Dwa razy złamane serce: Gdy własna mama zawodzi – historia Ewy
– Mamo, gdzie są chłopcy? – krzyknęłam, wbiegając do mieszkania. W powietrzu unosił się zapach przypalonego mleka, a w tle słychać było cichy szloch. Moja mama siedziała na podłodze w kuchni, trzymając w rękach dziecięcy sweterek. Jej ramiona drżały, a oczy były czerwone od płaczu.
– Ewa… ja… – zaczęła, ale głos jej się załamał. – Oni… ja tylko na chwilę wyszłam do sąsiadki po cukier… –
Nie słuchałam dalej. Wybiegłam na klatkę schodową, potem na podwórko. Wszędzie cisza. Tylko echo moich kroków i serce bijące jak oszalałe. To był ten dzień, kiedy świat się zatrzymał. Dzień, w którym straciłam pierwszego syna. Michałek miał wtedy cztery lata.
Minął rok. Myślałam, że już nie mam łez. Że nie można drugi raz umrzeć w środku. Ale los miał inne plany. Mama nalegała, żebym pozwoliła jej zająć się młodszym, Kubusiem. „Musisz wrócić do pracy, Ewuniu. Pozwól mi odkupić winy” – powtarzała. Widziałam w jej oczach rozpacz i nadzieję, że choć trochę naprawi to, co się stało.
Zgodziłam się. Chciałam wierzyć, że to był wypadek. Że każdy zasługuje na drugą szansę. Ale kiedy zadzwonił telefon ze szpitala i usłyszałam słowa: „Pani syn miał wypadek pod opieką babci”, poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
Kuba nie przeżył. Tym razem nie było już krzyku ani łez. Była tylko pustka i cisza.
Siedzę teraz na korytarzu sądu, patrząc na drzwi sali rozpraw. Po drugiej stronie siedzi moja mama – Maria Nowak, oskarżona o rażące zaniedbanie skutkujące śmiercią wnuków. Sędzia wyczytuje nasze nazwiska, a ja czuję, jakby to nie była moja historia. Jakbym oglądała film o kimś innym.
Wszyscy patrzą na mnie – rodzina, sąsiedzi, nawet obcy ludzie z gazet i telewizji. „Jak mogłaś zostawić dzieci pod opieką kobiety, która już raz zawiodła?” – pytają spojrzenia. „Dlaczego nie zaufałaś instynktowi matki?” – szepczą głosy w mojej głowie.
Mój mąż, Tomek, odszedł po śmierci Michałka. Nie wytrzymał napięcia, żalu i wzajemnych oskarżeń. „To twoja matka!” – krzyczał wtedy. „Gdybyś jej nie zaufała…” Nie potrafiłam mu odpowiedzieć.
W sądzie padają słowa: „zaniedbanie”, „brak nadzoru”, „nieumyślne spowodowanie śmierci”. Mama płacze cicho, nie patrzy mi w oczy. Ja siedzę sztywno jak posąg i próbuję oddychać.
Po rozprawie podchodzi do mnie ciotka Basia:
– Ewa, musisz być silna. To nie twoja wina.
Patrzę na nią z niedowierzaniem.
– A czyja? Przecież to ja zostawiłam im ją drugi raz… –
W domu wszystko przypomina mi o chłopcach: ich rysunki na lodówce, pluszowy miś na łóżku Kubusia, zdjęcia z wakacji nad morzem. Czasem słyszę ich śmiech w snach i budzę się z krzykiem.
Mama dzwoni do mnie codziennie z pytaniem:
– Ewuniu, czy możesz mi wybaczyć?
Nie wiem, co odpowiedzieć. Każde słowo wydaje się niewystarczające.
Próbuję wrócić do pracy w bibliotece. Ludzie patrzą na mnie ze współczuciem albo unikają wzroku. Jedna z koleżanek mówi:
– Ewa, musisz żyć dalej.
Ale jak? Jak żyć bez dzieci i bez matki?
Czasem myślę o tym, co by było gdybym wtedy nie poszła do pracy. Gdybym nie zaufała mamie drugi raz. Gdybym była lepszą matką.
W końcu przychodzi dzień ogłoszenia wyroku. Sędzia mówi długo o odpowiedzialności i tragedii rodzinnej. Mama dostaje wyrok w zawieszeniu i zakaz opieki nad dziećmi na pięć lat.
Po wszystkim podchodzę do niej na schodach sądu. Patrzy na mnie błagalnie:
– Ewuniu…
Nie potrafię jej przytulić ani wybaczyć. Odwracam się i odchodzę.
Wieczorem siedzę sama przy stole i patrzę na zdjęcie chłopców.
Czy można wybaczyć komuś, kto złamał ci serce dwa razy? Czy kiedykolwiek przestanę czuć tę pustkę?
A może to ja powinnam sobie wybaczyć? Czy wy bylibyście w stanie spojrzeć własnej matce w oczy po czymś takim?