Niedzielny obiad u mamy Marii: Gorzka prawda, która rozbiła naszą rodzinę
— Znowu przesoliłaś tę zupę, mamo — rzucił mój szwagier Józef, odkładając łyżkę z przesadnym hałasem. Wszyscy zamarliśmy. Mama Maria, jak zwykle w fartuchu w kwiaty, spojrzała na niego z wyrzutem, ale nie odpowiedziała. Zawsze była dumna ze swoich niedzielnych obiadów, a my, dzieci, nauczyliśmy się, że lepiej nie komentować jej kuchni. Ale Józef nigdy nie potrafił trzymać języka za zębami.
— Przynajmniej nie jest tak gorzka jak atmosfera przy tym stole — dodał, patrząc prosto na mnie. Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Wiedziałem, do czego zmierza. Od miesięcy czułem, że coś wisi w powietrzu, ale miałem nadzieję, że nikt nie odważy się tego wypowiedzieć na głos.
Moja siostra Anka, żona Józefa, ścisnęła go za rękę pod stołem, próbując go uciszyć. Ale on już się rozpędził.
— Może w końcu przestaniemy udawać, że wszystko jest w porządku? — powiedział głośniej. — Może przestaniemy udawać, że nie wiemy, co się stało z pieniędzmi po śmierci taty?
Zapanowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Mama zbladła, a mój młodszy brat Tomek spuścił wzrok. Ja poczułem, jak żołądek ściska mi się w supeł. Przez lata nikt nie miał odwagi poruszyć tego tematu. Po śmierci ojca zniknęła spora suma pieniędzy z jego konta. Mama twierdziła, że wszystko poszło na spłatę długów, ale żadne dokumenty tego nie potwierdzały. Każdy z nas miał swoje podejrzenia, ale dla świętego spokoju milczeliśmy.
— Józef, przestań — syknęła Anka, ale on tylko wzruszył ramionami.
— Nie, Anka. Mam już dość tej hipokryzji. Wszyscy udajemy, że nic się nie stało, a potem dziwimy się, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać jak normalna rodzina.
Mama zaczęła drżeć na całym ciele. — Józefie, to nie jest miejsce ani czas na takie rozmowy — powiedziała cicho, ale stanowczo.
— A kiedy będzie czas? — zapytał. — Kiedy już wszyscy się rozjedziemy i znowu przez pół roku nie będziemy ze sobą rozmawiać?
Tomek wstał od stołu. — Ja wychodzę — rzucił i wyszedł do ogrodu, trzaskając drzwiami. Zawsze był najmniej odporny na konflikty. Ja zostałem, bo wiedziałem, że jeśli teraz wyjdę, już nigdy nie wrócę.
— Mamo, powiedz nam prawdę — odezwałem się, walcząc z drżeniem głosu. — Co się stało z tymi pieniędzmi?
Mama spuściła wzrok. Widziałem, jak jej dłonie zaciskają się na brzegu stołu. — Myślicie, że nie mam wyrzutów sumienia? — wyszeptała. — Wasz ojciec zostawił mnie z długami, o których nie mieliście pojęcia. Musiałam spłacić lichwiarza, bo groził, że zrobi krzywdę Tomkowi. Nie miałam wyboru.
Wszyscy zamilkliśmy. Przez chwilę słyszałem tylko tykanie zegara na ścianie i szum samochodów za oknem. Józef pierwszy się odezwał.
— Dlaczego nam nie powiedziałaś?
Mama spojrzała na niego ze łzami w oczach. — Bo chciałam was ochronić. Chciałam, żebyście mieli choć trochę normalnego dzieciństwa. Żebyście nie musieli się bać.
Anka zaczęła płakać. Ja poczułem, jak złość miesza się we mnie z żalem. Przez tyle lat żyliśmy w kłamstwie, a wystarczyło jedno zdanie, by wszystko runęło.
— Może gdybyśmy wiedzieli, pomoglibyśmy ci — powiedziałem cicho. — Może nie musiałabyś dźwigać tego sama.
Mama pokręciła głową. — Nie chciałam was obciążać. Już i tak mieliście dość po śmierci ojca.
Józef wstał od stołu. — Przepraszam, Maria. Nie wiedziałem… — powiedział, a potem wyszedł za Tomkiem.
Zostaliśmy z Anką sami przy stole. Ona płakała, a ja patrzyłem na przesoloną zupę, która już dawno wystygła. W jednej chwili wszystko się zmieniło. Tajemnica, która przez lata trzymała nas razem, nagle nas podzieliła. Nie wiedziałem, czy jeszcze kiedyś usiądziemy razem do stołu.
Wieczorem zadzwoniłem do mamy. — Mamo, czy ty nam kiedyś wybaczysz, że nie byliśmy przy tobie, kiedy najbardziej nas potrzebowałaś?
Odpowiedziała tylko: — Może kiedyś wy mi wybaczycie, że was okłamałam.
Czasem myślę: czy lepiej żyć w kłamstwie dla świętego spokoju, czy powiedzieć prawdę i zaryzykować rozpad rodziny? Czy można jeszcze odbudować zaufanie po tylu latach milczenia? Co wy byście zrobili na moim miejscu?