Kiedy Staliśmy się Trojgiem: Życie z Teściową i Jej Zalotnikiem w Jednym Mieszkaniu
— Nie wierzę, że to się dzieje — powtarzałam w myślach, stojąc w kuchni i patrząc, jak teściowa rozkłada na stole kolejne talerze. — Mamo, przecież nie możemy tak żyć! — wybuchłam w końcu, nie mogąc już dłużej tłumić emocji.
Teściowa spojrzała na mnie z chłodnym spokojem. — Marto, to tylko na chwilę. Stefan nie ma się gdzie podziać, a przecież nie zostawię człowieka na ulicy.
Stefan, jej nowy adorator, siedział już w naszym salonie, rozparty na kanapie, jakby był tu od zawsze. Mój mąż, Tomek, stał obok mnie, z miną wyrażającą wszystko: zmęczenie, rezygnację i cichy bunt. Od tygodni próbowałam z nim rozmawiać o tej sytuacji, ale zawsze kończyło się na jego westchnieniu i słowach: „To tylko na chwilę, Marta. Mama nie ma nikogo poza nami.”
Ale ta „chwila” trwała już trzeci miesiąc. Nasze dwupokojowe mieszkanie na warszawskim Ursynowie zamieniło się w pole bitwy o każdy metr kwadratowy prywatności. Stefan miał swoje kaprysy — głośno oglądał telewizję do późna, zostawiał brudne naczynia w zlewie i komentował wszystko, co robiłam. Teściowa broniła go jak lwica: „Stefan jest naszym gościem! Trochę szacunku!”
Zaczęłam czuć się jak intruz we własnym domu. Nawet nasza córka, Zosia, pytała szeptem: „Mamo, kiedy oni pójdą?”
Pewnego wieczoru, kiedy Stefan znów rozsiadł się w salonie z piwem i głośno komentował wiadomości, nie wytrzymałam. — Stefanie, czy mógłby pan trochę ściszyć? Zosia śpi.
Spojrzał na mnie z irytacją. — Dzieci muszą się przyzwyczajać do życia. Nie możesz jej trzymać pod kloszem.
Zacisnęłam pięści. Tomek siedział obok mnie, ale milczał. Czułam się zdradzona przez własnego męża — jakby jego lojalność była gdzieś pomiędzy mną a jego matką.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Tomkiem. — Tomek, tak dłużej nie wytrzymam. To nasz dom! Nie możemy być wiecznie gośćmi we własnym mieszkaniu.
Westchnął ciężko. — Wiem, Marta. Ale co mam zrobić? Mama zawsze była sama…
— Ale teraz nie jest sama! Ma Stefana! — przerwałam mu ostro. — A my? Co z nami? Z Zosią?
Tomek spuścił wzrok. — Spróbuję z nią porozmawiać.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy przy stole. Teściowa patrzyła na nas podejrzliwie, Stefan udawał, że nie słyszy.
— Mamo — zaczął Tomek niepewnie — musimy porozmawiać o przyszłości. O tym, jak długo jeszcze Stefan będzie z nami mieszkał.
Teściowa od razu się spieniła. — Co to za ton? Przecież to rodzina! Stefan jest dla mnie ważny!
— Ale dla nas też ważna jest prywatność — powiedziałam cicho. — Zosia potrzebuje spokoju. My też.
Stefan chrząknął znacząco. — Jak wam przeszkadzam, to powiedzcie wprost.
— Przeszkadzasz! — wybuchłam w końcu. — To jest NASZ dom!
Zapadła cisza. Teściowa patrzyła na mnie z nienawiścią w oczach.
— Marta, jesteś niewdzięczna! Zapomniałaś już, kto ci pomagał po porodzie? Kto gotował obiady?
— Nie zapomniałam! Ale to nie znaczy, że możesz rządzić moim życiem!
Tomek próbował nas uspokoić, ale już było za późno. Tej nocy spałam w pokoju Zosi, płacząc cicho do poduszki.
Następne dni były jeszcze gorsze. Teściowa chodziła obrażona, Stefan robił mi na złość drobnymi gestami: zostawiał otwarte drzwi do łazienki, przestawiał moje rzeczy w kuchni. Tomek coraz częściej wracał późno z pracy.
Zaczęłam szukać wsparcia u przyjaciółek. — Marta, musisz postawić granice — mówiła Ania przez telefon. — To twój dom! Nie możesz pozwolić się zdominować.
Ale jak postawić granice komuś, kto uważa się za ofiarę? Kto gra na emocjach i poczuciu winy?
Pewnego popołudnia Zosia wróciła ze szkoły zapłakana. — Mamo, Stefan powiedział mi, że jestem niegrzeczna i że przez takie dzieci jak ja ludzie są nieszczęśliwi…
To był moment przełomowy. Wybiegłam do salonu i krzyknęłam: — Dość tego! Albo Stefan się wyprowadza, albo ja zabieram Zosię i idziemy do mojej mamy!
Teściowa zerwała się z miejsca. — Jak śmiesz?!
— Śmiem! Bo jestem matką i żoną! I mam prawo do normalnego życia!
Tomek wszedł do domu akurat w tej chwili. Spojrzał na mnie i zobaczył łzy Zosi.
— Mamo… Stefan… musicie się wyprowadzić — powiedział cicho.
Teściowa wybiegła z płaczem do swojego pokoju. Stefan spojrzał na nas z pogardą i wyszedł trzaskając drzwiami.
W końcu odzyskaliśmy spokój… ale za jaką cenę? Relacje z teściową już nigdy nie będą takie same. Tomek długo nie mógł mi wybaczyć tej konfrontacji, choć wiedziałam, że zrobiłam to dla naszej rodziny.
Czasami patrzę na Zosię i zastanawiam się: czy można kochać rodzinę i jednocześnie bronić siebie? Czy każda granica musi boleć? Może czasem trzeba wybrać siebie – nawet jeśli oznacza to rozpad dawnych więzi.