Nasza córka zniknęła nam sprzed oczu – czy naprawdę można stracić dziecko przez zięcia?

– Mamo, nie mogę przyjechać. Michał źle się czuje, a poza tym… – głos Agnieszki drżał, jakby bała się, że usłyszę w nim coś więcej niż tylko wymówkę.

Zamarłam z telefonem przy uchu. W kuchni pachniało jeszcze świeżo upieczonym sernikiem, a stół był już nakryty na cztery osoby. Ojciec Agnieszki, mój mąż, siedział w salonie i udawał, że czyta gazetę, ale widziałam, jak co chwilę zerka na drzwi. To miała być nasza rocznica ślubu – trzydzieści pięć lat razem. Zawsze świętowaliśmy w czwórkę: my i Agnieszka z mężem. Ale tym razem…

– Agnieszko, przecież to ważny dzień dla nas wszystkich. Tata bardzo na ciebie czeka…

– Mamo, nie zaczynaj. Michał nie chce, żebym jeździła do was tak często. Mówi, że powinnam skupić się na naszym domu.

Usiadłam ciężko na krześle. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przed oczami stanęły mi wszystkie te chwile, kiedy Agnieszka była jeszcze małą dziewczynką – jak tuliła się do mnie po koszmarze, jak biegała po ogrodzie z rozwianymi włosami. Gdzie się podziała tamta dziewczynka?

– Agnieszko… – wyszeptałam. – Czy ty jesteś szczęśliwa?

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jej przyspieszony oddech.

– Muszę kończyć – powiedziała cicho i rozłączyła się.

Oparłam głowę o blat stołu i pozwoliłam łzom płynąć. Nie chciałam, żeby mąż mnie zobaczył w takim stanie. On zawsze powtarzał: „Daj jej czas, wróci do nas”. Ale ja czułam, że coś jest nie tak. Że tracimy ją każdego dnia coraz bardziej.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Sernik stał nietknięty. Mąż milczał przez całą kolację, a ja próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku.

– Może powinniśmy pojechać do nich? – zaproponowałam nieśmiało.

– Nie będziemy się narzucać – odpowiedział szorstko. – Jak będzie chciała, to sama przyjedzie.

Ale nie przyjeżdżała. Z każdym tygodniem kontakt był coraz rzadszy. Telefony odbierała rzadko, a jeśli już – rozmowy były krótkie i pełne napięcia. Zawsze była jakaś wymówka: Michał chory, Michał zmęczony, Michał nie chce gości.

Zaczęłam podejrzewać najgorsze. Czy on ją kontroluje? Czy zabrania jej kontaktów z nami? Przecież kiedyś była taka otwarta, radosna…

Pewnego dnia postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Mąż nie chciał jechać ze mną – „Nie będę się prosił” – powiedział tylko i wrócił do swojego warsztatu. Pojechałam sama.

Kiedy zapukałam do drzwi ich mieszkania na nowym osiedlu w Warszawie, serce waliło mi jak młotem. Otworzył Michał.

– Dzień dobry – powiedział chłodno, nawet nie próbując się uśmiechnąć.

– Jest Agnieszka? Chciałam tylko na chwilę…

– Jest zajęta. Może innym razem.

Próbowałam zajrzeć przez jego ramię do środka, ale zasłonił mi widok swoim ciałem.

– Michał… ja naprawdę chciałam tylko…

– Proszę zadzwonić następnym razem – przerwał mi i zamknął drzwi niemal przed moim nosem.

Stałam na klatce schodowej jak zbity pies. Wróciłam do domu i przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kołatały mi się myśli: Czy ona jest tam szczęśliwa? Czy on jej coś robi? Czy powinnam zgłosić to na policję?

Następnego dnia zadzwoniłam do jej przyjaciółki z liceum, Kasi.

– Kasia, powiedz mi szczerze… Co się dzieje z Agnieszką?

Kasia zawahała się przez chwilę.

– Pani Aniu… Agnieszka bardzo się zmieniła od ślubu. Rzadko się odzywa, nie spotyka się z nikim. Michał zawsze jest obok niej…

– Myślisz, że on ją kontroluje?

– Nie wiem… Ale czasem mam wrażenie, że ona się go boi.

Po tej rozmowie już nie miałam wątpliwości: muszę coś zrobić. Ale co? Przecież nie mogę wtargnąć do ich życia siłą.

Przez kolejne tygodnie próbowałam dzwonić do Agnieszki codziennie. Czasem odbierała i mówiła szybko, jakby bała się, że ktoś ją podsłuchuje. Czasem nie odbierała wcale.

W końcu przyszedł dzień moich urodzin. Zawsze przychodziła z kwiatami i tortem. Tym razem nie przyszła nawet kartka.

Wieczorem zadzwoniłam jeszcze raz.

– Agnieszko… proszę cię… powiedz mi prawdę. Czy on ci coś robi?

Usłyszałam tylko szloch po drugiej stronie słuchawki.

– Mamo… ja nie mogę… On mówi, że wy mnie nie rozumiecie… Że chcecie mnie odciągnąć od niego…

– Kochanie! My cię kochamy! Zawsze będziemy po twojej stronie!

Rozłączyła się bez słowa.

Po tej rozmowie długo siedziałam w ciemności. Mąż wszedł do pokoju i usiadł obok mnie.

– Może ona naprawdę jest szczęśliwa? Może to my przesadzamy? – spytał cicho.

Ale ja wiedziałam swoje. Matka czuje takie rzeczy.

Minęły miesiące. W końcu pewnego dnia dostałam SMS-a: „Mamo, muszę z tobą porozmawiać”. Spotkałyśmy się w parku. Agnieszka była chuda, blada, miała podkrążone oczy.

– On mnie kontroluje – wyszeptała drżącym głosem. – Zabrania mi kontaktów z wami, z przyjaciółmi… Boję się go zostawić.

Objęłam ją mocno i obiecałam pomoc.

Dziś walczymy razem o jej wolność i spokój ducha. Ale czasem pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam zrobić coś wcześniej? Czy każda matka może stracić swoje dziecko przez drugiego człowieka?

Czy wy też mieliście kiedyś poczucie, że wasze dziecko znika wam sprzed oczu? Co byście zrobili na moim miejscu?