Dlaczego ona, a nie ja? Historia o niesprawiedliwości w rodzinie Kowalskich

– Znowu dostałaś coś od mamy? – zapytałam Kasię, próbując ukryć drżenie w głosie. Stałyśmy w kuchni, a ona z uśmiechem pokazywała mi klucze do nowego mieszkania. – Mama pomogła mi z wkładem własnym. Wiesz, jak ciężko teraz o kredyt – odpowiedziała, jakby to było najnormalniejsze na świecie. Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

Od dziecka byłam przekonana, że mama kocha nas tak samo. Zawsze powtarzała: „Moje dziewczynki, moje szczęście”. Ale odkąd tata odszedł, a mama musiała sama nas wychowywać, coraz częściej miałam wrażenie, że Kasia jest jej oczkiem w głowie. Tłumaczyłam sobie, że to dlatego, że Kasia była młodsza, bardziej wrażliwa. Ja zawsze byłam tą silną, samodzielną. Ale teraz, kiedy zobaczyłam, jak mama bez wahania daje jej pieniądze na mieszkanie, a mnie nawet nie zapytała, czy czegoś potrzebuję – poczułam się niewidzialna.

Wróciłam do siebie i zamknęłam się w łazience. Patrzyłam w lustro i widziałam tylko rozczarowanie. „Dlaczego ona, a nie ja?” – powtarzałam w myślach. Przecież też pracuję, też próbuję sobie radzić. Moje mieszkanie to wynajmowana kawalerka na obrzeżach Warszawy. Każdy grosz oglądam dwa razy zanim go wydam. Mama wie, jak jest ciężko. Nigdy nie poprosiłam o pomoc – może to był mój błąd?

Wieczorem zadzwoniła mama. – Aniu, wszystko w porządku? – zapytała swoim ciepłym głosem. Przez chwilę chciałam udawać, że nic się nie stało. Ale nie potrafiłam.

– Mamo, dlaczego pomogłaś Kasi, a mnie nie? – wyrzuciłam z siebie jednym tchem.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Aniu… Myślałam, że ty sobie poradzisz. Zawsze byłaś taka silna…

– Ale ja też mam problemy! – przerwałam jej. – Też chciałabym poczuć się ważna.

Mama westchnęła ciężko. – Nie chciałam cię skrzywdzić. Po prostu Kasia… Ona zawsze była taka zagubiona…

– A ja? Ja nigdy nie mogłam być słaba? – zapytałam przez łzy.

Rozłączyłam się i długo siedziałam w ciemności. Przypomniały mi się wszystkie te chwile z dzieciństwa: jak Kasia płakała po nocach, a mama tuliła ją do snu; jak ja sama zasypiałam z książką pod kołdrą; jak na wywiadówki chodziła tylko do Kasi, bo „u ciebie wszystko dobrze”.

Następnego dnia spotkałyśmy się całą rodziną na obiedzie u mamy. Atmosfera była napięta. Kasia unikała mojego wzroku, a mama co chwilę zerkała na mnie z niepokojem.

– Może ktoś jeszcze chce herbaty? – zapytała mama, próbując rozładować napięcie.

– Ja chcę rozmowy – powiedziałam cicho.

Wszyscy zamilkli.

– Mamo, czuję się pominięta. Wiem, że Kasia miała trudniej, ale ja też jestem twoją córką.

Kasia spuściła wzrok. – Aniu… Przepraszam. Nie chciałam cię zranić. Po prostu… bałam się poprosić o pomoc i kiedy mama sama zaproponowała…

Mama zaczęła płakać. – Nie umiem być sprawiedliwa. Chciałam dobrze…

– Ale wyszło jak zawsze – dokończyłam za nią gorzko.

Po obiedzie wyszłyśmy z Kasią na balkon.

– Zazdrościsz mi tego mieszkania? – zapytała cicho.

– Nie mieszkania. Tego uczucia, że ktoś cię wybiera – odpowiedziałam szczerze.

Przytuliłyśmy się po raz pierwszy od lat.

Minęły tygodnie. Mama próbowała wynagrodzić mi swoją decyzję – zaproponowała pomoc finansową, ale odmówiłam. Chciałam czegoś więcej niż pieniędzy: chciałam być widziana i doceniana taka, jaka jestem.

Zaczęłyśmy częściej rozmawiać o uczuciach. Mama powoli uczyła się słuchać mnie tak samo jak Kasię. Ja uczyłam się mówić o swoich potrzebach i nie udawać silnej za wszelką cenę.

Czasem jeszcze wraca do mnie to pytanie: dlaczego ona, a nie ja? Ale coraz częściej myślę: może czas przestać porównywać i zacząć budować własną wartość?

Czy naprawdę możemy oczekiwać od rodziców sprawiedliwości? A może powinniśmy nauczyć się wybaczać ich ludzkie błędy?