Ten dzień, kiedy nauczyłam się mówić „nie”: Balatońskie marzenie kontra rodzinna rzeczywistość
— Mamo, dlaczego ciocia Zosia znowu śpi w moim pokoju? — zapytała Basia, stojąc w drzwiach z poduszką pod pachą i łzami w oczach.
Zamknęłam oczy, czując narastające napięcie w skroniach. To był już trzeci tydzień, odkąd nasz dom nad Balatonem zamienił się w rodzinny pensjonat. Kiedy z Piotrem kupiliśmy ten stary domek, wyobrażałam sobie poranki na tarasie z kawą i wieczory przy winie, patrząc na spokojną taflę jeziora. Marzyłam o ciszy, o czasie tylko dla nas i dzieci. Tymczasem codziennie ktoś dzwonił: „Aga, możemy wpaść na kilka dni? Tylko my, dzieci i pies.”
Zgadzaliśmy się, bo przecież rodzina. Bo przecież nie wypada odmówić. Bo przecież wszyscy tak bardzo chcieli zobaczyć Balaton. Ale nikt nie pytał, czy my tego chcemy.
— Basieńko, to tylko na chwilę… — zaczęłam niepewnie.
— Ale ja już nie mam gdzie się uczyć! — przerwała mi córka. — I nie mam gdzie się schować!
Patrzyłam na nią i czułam, jak narasta we mnie bunt. Przecież to miał być nasz dom. Nasza przystań. Tymczasem wieczorami zamykałam się w łazience, żeby choć przez chwilę pobyć sama. Piotr coraz częściej wychodził na długie spacery z psem, a dzieci kłóciły się o każdy kąt.
Pewnego wieczoru, kiedy ciocia Zosia i wujek Marek rozłożyli się z planszówkami na naszym stole i zaczęli głośno śmiać się z własnych żartów, poczułam, że dłużej tak nie wytrzymam. W kuchni spotkałam Piotra.
— Aga, musimy coś z tym zrobić — powiedział cicho. — Ja już nie mam siły.
— Myślisz, że ja mam? — odpowiedziałam szeptem. — Ale jak im powiemy, żeby pojechali? Przecież się obrażą.
— A co z nami? — Piotr spojrzał mi prosto w oczy. — Kiedy ostatni raz mieliśmy wieczór tylko dla siebie?
Nie umiałam odpowiedzieć. Zamiast tego poczułam łzy pod powiekami.
Następnego dnia rano ciocia Zosia zapytała:
— Aga, a mogłabyś zrobić jeszcze naleśniki? Dzieciaki tak lubią!
Zacisnęłam dłonie na blacie. W głowie miałam tylko jedno: „Nie chcę już być służącą we własnym domu.”
Po południu zadzwoniła mama:
— Córeczko, słyszałam, że wszyscy u was są! Może i ja przyjadę na kilka dni? Tylko musisz mi przygotować pokój.
Wtedy coś we mnie pękło.
— Mamo… — zaczęłam drżącym głosem. — Nie mogę. Już nie dam rady. Potrzebuję odpocząć.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Aga, co się dzieje? Przecież zawsze byłaś taka gościnna…
— Byłam — przerwałam jej stanowczo. — Ale teraz chcę pobyć z moją rodziną. Potrzebujemy spokoju.
Wieczorem usiedliśmy z Piotrem na tarasie. Dzieci bawiły się cicho w kącie ogrodu.
— Powiedziałam mamie, że nie może przyjechać — wyszeptałam.
Piotr uśmiechnął się smutno.
— Jestem z ciebie dumny.
Następnego dnia przy śniadaniu zebrałam wszystkich w salonie.
— Kochani… — zaczęłam niepewnie. — Bardzo was kochamy i cieszymy się, że chcecie tu być. Ale to jest nasz dom i potrzebujemy trochę prywatności. Prosimy was, żebyście do końca tygodnia znaleźli sobie inne miejsce na nocleg.
Zapadła cisza. Ciocia Zosia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
— Aga… przecież zawsze mogliśmy na ciebie liczyć!
— Nadal możecie — odpowiedziałam spokojnie. — Ale teraz muszę zadbać o siebie i swoją rodzinę.
Wujek Marek chrząknął nerwowo:
— No dobrze… Skoro tak…
Wiedziałam, że będą plotki. Że mama zadzwoni do ciotki Krysi i powie: „Aga się zmieniła, już nie taka jak dawniej.” Ale pierwszy raz od dawna poczułam ulgę.
Kiedy ostatni samochód odjechał spod naszego domu, usiadłam na schodach i pozwoliłam sobie zapłakać. Ze szczęścia i ze strachu jednocześnie. Bałam się osądów rodziny, ale jeszcze bardziej bałam się utraty siebie.
Wieczorem Basia przytuliła się do mnie mocno.
— Mamo… Dziękuję ci.
Spojrzałam na nią i poczułam dumę. Może właśnie tego powinnam była nauczyć ją od początku: że czasem trzeba umieć powiedzieć „nie”, nawet jeśli to boli.
Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla innych? Czy odwaga do postawienia granic to egoizm – czy może właśnie miłość do siebie i najbliższych?