Zbyt Późna Decyzja: Kiedy Przywiozłam Mamę do Siebie, Wszystko Się Zmieniło

– Nie dam już rady, Marto. Nie mogę patrzeć, jak mój świat się kończy w pustym mieszkaniu – głos mojej mamy, Barbary, drżał, gdy stała w progu mojego dwupokojowego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Był listopadowy wieczór, deszcz bębnił o parapet, a ja czułam, jakby ktoś ścisnął mi serce w imadle. Minęły zaledwie trzy tygodnie od pogrzebu taty. Nie zdążyłam jeszcze oswoić się z ciszą po nim, a już musiałam przyjąć do siebie mamę – kobietę, która przez całe życie była dla mnie opoką, a teraz sama potrzebowała wsparcia.

– Mamo, wiem, że ci ciężko… Ale ja też… – zaczęłam niepewnie, ale przerwała mi spojrzeniem, które znałam od dziecka. Tym samym, które nie znosiło sprzeciwu.

– Twój brat Paweł ma swoją rodzinę. Wiesz dobrze, że jego żona nie chce mnie nawet widzieć. Ty jesteś moją jedyną córką. Nie zostawiaj mnie samej – powiedziała cicho.

Czułam się winna. Paweł mieszkał w Gdańsku z żoną i dwójką dzieci. Od lat miałam wrażenie, że jego dom jest dla mamy zamknięty na cztery spusty. Ja zostałam w Warszawie – córka, która nigdy nie wyjechała daleko, zawsze była pod ręką. Teraz wszyscy patrzyli na mnie.

Pierwsza noc z mamą pod jednym dachem była trudniejsza niż mogłam sobie wyobrazić. Słyszałam jej ciche łkanie zza ściany. Rano zastałam kuchnię przemeblowaną – kubki stały w innym miejscu, talerze poustawiane według jej systemu. – Tak będzie wygodniej – powiedziała, nalewając mi kawy. Nie miałam siły protestować.

Z każdym dniem drobne rzeczy zaczęły się kumulować. Moje przyzwyczajenia znikały pod naporem jej potrzeb. Przestałam oglądać ulubione seriale – mama chciała towarzystwa albo komentowała każdą scenę. Każde moje wyjście do znajomych kończyło się pytaniami: – O której wrócisz? Czy nie jest ci zimno? Jadłaś coś? – Zaczęłam się dusić.

Pewnego popołudnia próbowałam pracować zdalnie przy komputerze, kiedy mama weszła bez pukania.

– Marta, nie dam rady sama iść na bazarek. Pójdziesz ze mną?

– Mamo, mam za chwilę ważny call! Nie mogę teraz! – odpowiedziałam ostrzej niż chciałam.

Spojrzała na mnie tak, jakby właśnie zawalił się jej świat.

– Przeszkadzam ci? Dobrze… – wyszeptała i wyszła.

Wieczorem płakałam pod prysznicem. Nie wiedziałam, jak jej powiedzieć, że potrzebuję przestrzeni i nie jestem już tą małą dziewczynką pod jej opieką. Ale jak to powiedzieć kobiecie, która właśnie straciła męża?

Napięcia narastały. Paweł dzwonił rzadko i krótko.

– Marta, wiesz jaka jest mama… Wytrzymaj trochę, przejdzie jej – mówił przez zaciśnięte zęby, jakby bał się, że mama usłyszy go przez telefon.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu i zastałam mamę przekładającą moje książki na półkach.

– Co robisz? – zapytałam ostro.

– Chciałam tylko przetrzeć kurz…

– Mamo! To są moje rzeczy! Proszę cię, nie ruszaj ich beze mnie!

Spojrzała na mnie smutno i zamknęła się w swoim pokoju. Tego wieczoru nie przyszła na kolację.

Zaczęłam czuć do niej złość – uczucie, które mnie przerażało. Jak mogę być zła na kobietę, która straciła wszystko? Ale jednocześnie byłam zła na siebie za brak cierpliwości.

W weekendy do mamy przychodziły sąsiadki na kawę. Słyszałam ich szepty: – Marta nie ma serca… Dzisiejsza młodzież nie szanuje rodziców…

Któregoś wieczoru siedziałyśmy przy stole w milczeniu. Mama nagle powiedziała:

– Wiesz… Gdy byłam młoda, nie wyobrażałam sobie, że kiedyś będę ciężarem dla własnego dziecka.

Te słowa uderzyły mnie jak obuchem. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po prostu wstałam i zamknęłam się w swoim pokoju.

Coraz częściej zostawałam dłużej w pracy lub u znajomych – byle tylko nie wracać do tej dusznej atmosfery. Mama stawała się coraz bardziej zamknięta w sobie. Pewnego dnia wróciłam i zastałam ją siedzącą po ciemku w kuchni.

– Mamo? Co robisz?

– Nic… Myślę tylko… Może powinnam pojechać do cioci Haliny na wieś. Tam przynajmniej nikomu nie będę przeszkadzać.

Wtedy pękło mi serce. Zrozumiałam, jak bardzo obie jesteśmy zagubione i poranione.

Następnego dnia usiadłyśmy razem i po raz pierwszy od śmierci taty szczerze porozmawiałyśmy:

– Mamo, przepraszam, że nie miałam więcej cierpliwości. Mnie też jest ciężko bez taty. Nie wiem jak być dobrą córką i jednocześnie nie zatracić siebie.

Obie długo płakałyśmy tego wieczoru. Ustaliłyśmy zasady: mama popołudniami chodzi do sąsiadek lub na spacer, ja mam swoje wieczory na pracę i spotkania ze znajomymi.

Nie było łatwo. Nadal zdarzały się spięcia i ciche dni. Ale nauczyłyśmy się rozmawiać i szanować swoje granice.

Dziś mija rok odkąd mieszkamy razem. Nie jest idealnie – daleko nam do tego – ale obie nauczyłyśmy się wiele o sobie i o sobie nawzajem.

Czasem zastanawiam się: czy podjęłam dobrą decyzję? Czy dzieci mogą być kiedykolwiek gotowe na starość swoich rodziców? Może nie ma jednej odpowiedzi… Ale wiem jedno: nie jestem w tym sama.