
– Zostaw ją! Ona potrzebuje czasu!
Ale ojciec był nieugięty:
– Czas? My nie mamy czasu! Ja już jestem stary! Tomek też nie będzie wiecznie pracował za wszystkich!
Wybiegłam z domu i poszłam przed siebie przez pola. Słońce wychodziło zza chmur, a ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczęłam zastanawiać się: po co wracałam? Czy naprawdę miałam nadzieję na przebaczenie? Na nowy początek?
Tego dnia poszłam do starej sąsiadki, pani Jadwigi. Zawsze była dla mnie jak druga babcia. Przyjęła mnie z otwartymi ramionami.
– Ewuniu! Jak dobrze cię widzieć! Siadaj, napijesz się herbaty?
Opowiedziałam jej wszystko: o pracy w Londynie, o samotności, o rodzinnych kłótniach.
Pani Jadwiga pokiwała głową ze zrozumieniem:
– Dziecko… rodzina to najtrudniejsza rzecz na świecie. Ale czasem trzeba wybaczyć sobie i innym. Inaczej nigdy nie będziesz szczęśliwa.
Wróciłam do domu wieczorem. Ojciec siedział przed telewizorem i udawał, że mnie nie widzi. Mama krzątała się po kuchni w milczeniu. Tomek zamknął się w swoim pokoju.
Przez kolejne dni próbowałam znaleźć pracę – bez skutku. Wszędzie słyszałam: „Nie mamy wolnych miejsc”, „Za dużo przerw miała pani w CV”, „Nie zna pani nowych programów”. Czułam się coraz bardziej bezużyteczna.
Pewnego wieczoru usiadłam z Tomkiem przy stole.
– Tomek… myślisz, że powinnam wrócić do Anglii?
Spojrzał na mnie poważnie:
– Nie wiem… Ale wiem jedno: jeśli zostaniesz tu tylko dla nas, będziesz nieszczęśliwa. Musisz znaleźć coś dla siebie.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się słowa mamy, ojca, Tomka… I wtedy podjęłam decyzję: muszę zawalczyć o siebie.
Następnego dnia pojechałam do Warszawy szukać pracy osobiście – od drzwi do drzwi. Po tygodniu dostałam zatrudnienie jako pomoc biurowa w małej firmie transportowej. To nie był szczyt marzeń, ale początek czegoś nowego.
Kiedy powiedziałam o tym rodzicom przy kolacji, ojciec tylko mruknął:
– No widzisz? Można?
Mama uśmiechnęła się przez łzy:
– Jestem z ciebie dumna…
Tomek przytulił mnie mocno:
– Może teraz ja spróbuję czegoś nowego?
Dziś wiem jedno: dom to nie miejsce ani ludzie wokół nas – to decyzja o tym, kim chcemy być i czy potrafimy wybaczyć sobie oraz innym ich słabości i błędy.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wrócić do domu? A może dom trzeba najpierw odnaleźć w sobie? Co wy o tym myślicie?