Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił? – Opowieść o jednej uroczystości i wielu przemilczanych słowach

– Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił? – usłyszałam w słuchawce głos mojej teściowej, Marii. Był wieczór, dzieci już spały, a ja z mężem, Piotrem, wciąż rozmawialiśmy o minionym dniu. Urodziny naszej córki, Zosi, były wyjątkowe – pierwszy raz świętowaliśmy na wsi, w nowym domu po dziadkach Piotra. Było gwarno, kolorowo, dzieci biegały po ogrodzie, a my z przyjaciółmi śmialiśmy się przy grillu. Tylko jedna osoba nie pojawiła się na tym święcie.

– Mamo, przecież mówiłam ci tydzień temu o urodzinach Zosi – próbowałam tłumaczyć się przez telefon, czując jak narasta we mnie niepokój. – Nie dostałam żadnego zaproszenia. Ani SMS-a, ani telefonu. Nawet Piotr nie zadzwonił – odpowiedziała Maria z wyrzutem. Słyszałam w jej głosie łzy i coś jeszcze – rozczarowanie, którego nie potrafiłam zignorować.

Piotr tylko wzruszył ramionami. – Przecież ona zawsze wszystko bierze do siebie – mruknął pod nosem. Ale ja wiedziałam, że to nie takie proste. Maria od lat czuła się na marginesie naszej rodziny. Po śmierci teścia zamknęła się w sobie, rzadko wychodziła z domu. Każda okazja do spotkania była dla niej ważna – nawet jeśli nie zawsze to okazywała.

Przypomniałam sobie, jak kilka dni wcześniej rozmawiałam z nią przez telefon. Była wtedy rozkojarzona, narzekała na zdrowie i pogodę. Może faktycznie nie usłyszała o urodzinach? Może powinnam była zadzwonić jeszcze raz? Albo wysłać SMS-a? Zamiast tego uznałam, że skoro powiedziałam raz, to wystarczy.

– Mamo, naprawdę mi przykro. Chciałam cię zaprosić, myślałam, że będziesz…
– Myślałaś? – przerwała mi Maria. – A może po prostu nie chciałaś mnie tam widzieć?

Zamilkłam. W tej jednej chwili poczułam ciężar wszystkich naszych niedopowiedzeń. Przypomniałam sobie jej minę na ostatnich świętach, kiedy Piotr zapomniał kupić jej ulubionych pierników. Albo kiedy Zosia dostała od niej sweter na imieniny i nawet nie podziękowała, bo była zajęta telefonem.

– To nie tak…
– Wiesz, co jest najgorsze? – Maria mówiła coraz ciszej. – Że nawet nie zapytałaś mnie, jak się czuję. Że nikt nie pomyślał, czy dam radę przyjechać sama autobusem na wieś. Że dla was jestem tylko dodatkiem do rodziny.

Po tej rozmowie długo siedziałam w kuchni. Piotr próbował mnie pocieszyć: – Przesadza. Przecież wiedziała o imprezie.
Ale ja czułam się winna. Przypomniałam sobie własną mamę i to, jak bardzo bolało ją, gdy nie mogłam przyjechać na jej imieniny. Czy naprawdę tak trudno jest zadzwonić drugi raz? Zaprosić osobiście? Zapytać o samopoczucie?

Następnego dnia pojechałam do Marii. Drzwi otworzyła mi powoli, jakby nie była pewna, czy chce mnie widzieć.
– Przyszłam przeprosić – powiedziałam od razu.
Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie. Maria długo milczała.
– Wiesz… Kiedyś myślałam, że rodzina to coś oczywistego. Że zawsze będziemy razem na ważnych chwilach. Ale odkąd zostałam sama… Czasem czuję się jak mebel, który można przestawić albo schować do piwnicy.

Patrzyłam na nią i widziałam kobietę zmęczoną życiem, samotną w swoim mieszkaniu pełnym zdjęć i pamiątek po mężu. Zrozumiałam wtedy, że dla niej każde spotkanie to walka z samotnością.

– Mamo…
– Nie chcę być ciężarem – przerwała mi Maria. – Ale czasem chciałabym poczuć się potrzebna.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Wieczorem usiedliśmy z Piotrem i długo rozmawialiśmy o Marii. O tym, jak łatwo jest kogoś zranić przez zwykłe niedopatrzenie. O tym, jak trudno jest naprawić relacje, gdy przez lata narastają żale i przemilczenia.

Od tamtej pory staram się częściej dzwonić do Marii. Zapraszam ją na obiady, pytam o zdrowie, proszę o pomoc przy Zosi. Widzę, że powoli otwiera się na nowo – choć czasem jeszcze czuje się niepewnie.

Ale wciąż wraca do mnie to pytanie: ile razy jeszcze zranię kogoś bliskiego przez własną nieuwagę? Czy naprawdę tak trudno jest powiedzieć: „Jesteś dla mnie ważna”? Czy wy też macie w rodzinie takie niewypowiedziane żale?