Dwanaście lat ciszy: Prawda, której nie chciałam usłyszeć od swojej wnuczki
– Babciu, muszę ci coś powiedzieć…
Głos Zosi drżał, a ja poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Stała w progu mojego pokoju, w tej samej wyciągniętej bluzie, którą dostała ode mnie na dziesiąte urodziny. W powietrzu unosił się zapach rosołu i świeżo upieczonego chleba, ale w jej oczach widziałam coś, czego nie potrafiłam nazwać – cień, którego nigdy wcześniej tam nie było.
– Słucham, kochanie – odpowiedziałam, starając się ukryć niepokój. Przez dwanaście lat byłam dla niej wszystkim: babcią, matką, przyjaciółką. To ja opowiadałam jej bajki na dobranoc, wiązałam sznurówki, uczyłam jeździć na rowerze po błotnistym podwórku w małym miasteczku pod Radomiem. Przez te wszystkie lata powtarzałam jej tę samą historię: jej mama, moja córka Marta, wyjechała do Anglii, żeby zarobić na lepsze życie.
Ale prawda była zupełnie inna. I ja o tym wiedziałam. Tylko nigdy nie miałam odwagi wypowiedzieć jej na głos.
Zosia wzięła głęboki oddech. – Babciu… mama nie jest w Anglii. Nigdy tam nie była.
Zamarłam. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. – Kto ci to powiedział?
– Sama się dowiedziałam. Znalazłam stare gazety w piwnicy. Było tam napisane… że ją zatrzymali za kradzież. Że trafiła do więzienia. I… i że zostawiła mnie u ciebie, bo nie miała gdzie mnie zabrać.
Nie mogłam oddychać. Przed oczami przelatywały mi obrazy z przeszłości: Marta, moja piękna córka, jak ucieka z domu z niewłaściwym chłopakiem; noce, kiedy płakałam w poduszkę, błagając Boga, by mi ją zwrócił; dzień, w którym policjanci przywieźli mi Zosię – zapłakaną, zdezorientowaną.
– Dlaczego mnie okłamałaś? – Zosia wyszeptała, a łzy spływały jej po policzkach.
– Nie chciałam, żebyś cierpiała – odpowiedziałam cicho. – Myślałam… myślałam, że będzie ci łatwiej, jeśli uwierzysz, że mama wyjechała za pracą, a nie… że…
Zosia podeszła do okna. Patrzyła na ogród, gdzie kwitły tulipany, które sadziłyśmy razem w zeszłym roku. – Wiesz, ile razy wyobrażałam sobie, że wróci? Że mnie przytuli i powie, że mnie kocha? A teraz… teraz nie wiem, czy w ogóle chcę ją zobaczyć.
Cisza wypełniła pokój. Czułam się jak najgorsza babcia na świecie. Wszystko, co robiłam, robiłam z miłości, ale teraz wydawało mi się, że odebrałam jej prawo do prawdy.
– Zosiu – próbowałam się do niej zbliżyć – wiem, że jesteś zła. I masz do tego prawo. Ale pamiętaj, że kocham cię ponad wszystko. I twoja mama też cię kocha… na swój sposób. Po prostu nie potrafiła tego okazać.
Odwróciła się do mnie, oczy czerwone od płaczu. – Powiesz mi teraz wszystko? Bez kłamstw?
Skinęłam głową i usiadłam obok niej na łóżku. Zaczęłam od początku: o dzieciństwie Marty, o tym, jak się zmieniła, gdy poznała niewłaściwych ludzi, o nocach, kiedy nie wracała do domu, o mojej bezsilności i strachu. Opowiedziałam jej wszystko – nawet to, co każda matka chciałaby wymazać z pamięci.
Zosia słuchała bez słowa. Czasem ocierała łzy, czasem zaciskała pięści ze złości.
– Czyli… ona mnie nie chciała?
– Nie! – wykrzyknęłam, zanim zdążyłam się zastanowić. – Chciała cię, ale nie wiedziała jak! Była zagubiona, Zosiu. Ja razem z nią. Ale ty byłaś moim światłem w ciemności. To dla ciebie wstawałam każdego ranka.
Zosia rzuciła mi się na szyję i przytuliła tak mocno, jak nigdy dotąd.
Minęły tygodnie od tej rozmowy. Zosia nie pyta już o matkę, ale czasem widzę, jak przegląda stare zdjęcia i zamyśla się. Staram się być szczera – między nami nie ma już kłamstw.
Pewnego dnia, gdy razem piekłyśmy szarlotkę, Zosia zapytała: – Babciu, myślisz, że byłabym inna, gdyby mama mnie nie zostawiła?
Zatrzymałam się z wałkiem w ręku i spojrzałam jej prosto w oczy.
– Nie wiem, kochanie… Może byłabyś szczęśliwsza, może nie wiedziałabyś, co to znaczy walczyć o miłość i prawdę. Ale wiem jedno – jesteś najodważniejszą dziewczyną, jaką znam. I jestem z ciebie dumna.
Czasem zastanawiam się – czy zrobiłam dobrze, że ją okłamałam? Czy lepiej żyć w kłamstwie, które chroni, czy w prawdzie, która boli? Czy miłość naprawdę wszystko usprawiedliwia?