Kiedy rodzina pęka w szwach: Opowieść o winie, głodzie i granicach zaufania

– Ty naprawdę nie masz serca, Iwona! – krzyknęła do mnie Anka, moja szwagierka, stojąc w progu naszej kuchni. Jej twarz była czerwona ze złości, a w oczach błyszczały łzy. – Moja córka nie ma co jeść, a ty nawet nie zapytasz, czy czegoś nie potrzebujemy!

Zamarłam z kubkiem kawy w dłoni. Słowa Anki uderzyły mnie jak policzek. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść z własnego domu, żeby nie musieć tego słuchać. Ale wiedziałam, że jeśli teraz ucieknę, to już nigdy nie będę mogła spojrzeć sobie w oczy.

– Anka, przecież dobrze wiesz, że zawsze pomagaliśmy wam, kiedy tylko mogliśmy – odpowiedziałam cicho, starając się nie podnosić głosu. – Ale nie możesz mnie obwiniać za wszystko.

– A kto ma być winny?! – wrzasnęła. – Ty siedzisz tu w cieple, twoje dzieci mają pełne brzuchy, a moja Ola płacze z głodu!

Wtedy do kuchni wszedł mój mąż, Tomek. Spojrzał na nas obie z niepokojem. Wiedziałam, że jest rozdarty – to jego siostra i jego żona. Od miesięcy próbował być pośrodku, ale coraz częściej widziałam w jego oczach zmęczenie i bezradność.

– Anka, proszę cię… – zaczął Tomek, ale ona mu przerwała.

– Nie! Ty też jesteś winny! Cała wasza rodzina! – krzyczała dalej. – Gdybyście nie byli tacy święci, może byście zrozumieli!

Zacisnęłam pięści pod stołem. Przypomniałam sobie dzień, kiedy wszystko się zaczęło sypać. To było pół roku temu. Anka przyznała się swojemu mężowi do romansu. Zostawił ją bez słowa wyjaśnienia, zabrał samochód i większość oszczędności. Została sama z Olą i długami.

Przez pierwsze tygodnie pomagaliśmy jej jak mogliśmy – przynosiliśmy jedzenie, płaciliśmy rachunki. Ale potem zaczęły się telefony po nocach, prośby o coraz większe sumy pieniędzy. W końcu musieliśmy powiedzieć „dość”.

– Anka… – zaczęłam ostrożnie. – Przecież sama wiesz, że nie możemy ciągle ci pomagać. Mamy własne dzieci, kredyt na mieszkanie…

– Ale wy macie siebie! – przerwała mi ze łzami w oczach. – Ja nie mam nikogo!

Poczułam ukłucie współczucia. Pamiętałam Ankę sprzed lat – energiczną, zawsze uśmiechniętą dziewczynę, która potrafiła rozbawić całą rodzinę podczas świąt. Teraz była cieniem samej siebie.

Tomek podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu.

– Siostra… pomogliśmy ci tyle razy… Ale musisz też sama spróbować coś zmienić.

Anka spojrzała na niego z wyrzutem.

– Łatwo ci mówić! Masz żonę, dzieci… A ja? Ja mam tylko Olę i pustą lodówkę!

Wtedy Ola weszła do kuchni. Miała dziesięć lat i wielkie brązowe oczy po matce. Spojrzała na nas wszystkich i cicho zapytała:

– Mamo, możemy już iść?

Anka odwróciła się gwałtownie.

– Tak, kochanie. Idziemy stąd. Tu nikt nam nie pomoże.

Patrzyłam za nimi przez okno, gdy wychodziły na klatkę schodową. Ola szła skulona, trzymając matkę za rękę. Poczułam łzy napływające do oczu.

Tomek usiadł naprzeciwko mnie i ukrył twarz w dłoniach.

– Iwona… co my mamy robić? Przecież to moja siostra…

Objęłam go ramieniem.

– Nie możemy brać odpowiedzialności za jej błędy. Pomagaliśmy tyle razy…

Ale w środku czułam się rozdarta. W nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam głos Anki: „Moja córka nie ma co jeść”. Czy naprawdę powinnam była zrobić więcej?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama Tomka.

– Iwonko… Anka była u mnie rano. Płakała… Mówiła, że ją odtrąciliście.

Westchnęłam ciężko.

– Mamo… My naprawdę staraliśmy się pomóc… Ale ona ciągle chce więcej i więcej…

– Wiem, kochanie… Ale Ola niczemu nie jest winna…

Te słowa utkwiły mi w głowie jak cierń. Przez cały dzień myślałam o Oli – czy naprawdę chodzi głodna? Czy powinnam była ją nakarmić? A może to tylko manipulacja Anki?

Wieczorem Tomek wrócił z pracy później niż zwykle. Był blady i spięty.

– Byłem u Anki – powiedział bez wstępów. – W lodówce miała tylko ketchup i stare jajko.

Zamarłam.

– Tomek…

– Nie wiem już co robić – powiedział cicho. – Boję się o Olę.

Przez kolejne dni próbowałam znaleźć rozwiązanie. Zaczęliśmy przynosić im jedzenie raz w tygodniu, ale Anka była coraz bardziej rozgoryczona.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka Anki.

– Pani Iwono… Przepraszam, że dzwonię… Ale Ola przyszła dziś do mnie po chleb…

Serce mi zamarło.

Pojechałam do Anki natychmiast. Zastałam ją siedzącą na kanapie z butelką piwa w ręku. Ola spała na fotelu przykryta kocem.

– Anka! Co ty robisz?!

Spojrzała na mnie z pogardą.

– Przyszłaś mnie oceniać? Lepiej daj mi spokój!

Nie wytrzymałam.

– Twoja córka chodzi głodna! Jak możesz tak żyć?!

Wybuchła płaczem.

– Myślisz, że tego chciałam?! Myślisz, że jestem szczęśliwa?!

Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy razem w tej ciszy pełnej rozpaczy.

– Anka… Musisz poszukać pracy. Pomogę ci napisać CV…

Popatrzyła na mnie bez wiary.

– Kto mnie zatrudni? Z takim życiorysem?

Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy razem znaleźć rozwiązanie. Pomagałam jej pisać podania o pracę, rozsyłałyśmy CV po całym mieście. W końcu dostała pracę sprzątaczki w szkole Oli.

Nie było łatwo – zarabiała niewiele, ale przynajmniej miały co jeść. Nasze relacje powoli zaczęły się odbudowywać, choć nigdy już nie były takie jak dawniej.

Czasem patrzę na Olę i zastanawiam się, ile blizn zostawiło w niej to wszystko. Czy kiedyś mi wybaczy? Czy ja sama sobie wybaczę?

Dziś wiem jedno: granica między pomocą a wykorzystywaniem jest cienka jak włos. Jak ją rozpoznać? Czy można pomóc komuś bez utraty siebie?