Moja mama wybrała swoją siostrę zamiast mnie. Czy rodzina zawsze znaczy lojalność?
– Znowu to robisz, mamo! – krzyknęłam, czując jak głos mi się łamie. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, a zapach świeżo zaparzonej kawy mieszał się z goryczą, która narastała we mnie od lat. Mama patrzyła na mnie tym swoim spokojnym, nieco zrezygnowanym wzrokiem, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi. Ale przecież wiedziała. Musiała wiedzieć.
– Marto, nie przesadzaj. To tylko kilka dni, ciocia Zosia naprawdę potrzebuje pomocy – powiedziała cicho, odwracając się do okna. Widziałam jej odbicie w szybie: zmarszczki wokół oczu, lekko zaciśnięte usta. Zawsze taka sama poza, gdy próbowała uciec od rozmowy.
Miałam wtedy dwadzieścia siedem lat i właśnie wróciłam do domu po rozstaniu z narzeczonym. Potrzebowałam wsparcia, rozmowy, zwykłego bycia razem. Ale mama już pakowała torbę – jechała do Zosi, bo ta złamała nogę i nie mogła sobie poradzić sama. Znowu byłam na drugim miejscu.
To nie był pierwszy raz. Odkąd pamiętam, mama zawsze stawiała Zosię ponad wszystko. Gdy byłam dzieckiem i miałam grypę, mama zostawiała mnie z babcią, bo ciocia miała ważny egzamin na studiach i trzeba było jej pomóc w nauce. Gdy miałam osiemnaście lat i dostałam się na wymarzone studia w Warszawie, mama nie przyjechała na uroczystość rozpoczęcia roku – Zosia miała wtedy problemy z mężem i potrzebowała wsparcia.
Zosia była wiecznym dzieckiem, które nie potrafiło dorosnąć. Miała dwójkę dzieci, ale to mama jeździła do niej gotować obiady i odbierać wnuki ze szkoły. Ja? Ja nauczyłam się radzić sobie sama. Ale za każdym razem, gdy widziałam mamę pakującą torbę dla Zosi albo słyszałam jej głos w słuchawce: „Zaraz przyjadę”, czułam się coraz bardziej niewidzialna.
Pamiętam jedną Wigilię. Siedzieliśmy przy stole – ja, mama, tata i oczywiście Zosia z rodziną. W pewnym momencie ciocia zaczęła płakać, bo jej syn dostał tróję z matematyki. Mama natychmiast wstała od stołu, przytuliła Zosię i zaczęła ją pocieszać. Ja patrzyłam na swój talerz z barszczem i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Tato ścisnął mnie za rękę pod stołem, ale nic nie powiedział.
Po latach próbowałam zrozumieć mamę. Może czuła się odpowiedzialna za młodszą siostrę? Może ich dzieciństwo było trudniejsze niż moje? Babcia opowiadała mi kiedyś, że dziadek pił i często znikał na całe tygodnie. Mama była wtedy starsza o pięć lat od Zosi i to ona musiała ją chronić przed awanturami w domu. Ale czy to tłumaczyło wszystko?
– Mamo, czy ja kiedykolwiek będę dla ciebie ważniejsza niż Zosia? – zapytałam pewnego wieczoru, gdy siedziałyśmy razem na balkonie.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Marto… Ty zawsze byłaś silna. Wiedziałam, że sobie poradzisz. Zosia… ona zawsze potrzebowała pomocy.
– Ale ja też czasem potrzebuję! – wybuchłam. – Tylko nigdy nie dajesz mi szansy tego pokazać.
Milczała długo. W końcu powiedziała cicho:
– Może masz rację. Może za bardzo się o nią martwiłam.
Ale nic się nie zmieniło.
Kiedy w zeszłym roku zachorowałam na depresję po utracie pracy, mama przyjechała do mnie tylko raz – na godzinę. Potem zadzwoniła Zosia: „Mamo, dzieci są chore”. Mama spakowała się i pojechała do niej na tydzień.
Czułam się zdradzona przez własną matkę. Próbowałam rozmawiać z tatą, ale on tylko wzdychał:
– Twoja mama taka już jest. Nie zmienisz jej.
Przez wiele miesięcy walczyłam ze sobą – czy powinnam zerwać kontakt? Czy powinnam wybaczyć? Spotykałam się z psychologiem, pisałam listy do mamy (których nigdy nie wysłałam), próbowałam budować swoje życie bez jej obecności.
W końcu postanowiłam napisać do niej szczerze:
„Mamo,
Nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumiesz, jak bardzo bolały mnie twoje wybory. Przez lata czułam się niewidzialna i mniej ważna niż twoja siostra. Chciałabym kiedyś usłyszeć od ciebie: 'Jesteś dla mnie najważniejsza’. Ale wiem już, że to się nie stanie. Muszę nauczyć się żyć z tym brakiem.”
Nie odpowiedziała od razu. Po tygodniu zadzwoniła:
– Marto… Przepraszam cię za wszystko. Nie umiałam inaczej.
Nie płakałam wtedy. Poczułam tylko ulgę – jakby ktoś zdjął mi ciężar z ramion.
Dziś mam trzydzieści dwa lata i własne życie w Krakowie. Rzadko widuję mamę – nasze relacje są poprawne, ale chłodne. Czasem tęsknię za bliskością, której nigdy nie było. Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy rodzina naprawdę zawsze znaczy lojalność? Czy można wybaczyć komuś, kto przez całe życie stawiał cię na drugim miejscu?
A może to ja powinnam nauczyć się być dla siebie najważniejsza? Co wy o tym myślicie?