Sen, który zabrał mi syna – historia o stracie, miłości i nadziei

Dziś znów miałam ten sen. Widziałam, jak Stanisław stoi w progu naszego domu, trzymając za rękę naszego syna, Michała. Ich sylwetki rozmywają się w porannej mgle, a ja biegnę za nimi boso po mokrej trawie, krzycząc ich imiona. Ale oni nie słyszą. Odwracają się tylko na chwilę – Stanisław uśmiecha się smutno, a Michał macha mi ręką. Potem znikają. Budzę się z krzykiem, z sercem bijącym jak oszalałe. To był tylko sen… a jednak ból jest prawdziwy.

Poznałam Stanisława na zabawie w lokalnej remizie. Byłam wtedy młodą dziewczyną – wysoką, zgrabną, z głośnym śmiechem i błyszczącymi oczami. Pamiętam, jak patrzył na mnie przez cały wieczór, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę istnieję. Tańczyliśmy do białego rana, a potem odprowadził mnie do domu. — Przyjdę jutro, może się przejdziemy? — zapytał na pożegnanie. — Przyjdź — szepnęłam, czując, że właśnie zaczyna się coś ważnego.

Stanisław był inny niż wszyscy chłopcy ze wsi. Miał marzenia – chciał wyjechać do miasta, otworzyć własny warsztat samochodowy. Ale dla mnie został tutaj, na naszej ziemi, bo wiedział, że nie potrafiłabym żyć gdzie indziej. Po roku byliśmy już małżeństwem. Urodził się Michał – nasze słońce, nasza duma.

Przez kilka lat byliśmy szczęśliwi. Stanisław pracował w gospodarstwie mojego ojca, ja zajmowałam się domem i dzieckiem. Wieczorami siadaliśmy razem na ganku i patrzyliśmy na zachód słońca. — Zobaczysz, jeszcze wszystko będzie dobrze — powtarzał mi zawsze, gdy miałam gorszy dzień.

Ale życie na wsi nie jest łatwe. Z roku na rok było coraz trudniej – susze niszczyły plony, ceny mleka spadały, długi rosły szybciej niż zboże na polu. Stanisław coraz częściej wracał do domu zmęczony i milczący. Zaczęliśmy się kłócić o pieniądze, o przyszłość Michała.

— Nie chcę, żeby nasz syn całe życie harował jak my! — krzyczałam pewnego wieczoru.
— A co mam zrobić? — odpowiedział zrezygnowany. — Nie mam wykształcenia, nie znajdę pracy w mieście! Tu przynajmniej mamy dach nad głową.

Wtedy pojawiła się propozycja pracy za granicą – Niemcy, budowa autostrad. Dla Stanisława to była szansa na lepsze życie dla nas wszystkich. Długo się wahał, ale w końcu podjął decyzję.

— Wyjadę na rok. Odłożę trochę pieniędzy i wrócę. Michał pójdzie do dobrej szkoły, a my spłacimy długi.

Pamiętam dzień jego wyjazdu – Michał płakał i nie chciał puścić ojca za rękę. Ja stałam w oknie i patrzyłam, jak odjeżdża starym autobusem do Warszawy. Przez pierwsze tygodnie dzwonił codziennie. Opowiadał o pracy, o ludziach z całej Polski, którzy tak jak on szukali szczęścia za granicą.

Ale z czasem kontakt zaczął się urywać. Najpierw tłumaczył się zmęczeniem, potem mówił, że nie ma czasu ani pieniędzy na rozmowy. Michał coraz częściej pytał: — Mamo, kiedy tata wróci?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Po pół roku przyszła wiadomość od jego kolegi z budowy: Stanisław zniknął. Nikt nie wiedział gdzie jest – zostawił rzeczy w baraku i po prostu wyszedł. Policja niemiecka prowadziła śledztwo, ale bez skutku.

Przez kolejne miesiące żyłam jak w zawieszeniu. Każdego dnia czekałam na telefon lub list. Michał zamknął się w sobie – przestał rozmawiać ze mną i z kolegami ze szkoły. Zaczął mieć kłopoty z nauką.

Wtedy zaczęły się sny. Najpierw widziałam tylko Stanisława – stał na progu domu i patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Potem pojawił się Michał – razem odchodzili w stronę lasu za domem.

Pewnej nocy obudziłam się z krzykiem i zobaczyłam Michała stojącego przy moim łóżku.
— Mamo… śniło mi się, że tata wrócił i zabrał mnie ze sobą…
Przytuliłam go mocno i płakałam razem z nim do rana.

Minęły lata. Michał dorósł szybciej niż jego rówieśnicy – musiał pomagać mi w gospodarstwie i opiekować się młodszą siostrą, która urodziła się kilka miesięcy po zaginięciu Stanisława. Ja próbowałam być silna dla dzieci, ale każdej nocy wracały do mnie sny o mężu i synu odchodzących razem w mgłę.

Często zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Może powinnam była przekonać Stanisława, żeby został? Może powinnam była wyjechać razem z nim? Czy wtedy bylibyśmy szczęśliwi?

Dziś Michał jest już dorosły – wyjechał do miasta studiować informatykę. Czasem dzwoni do mnie wieczorem i pyta: — Mamo, śniło ci się coś ostatnio?
Zawsze odpowiadam: — Tak… znów widziałam was razem.

Może to tylko sny… a może dusza nigdy nie przestaje tęsknić za tymi, których kocha najbardziej?
Czy można nauczyć się żyć z pustką po kimś bliskim? Czy sny są tylko wspomnieniem… czy może próbą pogodzenia się z losem?