Jak on śmie? Historia pęknięcia w małżeństwie

– Wystarczy! – huknął pięścią w stół Igor, a porcelanowe talerze w kuchni podskoczyły od uderzenia. – Żebyś więcej jej tu nie widziała!

Zamarłam z filiżanką kawy w dłoni. Przez chwilę miałam ochotę rzucić nią o ścianę, ale powstrzymałam się. Spojrzałam na niego spode łba, czując jak wzbiera we mnie fala gniewu i upokorzenia.

– Serio? – mój głos drżał, ale nie ze strachu, tylko z wściekłości. – A to, że ja też tu mieszkam i mogę zapraszać, kogo chcę, cię nie obchodzi?

– Póki mieszkasz ze mną, obowiązują cię moje zasady! – Igor był czerwony na twarzy, a jego oczy błyszczały jak u rozjuszonego psa.

Wiedziałam, że chodzi o moją siostrę, Olgę. Przyszła dziś po pracy, żeby pogadać. Ostatnio miała ciężki czas – rozwód, problemy w pracy. Zawsze była dla mnie wsparciem, a teraz ja chciałam być dla niej. Ale Igor jej nie znosił. Twierdził, że jątrzy i podjudza mnie przeciwko niemu.

– Twoje zasady? – powtórzyłam z ironią. – Może jeszcze będziesz mi mówił, z kim mogę rozmawiać przez telefon?

– Nie rób ze mnie tyrana! – krzyknął. – Ale nie będę tolerował jej obecności w moim domu!

– To nie jest tylko twój dom! – wybuchłam. – Płacę rachunki tak samo jak ty! To też moje miejsce!

W tej chwili drzwi do kuchni otworzyły się cicho i do środka weszła nasza córka, Zosia. Miała dwanaście lat i była za mądra jak na swój wiek. Spojrzała na nas szeroko otwartymi oczami.

– Przestańcie się kłócić – powiedziała cicho. – Proszę.

Zrobiło mi się wstyd. Przez chwilę zapadła cisza, tylko zegar tykał na ścianie. Igor odwrócił wzrok i wyszedł z kuchni trzaskając drzwiami.

Usiadłam ciężko na krześle i ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się jak rozbita porcelana – niby cała, ale popękana w środku.

Olga przyszła do mnie wieczorem, kiedy Zosia już spała. Usiadłyśmy na kanapie w salonie, popijając herbatę.

– On cię nie szanuje – powiedziała cicho. – Widzisz to?

– Nie wiem już sama… Może przesadzam? Może on po prostu jest zmęczony?

Olga pokręciła głową.

– Marlena, widzę jak bardzo się zmieniłaś przez te lata. Kiedyś byłaś silna, pewna siebie. Teraz… ciągle się tłumaczysz.

Poczułam łzy pod powiekami. Nie chciałam płakać przy niej, ale nie mogłam się powstrzymać.

– Boję się, Olgo… Boję się zostać sama. Boję się o Zosię. Boję się tego wszystkiego.

Objęła mnie ramieniem.

– Nie jesteś sama. Masz mnie. Masz Zosię. I masz prawo być szczęśliwa.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Igor wrócił późno, czułam od niego alkohol. Położył się obok mnie bez słowa. Leżałam sztywno, patrząc w sufit.

Rano atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Igor jadł śniadanie w milczeniu, Zosia udawała, że czyta książkę przy stole.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie z irytacją.

– O czym?

– O nas. O tym wszystkim…

Wzruszył ramionami.

– Nie mam czasu na twoje dramaty.

Zabolało mnie to bardziej niż wszystkie poprzednie kłótnie. Poczułam się niewidzialna.

W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Aneta, zapytała czy wszystko w porządku. Skłamałam, że tak. Wstydziłam się przyznać do tego chaosu w domu.

Wieczorem zadzwoniła mama. Usłyszała mój głos i od razu wiedziała, że coś jest nie tak.

– Marlena… dziecko… Co się dzieje?

Chciałam jej powiedzieć wszystko, ale nie mogłam. Bałam się jej rozczarować.

– Nic takiego, mamo… Po prostu jestem zmęczona.

Położyłam się wcześnie spać, ale znów nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły mi po głowie jak stado wron: Czy to już koniec? Czy można jeszcze coś naprawić? Czy warto?

Następnego dnia Igor wrócił późno z pracy. Był dziwnie spokojny.

– Musimy ustalić zasady – powiedział chłodno. – Albo twoja siostra przestaje tu przychodzić, albo…

Zawahał się.

– Albo co? – zapytałam cicho.

– Albo musimy przemyśleć nasze małżeństwo.

Poczułam jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.

– To szantaż? – spytałam z niedowierzaniem.

Nie odpowiedział. Wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z moimi myślami.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Rozmawialiśmy tylko o sprawach domowych i Zosi. Unikaliśmy siebie nawzajem jak ognia.

Któregoś wieczoru usiadłam przy stole z kartką papieru i zaczęłam pisać list do Igora. Pisałam o tym, co czuję, czego mi brakuje, czego się boję. Pisałam o tym, jak bardzo boli mnie jego obojętność i brak szacunku.

Nie miałam odwagi mu go dać.

Minął tydzień. Olga zadzwoniła i zaprosiła mnie na kawę do swojej nowej kawalerki na Pradze. Poszłam tam z duszą na ramieniu.

– Marlena… musisz coś zrobić ze swoim życiem – powiedziała stanowczo. – Nie możesz pozwolić mu sobą pomiatać.

Patrzyłam przez okno na szare bloki i zastanawiałam się: czy naprawdę jestem aż tak słaba? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu?

Wróciłam do domu późno wieczorem. Igor siedział przed telewizorem z piwem w ręku.

– Gdzie byłaś? – zapytał bez emocji.

– U Olgi.

Westchnął ciężko.

– Wiesz co? Może rzeczywiście powinniśmy zrobić sobie przerwę…

Serce mi pękło. Chciałam krzyczeć, płakać, błagać go żeby został… Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Po prostu poszłam do sypialni i zamknęłam za sobą drzwi.

Teraz siedzę tu sama i piszę te słowa. Zosia śpi w swoim pokoju, a ja zastanawiam się nad wszystkim od początku do końca: kiedy to wszystko zaczęło się psuć? Czy naprawdę można odbudować coś, co pękło tak głęboko? Czy lepiej pozwolić odejść temu, co już dawno umarło?

Może czasem trzeba pozwolić sobie na szczerość wobec samej siebie… Ale czy mam odwagę zacząć od nowa?